do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakiegoś smażonego robaka, żeby poczuć wstręt do jedzenia i nie myśleć o
obiedzie.
Natalie drgnęła, przypominając sobie ulicznych sprzedawców i ich
frykasy. Uwielbiała podróże i fascynowała ją egzotyka, ale pewnych specjałów
nie miała zamiaru próbować.
Pete ułożył na łodzi bilet, klucz i korek od butelki.
- Nasza pierwsza randka miała miejsce na meczu Metsów. A to klucz do
jej mieszkania, który mi dała. I jeszcze korek od szampana, którego piliśmy w
czasie zaręczyn. W przeddzień tsunami...
- 66 -
S
R
- Uklęknąłeś i złożyłeś romantyczną obietnicę? - zapytała, nie mogąc
powstrzymać ciekawości.
- Nie. To raczej ona mi się oświadczyła.
- Naprawdę? - zdziwiła się, nie kryjąc zadowolenia.
- Tak. To było dość spontaniczne.
Natalie w głębi duszy marzyła o czymś zupełnie przeciwnym. Powinny
być świece, kwiaty, brylanty i romantyczne zaloty.
- Chciałabyś wiedzieć coś jeszcze? Możesz pytać o wszystko.
Czy naprawdę chcę poznać lęki i nadzieje Hannah? - zapytywała w
duchu. Czy muszę wiedzieć, jak im się układało w łóżku? I czy chcieli mieć
dzieci? Chciałaby to wiedzieć, ale... Nie, zdecydowała. Hannah i tak kładła się
cieniem na początkach ich związku. Nat nie chciała już więcej o tym myśleć.
- Nie krępuj się. Pytaj - poprosił.
- Nie, Pete.
- Na pewno?
- Tak, na pewno.
Pogładził ją delikatnie po twarzy, potem wyjął z kieszeni zapalniczkę i
zapalił świeczkę. Ujął dłoń Natalie i razem podeszli do brzegu.
Przez chwilę Pete wpatrywał się w piękne rysy zmarłej narzeczonej.
Natalie mocą swego ducha złożyła całą swoją niepewność i lęki na pokładzie
niewielkiej łódki. By się ich pozbyć.
- %7łegnaj, Hannah - szepnął Pete, powierzając kruchą barkę wartkiemu
prądowi rzeki.
Aódz zakołysała się niebezpiecznie. Przez chwilę wydawało się, że nie da
rady odpłynąć. Klucz ześliznął się do wody, korek sturlał, a płatki kwiatów
porwał podmuch wiatru. Jednak barka wyprostowała się i niosąc swój dziwny
ładunek, szybko oddalała się od brzegu.
Przez chwilę było widać jeszcze migoczącą świecę na jej pokładzie, lecz
po jakimś czasie znikła w oddali, pogrążając się w mroku nocy.
- 67 -
S
R
Pete i Natalie w milczeniu wrócili do hotelu, trzymając się za ręce.
Czekało ich trudne zadanie. Musieli krok po kroku ułożyć sobie życie.
EPILOG
Pół roku pózniej
Addison Fry opuściła okulary w szafirowej oprawie na czubek nosa i
surowo spojrzała na Pete'a.
- To tak mi się odwdzięczasz? Podkradasz moją genialną stylistkę?
Natalie zakryła usta dłonią, próbując opanować rozbawienie. Oczy
Addison ciskały gromy zza ozdobionych brylancikami okularów.
Czyżby jej jubiler specjalnie dopasował oprawkę do reszty biżuterii,
przemknęło jej przez myśl, kiedy podziwiała wysadzaną szmaragdami i bry-
lancikami bransoletę szefowej.
Co dziwniejsze, naczelna przestała pijać gęsty, zielonkawy koktajl i
przestawiła się na równie tajemniczą błękitną substancję.
- Wcale nie zamierzałem ci jej podkradać - wił się Pete. - Ale tak dobrze
nam się współpracuje... Jest jedyną stylistką, która ze mną wytrzymała, i jedyną,
którą jestem w stanie znieść. Poza tym ma talent do wyszukiwania właściwych
drobiazgów do zdjęć.
- I twoich ulubionych, szczęśliwych ludzi.
- Nat nie umiała się powstrzymać od tej drobnej złośliwości.
- Jasne. - Obrzucił ją cierpiętniczym spojrzeniem. - Popatrz na to z tej
strony, Addison - zachęcał tonem komiwojażera. - Za każdym razem, kiedy
zatrudnisz mnie do robienia zdjęć, dostaniesz za darmo Natalie. Taka wiązana
transakcja - kusił, nie zwracając uwagi na lekceważące prychnięcie naczelnej. -
Poza tym płaciłaś Nat żałosne grosze, a teraz musiałabyś podnieść jej pensję.
Sama więc widzisz, że zaoszczędzam ci wydatków.
- 68 -
S
R
- Zaoszczędzasz...
- Tak. Bo znów możesz zatrudnić za psie pieniądze kogoś nowego.
- Och, Pete, wprost nie wiem, jak ci dziękować - syknęła.
- Wiedziałem, że zrozumiesz, kiedy spojrzysz na to z mojej perspektywy.
- Udał, że nie widzi jej oburzenia. - Ale mam dla ciebie coś jeszcze! To
naprawdę rewelacyjny pomysł. Wyślij nas ponownie do Tajlandii na nasz
półroczny miesiąc miodowy.
- Och, tak? - zapytała z mordem w oczach.
- Moje gratulacje. A teraz ja powiem ci, co myślę. Skoro to ja was z sobą
poznałam, to wy powinniście mi zapłacić, tak jak się płaci firmom randkowym!
- Po co? %7łebyś mogła sobie dokupić kolejne artystyczne dziwolągi? -
Obrzucił wzrokiem wystrój gabinetu.
Na takie dictum Natalie wybuchła nieopanowanym śmiechem.
- Wybacz, Addison. Naprawdę jesteśmy ci bardzo wdzięczni. Dziękuję.
Przez chwilę wydawało się, że szefowa się ugnie. Potem znów popatrzyła
na Pete'a.
- Moja sztuka nie jest dziwaczna, ty barbarzyńco. To sztuka konceptualna.
Pete z udawanym zachwytem popatrzył na plastikową skrzynkę z zieloną
cegłą w środku.
- A cóż to za koncept? Tajemniczy. Prostokątny. Zielony.
- Natalie, gdzie jego smycz? Przywołaj tego nieuka do nogi i wlej mu
trochę oleju do głowy. Wiem, że cenisz mój gust. Widziałam, że analizujesz te
dzieła, ilekroć wchodzisz do mojego gabinetu.
- Hm. Tak.
- Oświeć więc tego profana.
Nat otworzyła i zamknęła usta. Potem zaczęła powoli i ostrożnie dobierać
słowa.
- 69 -
S
R
- Zarówno stalowe wiaderko, jak i cegła... a więc przedmioty pospolite...
zestawione razem... nie generują żadnej nadtreści... są natomiast przekonujące
i... pragmatyczne w procesie komunikacji wizyjnej.
- Hm... że co?
- Jest tylko to, co widzisz - z uśmiechem przełożyła na zrozumiały język. -
Nie ma w nich nic głębokiego ani melodramatycznego.
Tym razem to Addison się roześmiała.
- Zwietnie powiedziane, Natalie. Zażenowany Pete przeciągnął dłonią po
bujnych włosach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl