do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sytuację.
- To co, zaczynamy dzisiaj? - spytał, obejmując ją w talii i
próbując znów pocałować.
- Nie, nie! - zaprotestowała, prawie mu się wyrywając. - Nie tak
od razu. To musi wyglądać prawdopodobnie.
- Potrzebne ci jakieś wyzwanie?
- Muszą być jakieś utrudnienia, inaczej Hazel nie uwierzy.
- Przekonam ją.
- Chodzi tylko o stworzenie pozorów.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
65
- Ale ja nie znoszę drażnienia.
- A cóż ty sobie wyobrażasz? %7łe wybiorę się na przejażdżkę w
biustonoszu i majtkach? - zaśmiała się. - To wczasy w siodle. Cud, że
jeszcze rozpoznajesz we mnie kobietę mimo tych męskich,
zakurzonych ciuchów.
- Jesteś bieliznianą królową. Nie wiem, co tam sprzedajesz w
tym swoim sklepie w Nowym Orleanie, ale na pewno nie chcę, żebyś
mnie tym drażniła.
- Przecież chodzi tylko o to, by zmylić Hazel. Nie zamierzam
naprawdę próbować cię uwieść, to będzie tylko tak na niby.
Skinął głową, a potem pochylił się i szepnął jej dc ucha:
- Wiem. Ale ja zamierzam uwieść cię naprawdę.
Lyndie nie przywykła do surowego górskiego powietrza.
Objeżdżając na Girlie ziemie McCallumów, zachwycała się
cudownym widokiem ośnieżonych skał i soczystozielonych dolin.
Zjedli śniadanie po jednej stronie kontynentalnego działu wodnego, a
lunch po drugiej. Po raz pierwszy w życiu próbowała jednego dnia
wodę, która wpadała do dwóch różnych oceanów.
- Dobrze się bawisz? - spytała Annette, podjeżdżając do Lyndie.
- O, tak - odparła z uśmiechem. - A ty?
- Czuję się tak, jakby spełnił się mój najpiękniejszy sen. Nie
wiedziałam, że raj znajduje się w Mystery, w Montanie.
Lyndie rozejrzała się wokół. Rzeczywiście, otaczał ją bajeczny
krajobraz. Ostatnie promienie zachodzącego słońca złociły białe czapy
jane+anula
ous
l
da
-
scan
66
śniegu na wierzchołkach gór. Długie, niebieskawe cienie kładły się w
dolinach, nad którymi zawisły grozne chmury.
Lyndie spojrzała na Bruce'a, który jechał na przodzie. Siedział
pewnie w siodle, a Beastie Boy sunął dziarsko po wąskiej ścieżce
wyznaczonego szlaku.
Tak było od trzech dni. Po ostatniej rozmowie, w której
zdradziła mu swój plan, zaczał ją ignorować. Lyndie doszła do
wniosku, że chyba przegra zakład. Trudno uwodzić kogoś, kto nawet
na nią nie patrzy!
- Jesteś gotowa, by zostać kowbojką? - zapytał Roger, który
jechał za nią.
- O tak, z przyjemnością! - zawołała, odwracając się do niego.
Mówiła prawdę. Przez ostatnie trzy doby zajmowała się
wyłącznie jedzeniem, spaniem i pojeniem koni. Pomimo zmęczenia
odczuwała spokój, jakiego nie zaznała nigdy w swym zawalonym
papierami biurze na zapleczu sklepu w Nowym Orleanie.
Natura miała na nią zbawienny wpływ. Montana leczyła rany,
zadane jej przez miasto i wszystko, co się z nim wiąże - stres,
pośpiech, skażone środowisko.
Była gotowa zostać kowbojką, ale nie miała szans poderwać
kowboja, pomyślała z goryczą, patrząc na dwie siostry z L.A.
flirtujące z przewodnikami. Kim zagięła parol na Justina, więc dla
Susan pozostał Bruce. Dokładała wszelkich starań, by nie był sam.
Susan jechała zawsze na przodzie i tak manewrowała koniem, żeby
jechać bezpośrednio za Bruce'em. Lyndie nie śmiała zbliżyć się do
jane+anula
ous
l
da
-
scan
67
nich, bo Girlie i koń Susan zawsze się gryzły. Justin i Bruce ostrzegli
ją i Susan, że muszą trzymać konie z dala od siebie, bo ich wzajemne
ataki mogą być na szlaku niebezpieczne. Lyndie coraz bardziej
obawiała się, że przegra zakład z Hazel.
Tej nocy po rodeo przekonała się, że jest w niższej niż Bruce
lidze, jeśli chodzi o taktykę uwodzenia. Był przecież miejscowym
podrywaczem, a ona jak dotąd grała wyłącznie rolę wiernej i oddanej
żony. Zresztą nie na wiele jej się to zdało, pomyślała z goryczą.
- Dziś wracamy ze szlaku wcześniej niż zwykle -powiedział
Bruce do wszystkich, zawróciwszy Beastie Boya. - Zanosi się na
burzę.
Reszta jezdzców ruszyła za nim, a Justin został na końcu.
- Cholerne błyskawice - usłyszała Lyndie, gdy Bruce podjechał
nieco bliżej.
Girlie zastrzygła uszami i zaczęła brykać. Gdy w kilka sekund
pózniej rozległ się grzmot, klacz wpadła w panikę. Ruszyła
gwałtownie do przodu, a ponieważ koń Rogera zagradzał jej drogę,
wspięła się przednimi kopytami na skałę, zrzucając małą lawinę
kamieni.
Lyndie zaczęła uspokajająco cmokać, dziwiąc się, że jeszcze
trzyma się w siodle.
- Ona boi się piorunów. Będziesz musiała przesiąść się do mnie,
bo coś może ci się stać - powiedział Bruce, a potem błyskawicznym
ruchem chwycił ją wpół i posadził przed sobą w siodle. Pózniej złapał
jane+anula
ous
l
da
-
scan
68
wodze Girlie i uspokoił spłoszone zwierzę. - To jej jedyna wada.
Nienawidzi piorunów.
- Ja też - odparła Lyndie.
- Wygodnie ci? - spytał, dotykając ustami jej włosów.
- Tak, bardzo - odparła szybko, by nie domyślił się, jak bardzo
działa na nią jego bliskość, w połączeniu z rytmicznym ruchem konia.
Roześmiał się znacząco.
- Jak chcesz, mogę dać ci jutro innego konia - powiedział.
- Nie, lubię ją.
- Więc może znowu będziesz musiała jechać ze mną...
- Następnym razem sobie z nią poradzę - powiedziała.
- Muszę przyznać, że bardzo do siebie pasujecie. Muszę
namówić Hazel, żeby ją dla ciebie kupiła.
- Kupić? A gdzież ja bym ją trzymała? Na zapleczu sklepu?
- Tutaj.
- Kowbojskie mądrości - rzuciła, przewracając oczami.
Roześmiał się i wesołość nie opuszczała go przez całą powrotną
drogę.
Ulewa spływała na ziemię szerokimi strugami wody. Poszarpane
szczyty gór wyglądały wspaniale w nagłych rozbłyskach piorunów,
przy wtórze ponurych grzmotów. Lyndie oglądała ten niezwykły
spektakl przyrody, siedząc w bujanym fotelu na ganku.
Nie mogła zasnąć, choć była bardzo zmęczona. Wciąż myślała o
Brusie, o tym, co czuła, jadąc z nim na koniu, o tym, jak patrzył na nią
przy obiedzie.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
69
Jedli wszyscy w drewnianej świetlicy, przy długich stołach. Nie
zaszczycił jej swym towarzystwem, bo usiadł na drugim końcu stołu,
ale przez cały posiłek gapił się na nią.
Zastanawiała się, o czym myśli, choć wiedziała, że to błąd.
Angażowanie się w związek z kimkolwiek byłoby teraz bez sensu. A
tym bardziej w związek z kowbojem z Montany.
Oczywiście, przyjemnie było z nim się droczyć i żartować. Poza
tym był szalenie pociągający. Niesamowicie męski. Opalenizna, pot i
kurz dodawały mu uroku.
Ale nie powinna o nim myśleć. Po co jej romans z kowbojem,
skoro wkrótce odjedzie do Nowego Orleanu? Przede wszystkim nie
powinna angażować się, dopóki nie wyliże się z ran, jakie zadał jej
Mitch. Bruce Everett nie był najlepszym lekarstwem. Potrzebowała
prawdziwego związku, pełnego miłości i oddania.
Po krótkim romansie pozostałaby jej tylko tęsknota za miłością.
A i tak miała w sobie dość tej tęsknoty na resztę życia.
Zamyślona, dopiero po chwili zauważyła, że wysiadł prąd. Nagle
całe ranczo pogrążyło się w ciemności. Pewnie piorun trafił w
transformator.
Było pózno. Wszyscy w pawilonie już spali. Na pewno nikt nie
zauważył awarii.
Nagle Lyndie dostrzegła światło lampy przy stajni. Ktoś
sprawdzał, co dzieje się z końmi.
Lyndie wstała z fotela i narzuciła płaszcz przeciwdeszczowy.
Pomyślała, że przechadzka dobrze jej zrobi.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
70
Będzie mogła sprawdzić, co porabia Girlie. Pewnie wciąż się
boi.
Otworzyła drzwi i weszła do stajni. Odszukała plamę żółtego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl