do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Vivian ukryła twarz w dłoniach.
- Jeśli ona umrze, to będzie moja wina...
- Nie mów tak! - krzyknął Mack. - Ona nie umrze.
- Przepraszam. - Położyła rękę na jego ramieniu. Odwrócił głowę. Był przerażony.
Gdyby stracił Natalie, nie miałby po co żyd. To byłby koniec, absolutny koniec wszystkiego.
ROZDZIAA DZIEWITY
Kiedy Natalie odzyskała przytomność, pierwszym jej wrażeniem był zapach środków
antyseptycznych. Bolała ją klatka piersiowa. W nosie miała jakąś rurkę. Czuła się okropnie.
Powoli otworzyła oczy i zobaczyła ludzi w zielonych fartuchach krzątających się po białym
pokoju. Dotarło do niej, że jest w szpitalu, ale nie pamiętała, jak się w nim znalazła.
Wytężyła słuch... Jakiś mężczyzna podniesionym głosem domagał się wpuszczenia go
do środka. Pielęgniarka grozi, że wezwie ochronę. Mężczyzna nie ustępuje. W końcu
przebierają go w fartuch i każą założyć maskę.
Czuje podmuch powietrza i nagle pochyla się nad nią znajoma twarz z przepaską na
jednym oku. Duża ciepła ręka dotyka jej policzka. Nie zasłonięte oko wydało jej się dziwnie
jasne i jakby wilgotne. To niemożliwe. Po prostu śniła.
- Nie umieraj! Słyszysz mnie, Natalie? Nie waż się!
- Panie Killain... - Jedna z pielęgniarek usiłowała przywołać go do porządku.
- Natalie, słyszysz mnie? Obudz się!
Zamrugała powiekami. Nie mogła się skupić. Czuła, że gdzieś odpływa.
- Mack - szepnęła i znowu jej powieki opadły.
Miotał się po pokoju jak szaleniec, pouczał pielęgniarkę, wydawał polecenia. Potem
trzymał Natalie kurczowo za rękę.
Teraz, kiedy ją widział, kiedy mógł jej dotknąć, zaczął oddychać normalnie.
Wyglądała mizernie, jej klatka piersiowa prawie się nie unosiła. Był śmiertelnie przerażony,
dlatego zachowywał się jak furiat. Ktoś mógł go za chwilę stąd wyrzucić, może nawet
aresztować za zakłócanie porządku. Ale przedarłby się nawet przez linię frontu, żeby
zobaczyć Natalie, żeby upewnić się, że żyje.
Sam się sobie dziwił, ale w jeszcze większe zdumienie wprawił swoje rodzeństwo. To
był Mack, jakiego nie znali. Nie mieli wątpliwości, że ich brat kocha Natalie i oddałby za nią
życie. Patrzyli po sobie, zastanawiając się, dlaczego nie zauważyli tego dawno temu.
Do sali wszedł chirurg, prawdopodobnie ten, z którym Mack rozmawiał przez telefon.
Miał jeszcze na sobie fartuch operacyjny.
- Pan Killain? - spytał.
- Tak. - Mack wyciągnął na powitanie rękę. - W jakim ona jest stanie?
- Miała wewnętrzny krwotok i straciła dolny płat płuca. Zawsze mogą pojawić się
komplikacje, ale wyjdzie z tego.
Mack po raz pierwszy od wielu godzin odetchnął pełną piersią.
- Chcę z nią zostać - powiedział stanowczo. Doktor uniósł brew i roześmiał się.
- Myślę, że to oczywiste... dla całego personelu szpitala - zakpił. - Skoro jest pan
krewnym pacjentki, nie mam nic przeciwko temu. Ale wolałbym, żeby poczekał pan, aż
przewieziemy ją z sali intensywnej terapii do zwykłego pokoju. I byłbym zobowiązany,
gdyby udał się pan teraz do biura administracji i dopełnił kilku formalności.
Mack zawahał się.
- Dobrze, zaraz tam pójdę - powiedział z ciężkim sercem.
Kilka godzin pózniej Natalie znów otworzyła oczy, obolała i odurzona środkami
znieczulającymi. Kiedy dotknęła zabandażowanego boku, jęknęła żałośnie. Duża ciepła dłoń
przytrzymała jej rękę.
- Uważaj, bo wyciągniesz dren - usłyszała znajomy czuły głos, podobny do głosu
Macka. To nie mógł być on, oczywiście.
Odwróciła głowę.
- Myślałam, że to sen... - szepnęła na wpół przytomnie.
- A pielęgniarki myślą, że to jakiś koszmar - powiedział Bob, zerkając z szelmowskim
uśmiechem na brata.
- Widziałem uciekającego w popłochu sanitariusza - dodał złośliwie Charles.
- Zamknijcie się - mruknął Mack.
- On się stara zapewnić ci dobrą opiekę. - Vivian odgarnęła z czoła Natalie kosmyk
włosów. - Biedactwo - powiedziała z czułością. - Wszyscy będziemy się tobą opiekować.
- Jasne - mruknęli chórem Bob i Charles. Mack nic nie powiedział.
Zbyt oszołomiona, żeby rozumieć, co się naprawdę dzieje, Natalie uśmiechnęła się
blado, i w tej samej chwili uśmiech przeobraził się w grymas bólu. Po minucie wyglądała na
nieco odprężoną i znowu zasnęła.
Vivian przyjrzała się aparaturze, do której była podłączona Natalie.
- Myślę, że jest to urządzenie, które co kilka minut wstrzykuje jej automatycznie
środek znieczulający. Idę kogoś zapytać.
Wyszła na korytarz,, a Bob i Charles, wymieniwszy porozumiewawcze spojrzenia,
powiedzieli, że idą na kawę i kupią też jedną na wynos dla Macka.
Skinął tylko głową, nie odwracając wzroku od Natalie. Nie interesowało go nic
innego. To było jak powrót do domu po długiej podróży. Chciał tylko tu siedzieć i patrzeć na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl