[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Targową jest najtańsza rzodkiewka, na placu Na Stawach sprzedają najświeższe nóżki wieprzowe,
w Kocmyrzowie codziennie stoi taka baba z serem białym, w Zielonkach darmo rozdają kalendarze
na zeszły rok i tak dalej, i tym podobne. Babunia ma bilet darmowy, dużo czasu, to sobie jezdzi.
Typowa przedstawicielka tego gatunku jest osobą dużych gabarytów (zajmuje w autobusie mniej
więcej tyle miejsca co Laura, wózek i Były Niemowlak), ubraną z niedbałą elegancją (najbardziej
rozpoznawalnym elementem są buty, tak zwane emerytki, czyli niesamowicie rozczłapane półbuty
do kostki, wykonane z materiału przypominającego skrzyżowanie gumy z tekturą), w której obrazie
dominuje wysoki * siwy lub farbowany * kok.
Kiedy Laura dotarła do przystanku, czekały tam już trzy waleczne. Przepychały się na
dziesięciometrowej ławce, bo wszystkie nie mogły się zmieścić ze swoimi betami. Dwie
najwyrazniej jechały na cmentarz, gdyż wiozły ze sobą igliwie oraz znicze. Jedna była w trakcie
zakupów. Co chwila oglądała przepastne kraciaste torby (patent zaczerpnięty od Ukraińców, którzy
w owych siatach trzymali cały swój kramik na sprzedaż). Sprawunki najwyrazniej zbliżały się do
końca, bo w torbach znalazły się już i serek, i nóżki
wieprzowe, i butla wiejskiego mleka, i świeżuśkie bułeczki (jeżeli masz jeszcze wątpliwość, czy
spotkałeś na swej drodze waleczną babunię, posłuchaj, jak mówi do ekspedientki * jeśli domaga się
świeżuśkiej szyneczki", grymasi, że nóżki są stare" albo przelicza pieniążki", to tak! To na
pewno jest ona).
Babunie spojrzały na Laurę, a ona na nie. Wzrok trzech weteranek mówił wyraznie: Nie
wsiądziesz!", ale matka dziecku miała na ten temat inne zdanie.
Gdy tylko zobaczyła nadjeżdżający autobus (babunie go nie zauważyły * kurza ślepota i inne
dolegliwości oraz konieczność ciągłego nadzorowania siatek osłabiły ich czujność), szybko zbliżyła
się do krawężnika, gdzie wedle jej oceny winny znalezć się drzwi oznaczone znaczkiem dla
wózków". Babcie, choć, jak widać, spóznione w blokach, wystartowały błyskawicznie. Zebrały
torby w sekundę i rzuciły się, by odepchnąć Laurę od drzwi. Chwilę walczyła, ale była sama jedna,
a one trzy. Gdy nadjechał niebieski środek komunikacji miejskiej, zdołała tylko nacisnąć przycisk,
sprawiający, że autobus przysiadał przy krawężniku, a babunie, odpychając ją brutalnie, rzuciły się
do środka. Tam stoczyły prawdziwą walkę o wolne i wygodne miejsca (żadna z nich nie chciała
jechać na kole). Laura zgnębiona swoją porażką, odczekała, aż ludzie wysiądą, a potem wtoczyła
wózek do środka. Babcie tymczasem umościły się już wygodnie z torbami. Laura doszła do
wniosku, że jak się przetrzymało czterdzieści lat PRL*u, wojnę (drugą światową, a może i
pierwszą?), jest się materiałem nie do zdarcia. Po czym obiecała sobie solennie nigdy nie ustąpić
takiej miejsca w tramwaju. Została stratowana, popchnięta, a wieczorem odkryła na nodze pokazny
siniak * ślad po lasce jednej z walecznych.
Pamiętacie taki skecz Monty Pythona o bojówce staruszek napadających na młodych mężczyzn w
centrum Londynu? To było właśnie coś takiego.
Powinni odebrać im emerytury" * dumała, patrząc na przesuwający się za oknem krajobraz. * I
zagonić do pracy. Nadawałyby się na strażniczki w domu poprawczym. Albo w wyjątkowo ciężkim
więzieniu, jak to na Siklawie".
Od razu przypomniał jej się post, który przeczytała na jednym z forów, gdzie toczyła się burzliwa
dyskusja (z drastycznymi przykładami) dotycząca ustępowania miejsca. Elza78 tak
scharakteryzowała problem: Najlepiej wsiadać na początkowych przystankach, normalnie to, co
tam się dzieje, to bitwa pod Grunwaldem, a jakie cudowne ozdrowienia można zaobserwować
podczas biegu po miejsce, to szok... Baby laski i łokcie w górę, siaty w rękę i dawaj się przepychać
* horror... Można by dla rumpli spartakiady organizować, a dyscypliny coÅ› w stylu: «skok przez
krawężnik», «walka z ciężarnÄ… o miejsce), «rzut siatkÄ…», «pchniÄ™cie kulÄ…», «szermierka na laski» i
tak dalej... Wiecie, co jest najśmieszniejsze... te babcie, które naprawdę wymagają tego, aby im
miejsca ustąpić, najczęściej przegrywają z bezczelnymi ropuchami, które kondychę mają na sto dwa
i roszczeniowy stosunek do życia...".
Laura z Byłym Niemowlakiem wysiedli pod kinem. Mogli jechać dalej, ale zdołowana aktualnymi
wypadkami matka doszła do wniosku, że czas na spacer. Ruszyła więc przed siebie. Koleżanka
mieszkała na tej samej ulicy, co właściciel jednego z dwóch pierwszoligowych krakowskich klubów
piłkarskich, którego od niedawna w mediach zaczęto nazywać (nie wiedzieć czemu) Januszem F."
albo żeby było jeszcze śmieszniej: prof. Januszem F." Prof. Janusz F." został bowiem parę dni
wcześniej aresztowany * Laura myślała, że za korupcję w piłce nożnej * ale wcale nie: za
podrobienie podpisu na kontrakcie piłkarza. Szczerze wątpiła, aby prof. F. cokolwiek podrabiał,
wyobrażała go sobie nawet, jak z wyciągniętym językiem, przy migotającym świetle świecy (akcja
toczy się w komórce pod schodami) ćwiczy podpis piłkarza Drumlaka, by go potem uroczyście
podrobić. Wszystko to wydawało się absurdalne, ale fakt faktem: prof. F. spędził noc w policyjnej
izbie zatrzymań, a potem go wypuszczono. Choć kibicowała zdecydowanie innemu klubowi, to
jednak * gdy prof. F. zatrzymał się swym samochodem przed przejściem dla pieszych, by
przepuścić ją z wózkiem * pomachała do niego przyjaznie. Profesor * jak nie przymierzając w
TransAtlantyku Gombrowicza * odmachał jej z uśmiechem. Bardzo chciała go zapytać, czy oceny
egzaminacyjne swoim studentom także podpisuje jako tajemniczy F." i czy mąż jej przyjaciółki *
doktorant profesora, będzie musiał mówić, iż jego promotorem był F., którego niewyrazny,
jednoliterowy podpis widnieje na dokumencie z obrony.
Tak rozmyślając, szła z wózkiem przez elegancką dzielnicę. Sklepy tu były jakieś lepsiejsze, same
Domy wina", Enotecas", Delikatesy kolonialne" ( Mam nadzieję, że nie hołdują tradycji
kolonializmu i nie pracują u nich niewolnicy" * skonstatowała ponuro, wzruszeniem ramion
kwitując anons Kawior z bieługi w promocji). Ale, ale * zupełnie nagle, zza zakrętu wyłonił się
Second*hand Markowy". Sklepik ten pasował tu jak dziura w moście, a jeszcze w dodatku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]