do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mocniej się wtulić, goręcej całować. Uważaj, ostrzegł ją wewnętrzny głos, bo go wystraszysz.
Nie rób nic, co by mogło zepsuć waszą znajomość.
Zacisnął uda, a rękę, która spoczywała na jej talii, przesunął niżej na biodro. Zaczął je
gładzić, a językiem i wargami wyczyniał cuda. Tabicie zakręciło się w głowie. Jeszcze nigdy
w życiu nie przeżywała tylu silnych doznań, nie odbierała tylu cudownych bodzców. Ale
wiedziała, że tym pieszczotom musi położyć kres. Resztkami sił, pokonując wewnętrzny
opór, bo wcale nie chciała nic kończyć, oderwała usta od ust Deva.
- Tabi?
- Już dobrze, Dev - szepnęła. - Wiem, że wszystko dzieje się trochę za szybko. Ale nie
martw się, panuję nad sytuacją.
- Tabi... Ja... - Zamilkł i zmarszczył czoło, jakby szukał właściwych słów.
- Nie. - Przytknęła palce do jego ust. - Nic nie mów. Oboje jesteśmy zaskoczeni, nie
spodziewaliśmy się tego. Niczego jednak nie zepsuję, przysięgam. To pewnie przez wino i ten
księżyc na niebie. Widać, że żadne z nas nie jest szczególnie biegłe w sztuce uwodzenia. -
Uśmiechnęła się figlarnie.
Przez chwilę milczał.
- Ja na pewno nie jestem - szepnął w końcu.
- Wiem. I to jedna z rzeczy, która tak bardzo mi się w tobie podoba - przyznała
szczerze.
- Naprawdę?
- Tak. Mam wrażenie, że cię znam. %7łe cię rozumiem. %7łe wyznajemy podobne
wartości. %7łe wierzymy w to samo i odczuwamy ten sam strach.
- Strach?
- Przed angażowaniem się w nowy związek. Chcemy, żeby on coś znaczył. Nie
interesują nas powierzchowne znajomości, przygody wakacyjne. Och, Dev, tak dobrze cię
znam. - Pokręciła ze zdumieniem głową. - To niesamowite, jak wiele nas łączy. Wiesz, nic
dziwnego, że nie pasujemy do reszty towarzystwa. Jesteśmy odludkami, prawda?
- W pewnym sensie. - Roześmiał się. - Podejrzewam, że przygotowując broszury
reklamowe, armator faktycznie miał przed oczami nieco innych pasażeró w n ż ty i ja.
i
Bardziej... hm, rozrywkowych. Ja wybrałem się w rejs w celach służbowych. A ty, Tabi? Co
cię skłoniło do zakupu tej wycieczki?
- Marzenia - odparła cicho. - Od dawna marzyłam o tym, żeby popływać luksusowym
statkiem po Morzu Karaibskim. Ciepłe noce, słoneczne dni, egzotyka, mnóstwo nowych
wrażeń... Nie wiem, pewnie mi się wydawało, że na statku przeżyję metamorfozę, że stanę się
kimś innym. Ale już po pierwszym dniu uwiadomiłam sobie, że nadal jestem tą samą osobą,
którą byłam na lądzie, i te pozostałe dziesięć dni niczego we mnie nie zmienią.
- Naprawdę chciałabyś być inna? Chociaż przez dziesięć dni?
- Każda kobieta, która uważa się za przeciętną, czasem marzy o tym, żeby choć na
moment stać się femme fatale. %7łeby przez dzień czy dwa wieść życie jak z bajki. Mężczyzni
nie mają takich marzeń? Zaskoczyło go jej pytanie.
- Mają. Skłamałbym, mówiąc, że nie. W ostatnim czasie wielokrotnie marzyłem o
tym, żeby być kimś innym.
- Och nie! - zaprotestowała. - Nie chciałabym, żebyś cokolwiek w sobie zmieniał.
- Odpowiadam ci taki, jaki jestem teraz?
- Tak. - Czubkami palców gładziła go po twarzy, jakby próbowała zetrzeć z niej
oznaki niepewności. - Bardzo mi się podoba to, co widzę. I nie zmieniłabym w tobie
absolutnie nic.
Zerknął na hebanową laskę zawieszoną na poręczy burty.
- Nawet tego? Uśmiechnęła się.
- Twój wypadek wiązał się z bólem, z długą rehabilitacją. Dlatego wolałabym, żeby
nigdy się nie zdarzył. Ale jeśli chodzi o laskę, to nie, w niczym mi nie przeszkadza. Dodaje ci
powagi, podobnie jak siwizna.
- Wielkie dzięki - odrzekł z nutą ironii. - Siwizna to oznaka zbliżającej się starości.
Mam już prawie czwarty krzyżyk na karku.
Delikatnie zmierzwiła mu włosy.
- Uwielbiam te srebrne niteczki. Wyglądają jak cieniutkie promienie księżyca
prześwitujące przez czerń nieba.
- Chyba, moja słodka Tabi, naczytałaś się zbyt wiele romansideł, ale nie narzekam. -
Wciąż stała uwięziona między jego nogami, a on obejmował ją w talii. - Czyli co? Jesteśmy
parą marzycieli, którzy muszą stawić czoło rzeczywistości?
- Aadnie to ująłeś. - Czy jej się wydawało, czy przesunął dłoń nieco niżej? Nie, chyba
ponosi ją fantazja.
- Wiesz, jeśli rzeczywistość wygląda tak jak teraz, to wolę ją znacznie bardziej od
romantycznych przygód na wzburzonych morzach.
Wstrzymała oddech. Czy aby się nie przesłyszała?
- Ja też, Dev - szepnęła. - Dawno nie spędziłam tak uroczego wieczoru. %7łałuję tylko,
że wciąż odczuwasz skutki tego paskudnego incydentu na St. Regis.
- Och nie, czuję się już całkiem dobrze - zapewnił ją szybko.
- Nie musisz udawać. - Obdarzyła go ciepłym uśmiechem. - Nie zapominaj, że to ja
cię znalazłam w tej alejce. Wiem, jak wyglądałeś i jak bardzo dalej jesteś obolały. Myślę, że
czas najwyższy, abyś wrócił do łóżka. Lekarz zalecił ci dużo odpoczynku.
Wysunąwszy się z jego objęć, wzięła go za rękę i skierowała się w stronę schodów
prowadzących na niższy pokład.
- Ukołyszesz mnie do snu? - spytał, posłusznie wędrując za nią do kabiny.
Przez moment analizowała jego ton: czy brzmiała w nim prośba, nuta nadziei, a może
po prostu on żartuje? A potem przemknęło jej przez myśl, że może, tak jak wczoraj, boli go
głowa i w ten nieco zawoalowany sposób prosi ją, by znów pomasowała mu skronie.
- Boli cię głowa? - zapytała.
- Nie - . odparł odruchowo, po czym ugryzł się w język, jakby pożałował swoich słów.
Spojrzawszy na Tabithę, wykrzywił wargi w łobuzerskim uśmiechu. - Po prostu bardzo
przyjemnie mi się wczoraj zasypiało ze świadomością, że jesteś obok.
- Nikt nie lubi cierpieć w samotności. - Szli długim korytarzem, po obu stronach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl