[ Pobierz całość w formacie PDF ]
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Ramona pomachała ręką do Verity i kapitana,
ubranego w cywilne ubranie, składające się z białych
spodni i pomarańczowo-czarnego podkoszulka.
Wsiadali właśnie na łódz trzymając się za ręce. Wśród
pasażerów zaczęły krążyć plotki o kapitanie, który
znalazł sobie narzeczoną podczas dziewiczego rejsu.
- Gotowa?
Niemal podskoczyła, kiedy jego głęboki głos rozległ
się tuż nad jej uchem. Ciepłe, mocne ramiona oplotły
się wokół jej talii.
- Na co? - rzuciła przekornie, opierając się o jego
szeroką pierś. Gdyby nie to, że widzieli ich ludzie...
- Na Nassau, oczywiście - szepnął, czytając w jej
myślach.
- Och - westchnęła. - Nassau...
Joe King czekał już na nich, kiedy zeszli na ląd, choć
żadne z nich nie zauważyło, kiedy wysiadł z długiej
czarnej limuzyny. Dopiero kiedy umyślnie przeciął im
drogę, spostrzegli go. Ramona zesztywniała, Damon
zaczerpnął głęboki haust powietrza. Stanęli bez ruchu,
wpatrując się w niego osłupiałym wzrokiem.
Joe King uśmiechał się. Czuł się znakomicie. Przez
całą noc dyskutował z prawnikami i dokumenty w
sprawie przejęcia były już w drodze do linii Alexander.
Czuł się tak świetnie, że na kubańskim lotnisku w
ostatniej chwili zmienił zdanie i przyleciał do Nassau.
Chciał widzieć twarz Damona Alexandera, kiedy
osobiście powiadomi go, iż stracił swoją ukochaną
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Alexandrię . Właśnie dlatego zdezorientowani
przedstawiciele policji bezskutecznie czekali na lotnisku
w Miami na jego przybycie. I dlatego Les i Frank,
pragnący mrzeć zakończenie tej imprezy, śledzili Kinga
na lotnisku i dowiedzieli się o zmianie planów. Nie było
im łatwo przekonać kubańskie władze lotniska, ale
odznaka przedstawiciela prawa ma swojÄ… wymowÄ™ i w
końcu pozwolono im wsiąść na pokład tego samego
samolotu, którym leciała ich ofiara.
I dlatego stali się świadkami nadchodzącej
nieuniknionej konfrontacji.
Frank zaklÄ…Å‚ pod nosem.
- Mamy nakaz?
- Ci w Miami mają ich pełno.
- Nie możemy tego zawalić na samym końcu.
Wystarczy jeden drobiazg, jedno podejrzenie o
nieprawne działanie, i nasz drogi King znów cieszy się
wolnością.
- Moja szkoła - mruknął Les. - Ale ja nauczyłem się
tego bardzo dawno temu. - WyciÄ…gnÄ…Å‚ z kieszeni plik
podłużnych dokumentów. - Duplikaty. Tak autentyczne,
że bardziej nie można.
Frank spojrzał na przełożonego oczami pełnymi
najczystszego zachwytu.
- Nie zrozum mnie zle, ale zdaje się, że cię kocham.
- To co, masz ochotę zapudłować Joe Kinga?
- No, chyba siÄ™ jakoÅ› zmuszÄ™.
Obaj mężczyzni opuścili swoją kryjówkę i wyszli
wprost na palące słońce Bahamów.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Tymczasem Joe King nie przestawał się uśmiechać.
- Witaj, Ramono. Zaskoczyłem cię?
Przez jedną straszną chwilę sądziła, że dowiedział się o
wszystkim. Przez ułamek sekundy spodziewała się, że
wyciągnie broń i zastrzeli ich oboje. Instynktownie
poszukała ręki Damona. A potem zwyciężył w niej
zdrów rozsądek.
- Witaj, ojcze - powiedziała spokojnie.
Damon spojrzał na nią z podziwem.
Joe przeniósł spojrzenie z chłodnej twarzy córki na
Damona. W tej samej chwili Ramona dostrzegła Lesa i
Franka, zbliżających się do nich, i omal nie zachwiała
siÄ™ z ulgi.
- Nazywam siÄ™ Joe King.
Damon skinął głową, pozwalając sobie na zimny
uśmiech. A to arogancki drań!
- Wiem, kim pan jest. Podobnie jak policja.
Przez chwilę wydawało mu się, że Joe King go nie
dosłyszał. Albo że go nie rozumie. Po chwili jednak w
jego oczach coś zaświtało.
- Co?
- Nasza rozmowa była nagrywana - wyjaśniła Ramona.
- Na Kubie. Przegrał pan.
Nie mogła się dłużej zmuszać, by nazywać go ojcem.
Joe King odskoczył, jakby coś go ugryzło.
- Coś ty powiedziała?
- Słyszał pan - odezwał się Les Fortnum zza jego
pleców, odstępując na bok, kiedy King odwrócił się do
niego jak rażony gromem.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Dokładnie w tym samym momencie Frank chwycił go
za ramiÄ™.
- Josephie Jasonie King, jest pan aresztowany -
oznajmił Les Fortnum, rozkoszując się słodyczą tych
słów.
Wyrecytował Kingowi przysługujące mu prawa, a
Frank zaniknął kajdanki wokół nadgarstków dławiącego
się wściekłością mężczyzny.
Ramona odwróciła wzrok. Nad spokojnie falującym
morzem przelatywał nisko pelikan.
Joe King nie odezwał się ani słowem. Rzucił Ramonie
jedno nienawistne spojrzenie. Wydawało się, że nie
zauważa Damona.
- Nic się wam nie stało? - spytał Les Fortnum.
Na pewien czas musiał odstawić Joe Kinga do miejs-
cowego aresztu. Należało wnieść sprawę o ekstradycję,
ale z tym nie powinni mieć większych problemów.
Damon patrzył za odprowadzanym Joe Kingiem. Potem
odwrócił się do Ramony.
- NaprawdÄ™ nic ci nie jest? - zagadnÄ…Å‚ Å‚agodnie.
Spojrzała na niego oczami pełnymi bólu, ale nie
rozpaczy. Skinęła głową i uśmiechnęła się słabo.
- Poradzę sobie - szepnęła. Uniosła głowę, wypro-
stowała plecy i odetchnęła głęboko. - Poradzę sobie -
powtórzyła pewniejszym głosem. - To już ostatni port
tego rejsu. Chcę zobaczyć wszystko. Wypożyczmy
sprzęt do nurkowania i przyjrzyjmy się z bliska wrakom
na dnie morza. Pora poznać wreszcie podwodny świat -
powiedziała z determinacją. Niech się dzieje, co chce,
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
będzie bawić się najlepiej, jak umie na tej ostatniej
egzotycznej wyspie.
Damon uśmiechnął się, pojmując w lot, o co jej chodzi.
- Może być. Zakładam się, że zauważę więcej ryb niż
ty.
- Akurat. %7łebyś się przypadkiem nie przeliczył! - Jej
oczy błysnęły jak niebo, rozświetlone błękitnym
światłem piorunów.
- Zobaczymy. Przegrany zrobi zwycięzcy masaż stóp.
- Fantastycznie. Bardzo lubiÄ™, kiedy mi siÄ™ masuje
stopy.
- Oczywiście należy wymienić nazwy gatunków ryb -
dodał z przebiegłym uśmiechem.
Wyraz jego twarzy świadczył dobitnie, że nie wymiga
się tą odpowiedzią: Te takie zielone z żółtym
ogonem .
- Nazwy? - spytała - takie, jak: murena brunatna,
płaszor, marlin biały, włócznik, węgorz amerykański,
podmastka a nawet anioł morski? - wyrecytowała z
niewinną minką. Ponury cień Joe Kinga znikał coraz
bardziej z ich horyzontu
- I nie zapominajmy o stworzeniach, nie będących
rybami jak na przykład koralowce, gąbki, płaszczki...
- Płaszczka jest rybą - sprostowała. Damon już
pogodził się z myślą, że to on zrobi jej masaż stóp. Co
nie wydawało mu się zresztą taką katastrofą.
- Pani profesor, cóż za rozległa wiedza - poddał się z
wdziękiem. - Ktoś mógłby pomyśleć, że jest pani wy-
kładowcą na Oksfordzie... aj!
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Greg i Verity szli przez miasto, trzymajÄ…c siÄ™ mocno za
ręce. Ale choć rozglądali się pilnie, nie zamierzali nic
zwiedzać. Zatrzymali się dopiero wtedy, kiedy droga
zawiodła ich do katedry.
- Pierwszy kościół - odezwała się cicho Verity.
Greg skinął głową. Razem weszli do środka.
Joe King obserwował nienawistnym wzrokiem dwóch
angielskich policjantów, krążących po pomieszczeniu
wraz z dwoma przedstawicielami miejscowej policji.
- Chcę skontaktować się z moim adwokatem -
wycedził; były to jego pierwsze słowa, odkąd go
aresztowano. - Na osobności.
Policjanci wymienili spojrzenia i wzruszyli ramionami.
Miał prawo do jednego telefonu. Nie mogli mu tego
zabronić.
Zostawiony w dusznej celi Joe King spojrzał z
namysłem na aparat telefoniczny, podniósł słuchawkę i
wykręcił numer. Ale nie dzwonił do żadnego ze swoich
prawników. Wkrótce i tak go znajdą, a dopóki nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]