do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Och, bardzo mi przykro.
- Mnie również. - Eryk naprawdę posmutniał. - Kochany
staruszek, choć stary łobuz. Jestem pewny, że chciał tylko
mego dobra.
- A co nim jest, zdaniem pańskiego dziadka?
- Miłość dobrej i mądrej kobiety - odparł natychmiast
Eryk.
- Aha - mruknęła Jayne i uśmiechnęła się, chociaż oko-
liczności były osobliwe. - Jakie to urocze.
- A ponadto trzecia część majątku szacowanego na sto
osiemdziesiąt milionów dolarów - dodał rzeczowo. Kiedy
Jayne zrozumiała, w czym rzecz, machinalnie otworzyła
usta i wstrzymała oddech. - Chodzi o sześćdziesiąt milio-
nów - dodał tym samym tonem na wypadek, gdyby miała
trudności z arytmetyką lub nie była w stanie ogarnąć myślą
takiej sumy.
- O kurczę - szepnęła w końcu. - Rany boskie! Mnóstwo
pieniędzy - dodała ostrożnie.
Eryk obojętnie kiwnął głową, jakby zakładał milcząco,
że każdy ma fajnego dziadka, który zostawia wnukom do
podziału grube miliony.
- Niestety, dziadunio postawił jeden warunek, który mu-
szę spełnić, nim obejmę spadek: przed trzydziestką muszę
być żonaty.
- A pańskie trzydzieste urodziny wypadają już wkrótce -
Jayne przypomniała jego słowa.
- Niedługo. Konkretnie za dwa tygodnie.
- Tym razem Jayne otworzyła usta trochę szerzej i nieco
dłużej wstrzymywała oddech.
S
R
- Za dwa tygodnie? - powtórzyła słabym głosem, a Eryk
znowu kiwnął głową. - Liczy pan, że znajdzie się kobieta
gotowa w ciągu dwóch tygodni zostać pana żoną?
- Pani zadaniem to nierealne? - odparł, spoglądając na
nią z nieukrywaną troską.
Jayne nie wierzyła własnym uszom. Ten bałamut na-
prawdę sądził, że jeśli przyjdzie wprost z ulicy i oświadczy
się, dodając, że odziedziczy fortunę wartą sześćdziesiąt mi-
lionów dolarów, natychmiast zostanie przyjęty. Po chwili
jednak przyznała w duchu, że sporo jest pań, dla których
taki majątek stanowiłby decydujący argument.
Na dodatek Spadkobierca Eryk Randolph znakomicie się
prezentował w świetnie skrojonym, markowym garniturze.
Ciemne, jedwabiste włosy, łagodne ciemne oczy, pełne
wargi, jakby stworzone do pocałunków i... No tak, wiele
kobiet natychmiast zgodziłoby się wyjść za niego. Ale nie
Jayne Pembroke.
- Proszę zrozumieć - zaczęła, starając się taktownie
dać mu do zrozumienia, że plecie bzdury. - Czuję się
zaszczycona, że zaproponował mi pan małżeństwo. %7łyczę
powodzenia w dalszych poszukiwaniach i mam nadzieję,
że będzie pan mógł do woli korzystać ze swoich... - prze-
łknęła ślinę, jakby te słowa nie mogły jej przejść
przez gardło - ze swoich sześćdziesięciu milionów. Za-
pewniam jednak, że nie jestem kobietą, o którą panu
chodzi.
- Obrzucił ją bystrym spojrzeniem, ale nie odpowiedział.
- Czy zgodzi się pani przynajmniej zjeść ze mną kolację
dziś wieczorem?
- Raczej nie. Dziękuję bardzo. - Pokręciła głową, choć
S
R
ze zdumieniem stwierdziła, że chętnie przyjęłaby zapro-
szenie.
- Bardzo proszę. Kiedy wszystko dokładnie wyjaśnię,
chyba zmieni pani zdanie. Poza tym mielibyśmy parę go-
dzin, żeby się poznać.
- To nie jest dobry pomysł - mruknęła, czując, że jej opór
słabnie.
Eryk natychmiast to wyczuł i uśmiechnął się jeszcze ser-
deczniej.
- Kiedy więcej opowiem o sobie, uzna mnie pani za
czarującego mężczyznę, a mój nieodparty urok oraz pew-
ność, że jestem bardzo dobrą partią, bez wątpienia zrobią
swoje.
Jayne nie miała pojęcia, skąd u niej nagła ochota, by
przyjąć propozycję Eryka Randolpha. Rzecz jasna, nie
chodziło o jego oświadczyny, tylko o zaproszenie na ko-
lację. Przyjemnie byłoby spędzić trochę czasu w towarzy-
stwie przystojnego mężczyzny. Eryk kuł żelazo, póki go-
rące.
- Jeśli ma pani wątpliwości co do moich intencji, proszę
nie zdradzać, gdzie pani mieszka. Spotkamy się w umówio-
nym miejscu.
- Och, sama nie wiem.
- Zgadzam się, żeby pani wybrała restaurację.
- Ale...
- I godzinę spotkania.
- Problem w tym.
- Błagam, niech się pani zgodzi - nalegał. - Jest pani mo-
ją ostatnią nadzieją. Kiedy wyjaśnię wszystkie szczegóły,
być może zechce pani przyjąć moją propozycję.
S
R
Nie była pewna, jak ma rozumieć jego uwagę dotyczącą
ostatniej nadziei. Zresztą mniejsza z tym. Nie ulega wąt-
pliwości, że jego słowa dotyczące zmiany jej nastawienia
grzeszą nadmiernym optymizmem. Nie było mowy, żeby
się zgodziła na ślub, choćby doskonale rozumiała jego trud- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl