[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego on się zrobił taki poważny, pomyślała, kiedy za
Lucasem zamknęły się drzwi. Co się w ciągu tych sześciu dni
zmieniło? No i jak to się stało, że ja się w nim zakochałam?
Omal nie jęknęła. Właściwie dopiero teraz zdała sobie z tego
sprawę. Wszystko działo się tak powoli, że w nawale
codziennych zajęć nawet tego nie zauważyła. Dopiero teraz.
A przecież powinna to zauważyć. Coraz bardziej mu ufała,
coraz bardziej się przed nim odsłaniała i bardzo się o niego
troszczyła. Dzięki niemu zaczęła się śmiać, przy nim czuła się
bezpiecznie. I tylko przy nim mogła płakać. Nikt poza Lukiem
nie widział jej płaczącej.
Przypomniała sobie, że nie poprosiła nikogo, żeby jutro
rozwiózł za nią posiłki. O bożym świecie zapomniała. Musiała
natychmiast zadzwonić i zorganizować jakieś zastępstwo.
Usiadła przy biurku Luke'a. Od razu otoczył ją jego zapach.
Intensywny, dobrze znany, przyjazny. Zadzwoniła do najbliższej
współpracownicy.
- Czy mogłabyś mnie jutro zastąpić, Claire? - zapytała. -Ja
popracuję za ciebie w sobotę.
- Nie mogę, Ariel. Ale Morgan na pewno będzie wolny.
- Nie mam przy sobie jego numeru telefonu. Podasz mi?
- Jasne. Poczekaj chwilę.
Ariel wzięła leżący na biurku długopis i rozejrzała się za jakąś
kartką. Na wierzchu nic nie leżało, więc otworzyła szufladę. Od
razu wpadła jej w oko kartka wydrukowana przez komputer. Na
dole, ołówkiem, było dopisane jej nazwisko.
- Już mam. - Claire wróciła do telefonu. - Piszesz?
Nie myśląc o tym, co robi, Ariel zapisała numer na własnej
dłoni. Podziękowała Claire i odłożyła słuchawkę. Wyjęła z
szuflady kartkę ze swoim nazwiskiem oraz przypiętą do niej
113
stertę innych papierów. Położyła je przed sobą ostrożnie, jakby
kryła się w nich śmiertelna trucizna.
Pierwsza kartka była zatytułowana: „Żony". Poniżej widniało
osiem nazwisk. Wszystkie przekreślone. Na samym końcu,
ołówkiem, dopisane było jej nazwisko, a obok dopisek:
zawodowy dobroczyńca. Na następnej kartce był raport Jerry
Meyera, prywatnego detektywa, dotyczący pierwszej osoby na
liście. Kolejne kartki zawierały raporty o pozostałych osobach.
Na samym końcu był raport dotyczący Ariel Minx.
Boże wielki! jęknęła w duchu Ariel. To tak, jakby Luke
sprawdzał kandydatki do pracy. Jak on mógł zrobić coś takiego?
Może by mi zaproponował pensję, dobre warunki socjalne?
Wreszcie rozumiem, skąd ten pierścionek. Jeden, a pasuje na
każdą. Która wygra, ta go dostanie.
Dopiero teraz świadomie przeczytała wytypowane przez Lu-
ke'a nazwiska. Cassie i Judith znała osobiście. Madeline - to ta
kobieta, z którą licytowała koszulkę Luke'a. I Shanon -
ortopeda. I jeszcze pewna gwiazda filmowa. Ariel nie
przypuszczała, że Luke ma takie znajomości.
Pewnie wszystkie mu odmówiły i dlatego przyszedł do mnie,
pomyślała bliska płaczu. Zauważył, jak mało jestem odporna na
jego wdzięk. A ja, idiotka, się w nim zakochałam! Od początku
powinnam była wiedzieć, że nie uniknie się przeznaczenia. Jak
mogłam przypuszczać, że mnie się to uda?
Luke wyszedł z sali konferencyjnej zadowolony. Wszystko
było gotowe. Ludzie wiedzieli, co należy do ich obowiązków.
Zapracował sobie na sukces.
Ale najważniejsza była Ariel. Ciekaw był, jak zareaguje na
wiadomość, którą Luke dostał tuż przed jej przyjazdem. Nie
miał zamiaru teraz jej o tym mówić. Chciał sobie to zachować
na później, kiedy nikt nie będzie im przeszkadzał i kiedy
spokojnie będą się mogli zastanowić nad zaistniałą sytuacją.
Wszedł do gabinetu. Ariel zniknęła. Za jego biurkiem stała
blada jak płótno Marguerite. W dłoni trzymała jakieś papiery.
114
- Co jest? - zapytał Luke. - Gdzie Ariel?
- Pojechała.
- Co to znaczy: pojechała? - Luke rozejrzał się po gabinecie,
jakby się spodziewał, że Ariel nagle wyskoczy z szafy.
- To leżało na twoim biurku. - Marguerite podała mu papiery.
- Nie pamiętam, żebym rano je tu widziała.
- A niech to wszyscy diabli! - Luke doskonale wiedział, co to
za papiery. - Jak ona je znalazła?
- Nie mam pojęcia. Od początku ci mówiłam, że to idiotyczny
pomysł.
- Mówiłaś, mówiłaś. - Luke zupełnie się załamał. Mógłby
przysiąc, że nawet serce mu bić przestało. Patrzył przed siebie
nie widzącymi oczami. - Muszę za nią jechać.
- Nie możesz! To najważniejsze spotkanie w całym twoim
życiu. Zarząd tylko czeka na okazję, żeby nie powołać cię na
prezesa. Musisz tego sam dopilnować.
- Ariel...
- Nie ucieknie - dokończyła za niego Marguerite. - Wszyscy
na ciebie liczymy, Luke. Jeśli nie dadzą ci nowego kontraktu, to
Titan padnie, a my wszyscy stracimy pracę.
Luke podszedł do okna. Wypatrywał na parkingu samochodu
Ariel. Niestety, naprawdę odjechała. Nie dalej niż pół godziny
temu. Pewnie jeszcze bym ją dogonił, pomyślał. Tylko co ja jej
powiem? Jedzie teraz przez góry. Zła i upokorzona. Pewnie
płacze. Chyba że jest taka wściekła, że nawet płakać nie może.
Wszystko zepsułem! Czy ona mi kiedyś wybaczy? Teraz już
mogę powiedzieć jej prawdę. Ale czy mi u-wierzy?
Ariel
uważnie
obserwowała
drogę.
Nie
przekraczała
dozwolonej prędkości. Nie chciała zrobić sobie krzywdy przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]