[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedna z naszych najpiękniejszych tras: niezbyt uciążliwa, dostępna dla wszystkich, dostatecznie stroma, by
trzeba się było wdrapywać, ale nie za bardzo...
Norbert patrzył na niego ze ściągniętymi brwiami. Aż nagle rozpogodził się.
No dobra powiedział. Idzmy do schroniska przez Małą Defiladę... Widocznie naprawdę
musiałem cię polubić, skoro zgadzam się na to ustępstwo! Ciekaw jestem, do czego to jeszcze dojdzie...
Radość, jaka zalała duszę Janka, promienny uśmiech, jaki rozjaśnił jego młodzieńczą, jeszcze
niezupełnie męską twarz, mogłyby wzruszyć czyjeś serce gdyby nie było tak twarde, jak serce Norberta.
Przyjazń to jednak piękna rzecz! powiedział chłopiec. Zawahał się chwilę i dorzucił nieśmiało:
Wiesz... boję się Wielkiej Defilady. Ale gdybyś tego ode mnie zażądał, poszedłbym do schroniska
właśnie tamtędy, żeby cię przekonać, iż naprawdę jestem twoim przyjacielem.
Stalowy blask pojawił się w oczach Norberta. Jakiś okrutny uśmiech zarysował mu się na wargach.
Ale głos brzmiał spokojnie i pogodnie, gdy powiedział:
Nie potrzebujesz mnie o niczym przekonywać. Wierzę ci. Ale, prawdę mówiąc, dla ludzi byłoby
atrakcją widzieć to wielkie psisko, idące do schroniska przez Wielką Defiladę... choćby tylko mu się
przyglądali, stojąc z daleka. Szkoda, że nie ma ochoty przejść się tamtędy.
%7łeby ją do tego zmusić powiedział Janek w zamyśleniu musiałbym sam tam wejść. Wtedy Bella,
aby mnie strzec, poszłaby za mną.
Tak myślisz?
Jestem tego absolutnie pewien.
Na Paracole Cezar ukończył już pracę przy owczych koszarach. Schodził teraz ku domowi, a wyraz
jego twarzy nie był wesoły.
Wołanie, które znał dobrze, kazało mu spojrzeć w stronę sosnowego lasu...
Ohe! zakrzyknął. Sebastianie!
W chwilę potem dojrzał chłopca, odrywającego się od ostatnich drzew na skraju. Mimo że zbocze
było strome, Sebastian skakał od kępy tymianku do kępy zarośli, zręcznie unikając mogących się stoczyć
kamieni.
Nie pędz tak, bo upadniesz! Chłopiec przypominał kozlątko: mocne nogi, wypukłe czoło. Ale gdy
zbliżył się, Cezar zobaczył, że z jego ogromnych, bursztynowych oczu płyną łzy.
Spałem, a oni zabrali mi Bellę!
Przystanął, by lepiej wykrzyczeć swą wściekłość, a także swą rozpacz.
Chodz tu.
A gdy podszedł zupełnie blisko, Cezar położył mu rękę na ramieniu.
Słuchaj, gdyby Janek był w niebezpieczeństwie, co byś zrobił?
Och! odparł Sebastian. Jestem wściekły na niego!
No, ale... co byś zrobił?
Pomógłbym mu powiedział wreszcie, choć niechętnie Sebastian.
I właśnie ja staram się to zrobić zaczął powoli Cezar. Musimy mieć obaj, ty i ja, dużo serca dla
niego. Zrozum, w tej chwili nie można mu mieć za złe jego postępowania, bo jest teraz niby jedna
z naszych kóz, która postanowiła uciec z zagrody; nie zatrzymamy go ani siłą, ani namową, ani
tłumaczeniem! Rozumiesz?
Sebastian słuchał z powagą: to prawda, że Diablica zachowywała się nieraz jak oszalała... Więc
i Janek?
A długo to potrwa?
Sebastian zawsze podchodził do wszelkich spraw rzeczowo. Cezar potrząsnął głową.
Nie, na pewno nie. I uśmiechnął się, a ten uśmiech rozpogodził również Sebastiana. Tymczasem
jednak, jeśli naprawdę chcesz mu pomóc, pożycz mu Bellę.
Jemu może pożyczę... Sebastian otarł łzy wierzchem dłoni. Ale tamtemu za nic! Zresztą Bella go
nienawidzi.
VI
Na dworze panował jeszcze chłód świtu, a jego blade światło nadawało znanym przedmiotom jakiś
nierealny wygląd. Spoza Paracole wynurzał się wielki, złotoczerwony blask, który przepędzał ciemności,
i Norbert, stojąc u stóp schodków chaty, czekał.
Janek zbiegł i przyskoczył tak, że omal go nie potrącił.
Coś podobnego! Sebastian przywiązał sobie Bellę sznurkiem do ręki. Nie dam rady odwiązać jej
tak, żeby go nie obudzić.
No to go obudz.
Wtedy zrobi się cały dramat mruknął Janek. Sebastian zacznie się drzeć.
Norbert zmarszczył brwi.
A twój dziadek rzuci mu się na ratunek!
Nie, dziadek wyszedł już pół godziny temu.
I dokąd to? głos Norberta brzmiał ostro.
Prawdopodobnie na polowanie. Jego strzelby też nie ma.
W takim razie powiedział Norbert ze złością czego się tak ceregielisz? Choćby nawet Sebastian
podniósł krzyk, to i co z tego?
Janek, najwyrazniej stropiony, nie wiedział, co odpowiedzieć. Norbert szybko wbiegł na schodki.
Pierwszy wszedł do pokoju: Zaabsorbowany wiadomością, że Cezar prawdopodobnie jest w górach,
zapomniał o trudnym charakterze Belli. Przypomniała mu o nim przeciągłym, wymownym warczeniem.
Podniosła się, budząc tym Sebastiana.
Wynoś się! krzyknął chłopiec. Twarz miał zmarszczoną, jakby borykał się jeszcze z jakimś sennym
widziadłem. Norbert zwrócił się do idącego za nim Janka:
Odwiąż to bydlę. To nie jest pies, ale dzika bestia.
Wzruszył ramionami, a tymczasem Janek podszedł rezolutnie, otworzył scyzoryk i przeciął sznurek.
Sebastian spojrzał mu prosto w oczy.
Nie rób takiej wściekłej miny powiedział. Sam się zgadzam, żeby Bella poszła z tobą.
Janek ze zdumienia stanął jak wryty.
Chciałem się tylko obudzić, żeby tamtemu powiedzieć, co o nim myślę.
Bella patrzyła na Sebastiana wzrokiem pełnym oddania. A on starał się nie rozpłakać.
Idz, Bello powiedział. Idz z Jankiem.
Głos mu zadrżał.
Bella postąpiła krok ku Jankowi, znowu się obejrzała, zwracając swe złociste, czarno obrzeżone oczy
na Sebastiana, po czym, odchodząc od niego, powoli skierowała się ku drzwiom. Norbert ujął Janka pod
ramię.
No, ruszaj się prędzej.
Drzwi zatrzasnęły się za nimi i Sebastian usłyszał, że w zamku przekręcono klucz... Zamarł bez ruchu,
głos mu uwiązł w gardle. Więc jednak... oni obaj byli nicponie, ale nie przypuszczał, że w podzięce za
jego wspaniałomyślność zamkną go na klucz! Przez chwilę patrzył na drzwi, po czym, z zaciśniętymi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]