do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Teraz była ku temu odpowiednia okazja. Niezależnie od tego,
dla kogo przeznaczone były róże, jej małżeństwo znalazło się
w poważnych tarapatach.
- Pozyskałem następnych klientów, którzy przyłączą się do
państwa pozwu.
SiedzÄ…cy naprzeciwko Huntera programista o ziemistej twa­
rzy zamrugaÅ‚ powiekami. Hunter zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy mężczy­
zna był taki blady z natury, czy też wpłynęła na to jego obecna
sytuacja finansowa.
Jego żona, ubrana w dżinsowÄ… kurtkÄ™ i sportowe buty, po­
klepała go po ramieniu.
- Dobra wiadomość, Gil! Nieprawdaż, panie mecenasie?
- dodała, gdy jej mąż się nie odezwał.
- Owszem. To znacznie obniży wasze koszty, a prawnicy
rzÄ…dowi zrozumiejÄ…, że nie dacie siÄ™ tak Å‚atwo zastraszyć. - Po­
słał klientom krzepiący uśmiech.
Byli to ludzie mniej wiÄ™cej w jego wieku. Mężczyzna - ge­
nialny informatyk - zarobił mnóstwo pieniędzy, ale, na swoją
zgubę, zatrudnił niekompetentnego księgowego. Jego żona była
nauczycielką; obecnie nie pracowała, ponieważ zajmowała się
dwójką małych dzieci.
Hunter nie mógł uwolnić się od myśli, że ich życie było tak
różne od tego, jakie wiedli on i Freddie. Rozmawiał z nimi
jeszcze przez kilka minut, zadowolony, że może przekazać im
uspokajające i pocieszające wieści.
To naprawdę były dobre wiadomości, choć on sam będzie musiał
przez najbliższe dni podróżować po caÅ‚ym stanie, żeby zebrać zezna­
nia od pozostałych klientów nieudolnego doradcy podatkowego.
Nie pomoże Freddie przy organizacji przyjęcia. W obecnej
sytuacji będzie miał szczęście, jeśli w ogóle znajdzie czas, by
się na nim pojawić.
Nerwowo zastanawiał się, jak powiadomić o tym żonę.
Odprowadził Whitingów do wyjścia, po czym zatrzymał się
przy biurku Tyler.
- Wysłałaś kwiaty mojej żonie? - spytał.
- Tak - odpowiedziaÅ‚a. - Ale w kwiaciarni nie byÅ‚o sÅ‚one­
czników, więc zamówiłam róże...
Hunter przymknął oczy, żeby opanować złość. Powinien był
sam zamówić kwiaty. To prawda, że wiÄ™kszość kobiet uwielbia­
ła róże. Tyler nie mogła wiedzieć, że Freddie ich wprost nie
znosi.
- Doceniam twój trud - powiedział po chwili.
Ale, na Boga, co powie Freddie?
Freddie zrobiło się naprawdę niedobrze. Zjadła prawie całe
pudełko czekoladek. Powinna zamknąć szufladę na kluczyk.
Orzechowe nadzienie i czekolada w zestawieniu z bekonem
i awokado okazały się iście piorunującą mieszanką.
Jęknęła, gdy zadzwonił telefon. Chciała, by zostawiono ją
teraz w spokoju.
Palce miaÅ‚a pobrudzone czekoladÄ…. RozejrzaÅ‚a siÄ™ w poszu­
kiwaniu czegoÅ›, w co mogÅ‚aby je wytrzeć, wreszcie z rezygna­
cją podniosła słuchawkę, zostawiając na niej brązowe odciski.
- Freddie? - To był Hunter.
- Słucham? - burknęła nieuprzejmie.
- Rozumiem, że już dostałaś róże.
- Owszem. Są piękne.
Roześmiał się głośno.
- Nastąpiła pomyłka. Wcale nie miałaś dostać róż...
- A dla kogo były przeznaczone? - podchwyciła.
- Dla nikogo. - Zawahał się. - Zapomnij o nich.
To tylko utwierdziÅ‚o jÄ… w podejrzeniu, że róże byÅ‚y przezna­
czone dla blondynki.
Zerknęła na pozostałe w pudełku czekoladki i włożyła jedną
do ust.
- Coś jesz? - spytał.
- Czekoladki - przyznała.
- Ciężki dzień?
- Owszem - rzuciła opryskliwym tonem.
- Cóż, obawiam się, że będzie jeszcze gorszy...
Niemal przestała oddychać. Nie! Przecież nie mógł... Na
litość boską, powinipn dać jej szansę!
- Zbieram zeznania w sprawie podatkowej, o której już ci
wspominałem - wyjaśnił. - Nie mamy czasu, by ściągnąć
wszystkich do Houston, bÄ™dÄ™ wiÄ™c musiaÅ‚ sam odwiedzać nie­
których świadków.
- Przez całe dziesięć dni? - przerwała mu gwałtownie.
- Obawiam się, że tak.
Freddie połknęła ostatnią czekoladkę.
Najpierw róże, a teraz wyjazd w delegacjÄ™. Co za draÅ„! Dla­
czego po prostu nie powie otwarcie, że ma romans?
- To oznacza, że będziesz musiała sama zająć się organizacją
naszego przyjęcia. Jestem jednak pewien, że sobie poradzisz.
- Oczywiście, że sobie poradzę - odparła urażonym tonem.
Usłyszała w słuchawce jego ciężki oddech.
- Freddie, nie bądz na mnie zła - podjął. - Naprawdę nie
mogę załatwić tego inaczej.
- Rozumiem.
Zapadła cisza.
- A jeśli nie dasz sobie rady, po prostu odwołaj przyjęcie
- poradził.
Gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Po wysÅ‚aniu tylu zaproszeÅ„? Jakby to wyglÄ…daÅ‚o? Wszys­
cy zaczÄ™liby podejrzewać, że... że nasze małżeÅ„stwo siÄ™ rozpa­
da, że ty i ja....
- Nie wiedziałem, że już je wysłałaś. - Westchnął ciężko.
A nawet jeśli nie wysłała, to co z tego? Freddie wyprostowała
się jak struna. %7ładna blondynka nie zmusi jej, by zrezygnowała
z organizacji rocznicowego przyjęcia!
- Nie ma problemu - zapewniła z pozornym spokojem. -
Mama na pewno mi trochÄ™ pomoże. - OblizaÅ‚a lepkie od cze­
kolady usta. - Po prostu będę za tobą tęskniła, to wszystko.
- Ja też. - Zawahał się lekko. - Może zjemy dziś razem
kolację? Mógłbym kupić coś u Chińczyka po drodze do domu.
Co ty na to?
- Brzmi wspaniale! - Freddie wÅ‚ożyÅ‚a w te sÅ‚owa caÅ‚y en­
tuzjazm, jaki mogła z siebie wykrzesać.
- A więc do zobaczenia!
- Do zobaczenia - powiedziała, postanawiając w duchu, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl