X


do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na zakrwawiony rękaw koszuli Lea.
- Pozwól, \e obejrzę - powiedziała. Nie zwa\ając na zakłopotaną minę Reya, zawinęła
rękaw, wilgotnym płótnem przemyła ranę i zało\yła opatrunek. - Tak, konieczne są szwy. W
drodze do miasta uciskaj banda\.
- Muszę zmienić koszulę - zaczął Leo.
- Musisz jechać do lekarza. Do którego mam zadzwonić?
- Do doktor Lou Coltrain - odparł.
- Zaraz zadzwonię, a wy ju\ jedzcie - poleciła nie znoszącym sprzeciwu tonem.
Rey spojrzał na nią z zaciekawieniem, prowadząc brata z powrotem do cię\arówki.
Wyszła im na spotkanie pielęgniarka doktor Lou i zaprowadziła do gabinetu.
- Trzeba zało\yć szwy - zdecydowała lekarka. - A jak się zapatrujesz na zastrzyk
przeciwtę\cowy?
Leo skrzywił się.
- No wiesz...
- Nie martw się. - Klepnęła go po ramieniu. - Załatwimy to błyskawicznie.
- Nie cierpię zastrzyków - rzekł Leo, patrząc błagalnie na brata.
- Tę\ec jest sto razy gorszy - oświadczył Rey. - Poza tym doktor Lou nagradza
podobno grzecznych pacjentów gumą do \ucia.
Leo zmierzył Reya piorunującym spojrzeniem.
Leo przyjechał wreszcie do domu. Meredith podała mu kawę, ukroiła kawałek placka
z wiśniami i poprawiła poduszkę na oparciu krzesła.
Rey z kamienną twarzą przyglądał się tym zabiegom.
- Mo\e i mnie coś się nale\y? - zapytał. Spojrzała na niego bez cienia uśmiechu.
- Tobie się nale\y figa z makiem - powiedziała. Uniósł na nią wzrok. Czuł się tak,
jakby go ktoś za karę postawił w kącie bez kolacji. Nieprzyjemne doznanie. Popatrzył ponuro
na nich oboje i naburmuszony wyszedł z pokoju.
ROZDZIAA SZ�STY
- yle się zachowałam - rzekła Meredith, gdy zostali sami. - Znów naraziłam się
twojemu bratu.
- Bardzo dobrze. Niech się przekona, \e nie wszystkie kobiety na niego lecą. Nadmiar
sukcesów niejednego porządnego mę\czyznę wywiódł na manowce.
- Nic dziwnego, \e podoba się kobietom.
- Od czasów podstawówki umawiał się z dziewczynami. Ale zaanga\ował się
naprawdę tylko raz. Okazało się potem, \e niezły był z jego wybranki numer. I dlatego zraził
się do kobiet.
- Nie mo\na uogólniać - rzekła, popijając kawę.
- Przykład naszej matki te\ zrobił swoje. Zostawiła ojca z pięcioma chłopakami i tyle
ją było widać... Mimo to trzech spośród nas o\eniło się i wszyscy dobrze trafili.
- Ja te\ miałam brata...
- Wiem - oznajmił ku jej zdziwieniu. - Michael Johns. Był policjantem w Houston.
- Skąd wiesz?
- Pamiętasz Coltera Banksa?
- Tak. Był przyjacielem Mike'a.
- Colter jest naszym kuzynem. Ja te\ znałem Mike'a.
Zacisnęła pięść, usiłując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Czy ktoś jeszcze... o tym wie?
- Nie, nikt. Moi bracia widywali się z Colterem bardzo rzadko, a Mike'a w ogóle nie
znali. Nie powiedziałem im o tym i nie zamierzam tego zrobić.
Meredith spojrzała mu prosto w oczy.
- Czego jeszcze dowiedziałeś się o mnie? - zapytała.
Wzruszył ramionami.
- Wszystkiego - rzekł. Zrobiła głęboki wydech.
- I nie podzieliłeś się tą wiedzą z Reyem?
- Wolałabyś, \ebym zachował to dla siebie, prawda? Ale w swoim czasie Rey dowie
się prawdy i tak i mo\e mieć \al, nie uwa\asz?
- Nie zamierzałam tworzyć wokół siebie nimbu tajemniczości. Wszystko jest jeszcze
zbyt świe\e i po prostu trudno mi o tym mówić.
- Colter opisał mi okoliczności. To nie była twoja wina. Ani twojego ojca. Moim
zdaniem, on dlatego się rozpił, \e całą winę wziął na siebie, choć nie miał po temu \adnych
podstaw.
Skinęła głową.
- Zastanawialiśmy się potem oboje, co by było, gdyby... Niepotrzebnie, ale w takiej
sytuacji trudno przestać mówić o tym, co boli.
- Nie wolno zadręczać się tym, co nale\y ju\ do przeszłości - stwierdził Leo.
- Wiele rzeczy nie wolno - mruknęła.
- Inne sprawy się teraz liczą - powiedział Leo. - Po pierwsze, kuracja odwykowa
twojego ojca. Po drugie, co ju\ się stało - wyrwałaś się z codzienności. Widzę, jak przez ten
tydzień się zmieniłaś. Zupełnie inna z ciebie dziewczyna...
- Chyba tak. Nigdy dotąd nie mieszkałam na ranczu. Podoba rai się tu. Tu panuje
zupełnie inny rytm \ycia.
- Kiedy całkiem wydobrzejesz, postaramy się, \ebyś tutaj znalazła dla siebie jakąś
pracę.
- Chcesz się mnie pozbyć ze swojej siedziby? - zapytała ze śmiechem. - A zresztą...
nie zamierzam opuszczać Houston. - Nie dodała, \e przede wszystkim nie zamierza być tak
blisko Reya, który wyraznie ją lekcewa\y. - Jestem tu dopiero tydzień.
- Nigdy w \yciu - odparł. Krzywiąc się, dotknął ramienia. - Cholerne byczysko -
szepnął.
- Dali ci jakieś środki przeciwbólowe?
- Nie. Mam w domu proszki, które za\yję w razie czego. Na razie nie muszę.
- Według statystyki najwięcej wypadków jest na farmach i ranczach.
- Ka\da praca związana jest z pewnym ryzykiem - powiedział.
Wypiła łyk kawy.
- Wydaje mi się - rzekła - \e działam na nerwy twemu bratu. Wolałby nie widzieć
mnie tutaj.
- Znam jego podejście do kobiet, ale mam nadzieję, \e nie bierzesz tego do siebie.
- Staram się. Mo\e niedługo humor mu się poprawi.
- Oby... On nie mo\e się pozbierać po tych prze\yciach.
- Bardzo ją kochał?
- Jego zdaniem, bardzo - rzekł Leo z westchnieniem. - Ale według mnie bardziej
ucierpiała jego duma ni\ serce. - Umilkł na chwilę. - Nie miałem wyjścia. Specjalnie
zaaran\owałem tę sytuację, \eby przekonał się, z kim naprawdę ma do czynienia. I to był
błąd. Fatalny! Nigdy mi tego nie wybaczył. A teraz, ilekroć zwracam uwagę na jakąś kobietę,
usiłuje mi ją odbić...
Głos mu się załamał i Meredith spojrzała w inną stronę.
- Miałam okazję się o tym przekonać - rzekła.
- Nie, nie chodzi o ciebie. Uśmiechnęła się z przymusem.
- Wiem, mną się nie interesuje. I mo\esz być spokojny, z mojej strony te\ nic mu nie
grozi. Stałam za drzwiami i słyszałam, co mówił do ciebie. Nie podsłuchiwałam, ale mówił
podniesionym tonem, nie sposób było nie słyszeć. Musiałabym być ostatnią idiotką, \eby w
kimś takim się zakochać.
Leo dostrzegł smutek w jej oczach.
- Jak mogłem do tego dopuścić? - rzekł z poczuciem winy.
- Dobrze się stało. Wiem przynajmniej, \e nie mo\na traktować go powa\nie. A poza
tym nie przyjechałam tu, by szukać mę\a.
- Rey to nie materiał na mę\a. Kocham go, ale muszę to stwierdzić. Biedna będzie ta,
która straci dla niego głowę. - Spojrzał na Meredith uwa\nie. - Nie daj się oczarować.
- To mi nie grozi - oświadczyła. - Nawet gdybym miała u niego szanse.
Wypił do końca kawę i wstał.
- Przebiorę się i wrócę do roboty. Dzięki za pomoc.
Meredith zamierzała udać się do kurnika, by pozbierać jajka. Nie ma prostszego
zajęcia - sięga się do kurzych gniazd i wyciąga jajka, jeszcze ciepłe.
Ale stało się inaczej. Zatrzymała się najpierw pośrodku kurnika, by oczy przywykły
do panującego tam mroku, po czym ruszyła w stronę kurzych gniazd. I wtedy wzrok jej padł
na coś długiego, dropiatego, o błyszczącym języku.
Meredith, dziewczyna z miasta, wrzasnęła, rzuciła koszyk w stronę gada i wybiegła z
kurnika.
Annie porzuciła pranie i wybiegła przed dom, \eby zobaczyć, co spowodowało taki
tumult.
- Tam jest wielki... czarno - biały wąąą\! - krzyknęła Meredith, która cała się trzęsła ze
strachu.
- Przy jajkach, jak się domyślam - powiedziała Annie i wytarła ręce w fartuch. - Zaraz
wezmę kij i załatwię sprawę.
- Sama nie mo\esz tam iść. To zwierzę ma chyba z półtora metra!
- To nie jest grzechotnik - rzekła Annie. - I nie zamierzam go zabić. Wezmę go na ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl


  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.