[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kilka dni pózniej Isabel zadzwoniła do biura Craiga z dość
niecodzienną propozycją.
- ...no i pomyślałam sobie, że może chciałby pan pójść
ze mną po te zakupy - mówiła. - Muszę kupić Sandy parę
rzeczy. No wie pan, łóżeczko, ubranka, zabawki i takie tam
różności.
Zakupy? Czy ona sobie ze mnie kpi? myślał poirytowany
Craig. Czy naprawdę sobie wyobraża, że mógłbym razem
z nią kupować pluszowe misie i koronkowe sukienki? Musia
ła widzieć, jak głupio zachowywałem się wtedy w szpitalu.
Nic dziwnego, że wyciągnęła z tego niewłaściwe wnioski.
- Naprawdę bardzo chciałbym się z panią spotkać - po
wiedział - ale wyobrażałem sobie, że pójdziemy razem na
kolację...
- Ach! No cóż, rozumiem. Nie chciałam, żeby poczuł się
pan odsunięty od Sandy - odrzekła prawie szeptem.
Ani mi się śni! oburzył się w myślach Craig. Rzeczywiście
myślę o Sandy i o Isabel więcej, niż powinienem, ale to na
pewno chwilowe. Jeśli nic będę ich widywał, samo przejdzie.
- Obawiałem się trochę, co się stanie z małą - powie
dział do słuchawki. - Teraz jestem pewien, że będzie miała
właściwą opiekę. Jest zdrowa, prawda? Nie ma kłopotów
z jedzeniem?
- Nie, żadnych kłopotów. Sandy jest fantastyczna. Zresztą
śpi sobie teraz na moich kolanach.
- Zwietnie - mruknął Craig. Kiedy wyobraził sobie ten
widok, wzruszenie zaparło mu dech w piersiach.
- Więc nie chce pan wybrać się ze mną po zakupy?
- Poszedłbym z panią nawet na koniec świata. Jednak mu
si pani zrozumieć, że moje intencje nie mają nic wspólnego
z tym dzieckiem. - Przynajmniej tym razem powiedział pra
wdę. Isabel bardzo go pociągała i to niezależnie od tego, czy
była z dzieckiem, czy sama.
Isabel milczała.
- O której chciałby pan przyjść? - zapytała w końcu.
- Centrum handlowe otwarte jest dziś dłużej.
- Przyjadę po panią po pracy i pójdziemy na obiad - za
proponował Craig. Potem zajmiemy się zakupami i może
wybierzemy się do kina.
- Nie mogę. Mam przecież maleńkie dziecko! - zaprote
stowała. - Sandy ma dopiero kilka dni. Lepiej dajmy sobie
spokój z zakupami. To nie był najlepszy pomysł. Za kilka
tygodni, kiedy trochę się przyzwyczaję, łatwiej mi będzie
zostawić małą na kilka godzin. Wtedy się umówimy, jeśli
oczywiście nadal będzie pan miał na to ochotę.
- Doskonale - zgodził się Craig natychmiast, bo bał się,
że Isabel znów zmieni zdanie. - Wobec tego zadzwonię do
pani za dwa tygodnie.
Isabel podała mu swój numer telefonu. Dopiero wtedy
Craig zrozumiał, że pokpfł sprawę. Należało skorzystać z oka
zji i pojechać z nią po te sprawunki.
Isabel odłożyła słuchawkę. Zastanawiała się, dlaczego
Craig tak dziwnie się zachował. Pewnie nie chciał się przy
znać, że pokochał Sandy. Sam nie wierzy w siłę nowych
uczuć, które wzbudziła w nim ta mała dziewczynka. A może
rzeczywiście interesował się Sandy tylko tak, jak dobry Sa
marytanin powinien się interesować porzuconym dzieckiem?
A może Isabel opacznie zrozumiała jego zachowanie i zbyt
pochopnie dopasowała je do swojej teorii o więzi rodzinnej?
Miała tylko jeden sposób sprawdzenia, jak to naprawdę jest
/ Craigiem: należało poznać go bliżej. Jeśli okazałoby się, że
Craig Jaeger istotnie nie nadaje się na męża. Isabel elegancko
zakończy tę znajomość, zanim którekolwiek z nich zdąży za
angażować się uczuciowo.
Tak więc teraz przynajmniej miała jakiś plan. Niestety,
czuła także, że jeśli Craig znów ją pocałuje, to wszystkie jej
plany wezmą w łeb.
W sobotę, dwa tygodnie pózniej. Isabel zabawiała rozmo
wą świeżo wykąpaną Sandy.
- Moja kochana dziewczynka. Pozwoliła mamie pospać
dłużej - mówiła.
Przy ludziach mówiła, że jest ciocią Sandy, ale kiedy nikogo
obcego w pobliżu nie było, mówiła o sobie mama". Zawsze tak
właśnie myślała i tak się czuła. Zresztą przecież mogło się zda
rzyć, że któregoś dnia naprawdę zostanie matką znalezionej na
plaży dziewczynki. W poniedziałek miała złożyć formalny
wniosek o adopcję. Isabel była pełna optymizmu.
Posmutniała na myśl o tym. że musi zostawić Sandy dziś
wieczorem. Craig. zgodnie z obietnicą, zadzwonił i zaprosił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]