do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wydeptywaliśmy przed laty.
- Nawet nie powiesz mi:  A nie mówiłem"? - dziwiła się Dee Dee.
- Jeszcze nie teraz. Czekam na odpowiedni moment! - zażartowałem. W odpowiedzi dała mi
taką samą sójkę w bok, jak kiedyś. Próbowałem zliczyć, ile takich szturchańców w swoim czasie
od niej oberwałem.
- Chciałabym, aby Martin wzrastał w tym miasteczku, tak jak ja  kontynuowała temat,
przechodząc obok witryny sklepu z książkami i upominkami  Wiejska Chata". Mówiła teraz
całkiem poważnie. - W Fort Kent zawsze znajdzie się ktoś, kto zajmie się nim, gdyby coś się
stało.
Doszliśmy właśnie do domu pod numerem 206, w którym spędziłem większą część życia. Jego
obecni mieszkańcy musieli być wciąż zajęci, gdyż od wewnątrz po firankach szybko przesuwały
się ich cienie. Kiedyś za tymi oknami i drzwiami żyła własnym życiem moja rodzina, teraz żyje
jakaś inna.
- Jaka to szkoda, że nie jesteście teraz moimi sąsiadami - westchnęła Dee Dee, wpatrując się we
front naszego starego domu. - Przez kilka ostatnich nocy nie zmrużyłam oka, bo raz po razie
podlatywałam do okna. Próbowałam zajrzeć do środka tamtego domu, jak wtedy, gdy byliśmy
dziećmi, ale bałam się ciemności. Kiedyś czułam się bezpiecznie, wiedząc, że ty jesteś tak blisko.
Nieraz wydawało mi się, że słyszę twój oddech przez sen.
Wiedziałem, co ma na myśli, bo rzeczywiście tak było.
- Wiesz co? - zacząłem, kiedy weszliśmy już na werandę pod numerem 204, czekając, aż Skaut
wciągnie swój rower po schodkach.  Przydałby mi się pomocnik w lecznicy, do takich
lżejszych prac, jak czyszczenie klatek, karmienie zwierząt czy wyprowadzanie ich na spacer.
Może Martin chciałby się tym zająć? Na przykład trzy razy w tygodniu, po lekcjach? Nie
zarobiłby dużo, ale wystarczyłoby mu na komiksy.
Dee Dee od razu przychyliła się do tego pomysłu i zawołała syna.
- Słuchaj, Sam potrzebuje kogoś do pomocy w lecznicy, przy chorych zwierzętach. Chciałbyś to
robić?
Skaut jednym ruchem prawej nogi odgiął nóżkę roweru, oparł go na niej i obrócił ku mnie
piwne oczy pełne entuzjazmu.
- Naprawdę, Samie?
- Jeśli tylko chcesz - zapewniłem. Rozpromienił się tak, że mogłem już tylko wyciągnąć doń rękę,
którą uścisnął. - Mógłbyś zacząć już w tym tygodniu?
Chłopiec poszukał wzrokiem oczu matki i znalazł w nich aprobatę.
- Super! - wykrzyknął i popędził, aby odszukać Lancelota.
- Dziękuję ci, Samie - zwróciła się do mnie Dee Dee. -Jemu rzeczywiście potrzeba męskiego
wzorca w rodzinie.
Po tym, co dziś widziałem, nie musiała mnie co do tego przekonywać. Teraz jednak w
szaroniebieskich oczach Dee Dee oprócz uczuć opiekuńczych względem syna dojrzałem także
cień smutku. Jakieś złe moce przygnały ją z powrotem do Fort Kent? Pewnie te same, które
wyzwolił Bobby Langford!
- Gdybyś miała jakieś kłopoty, wal do mnie jak w dym - poprosiłem. Przytaknęła, ale nie
darowała sobie komentarza:
- Jak za dawnych lat, nie?
Wtedy już nie wytrzymałem i pocałowałem ją w policzek, delikatnie, jakbym całował miękki
płatek kwiatu.
- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, Samie! -wyszeptała, oplatając mnie wątłymi
ramionkami w pożegnalnym uścisku.
W drodze powrotnej przyglądałem się podświetlonym oknom po stronie kanadyjskiej i
rozmyślałem, czy z mojej strony ten pocałunek miał być tylko gestem przyjazni, jak
potraktowała go Dee Dee? Wciąż pożądałem jej jak dawniej, czemu zresztą trudno się dziwić.
Jak bowiem obcować z kimś tak pełnym życia i nie zechcieć trochę z niego uszczknąć? Dee Dee
wywierała taki magiczny wpływ nie tylko na mnie, o czym najlepiej mogłaby zaświadczyć Lidia.
Tej nocy kochaliśmy się z Lidią po raz pierwszy od wielu tygodni. Przypuszczalnie to, że
mieliśmy różne rozkłady dnia i walczyliśmy bezustannie o utrzymanie się na powierzchni -
odbierało nam skutecznie ochotę na cokolwiek innego poza monologami Lettermana w telewi-
zji. Ta noc jednak była szczególna - wystarczyła zapiekanka z bakłażanów i domowego wyrobu
świece, aby rozniecić w mojej duszy dawny ogień.
Po wszystkim Lidia wsparła głowę na mojej piersi i słuchała tego, co miałem do powiedzenia na
temat perspektyw zatrudnienia Skauta w naszej lecznicy. Jej również spodobał się ten pomysł.
- Rzeczywiście, on musi czuć się strasznie samotny! Dobrze mu to zrobi, a i tobie też.
Nie bardzo zrozumiałem, co miała oznaczać ta ostatnia uwaga. Przez najbliższe minuty Lidia
nie odzywała się, toteż sądziłem, że usnęła. W tym czasie zastanawiałem się nad tajemniczą
przyczyną powrotu Dee Dee w domowe pielesze. Uchem łowiłem ruch na ulicy, świadczący, że
jakieś małolaty podjechały pod stację ben-
zynową i chcą się czegoś napić - może nawet piwa, jeśliby znalezli kogoś dorosłego, aby je dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl