do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

księcia.
Sprawdzę, czy mu czegoś nie potrzeba, myślała, wiedząc dobrze, że każdy pretekst byłby dobry.
Zatrzymała się w drzwiach biblioteki.
Nico siedział nad stertą książek, pogrążony w pracy. Sprawiał wrażenie niedostępnego i poważnego,
jakby nie był tym samym mężczyzną, który jeszcze niedawno flirtował z nią zapamiętale.
Spojrzał na nią przelotnie i wrócił do pracy. Wycofała się cicho, ale ogarnęło ją współczucie. Nico
pracuje ciężko i tak wielką dzwiga odpowiedzialność. Szukała jakiegoś pomysłu, by go rozbawić albo
nagrodzić, i w końcu jedna rzecz wydała jej się oczywista.
Czekoladki.
- Zupełnie zgłupiałaś - mruczała pod nosem, wchodząc do kuchni. - Może on wcale nie lubi słodyczy!
- A masz lepszy pomysł? - odpowiedziała sama sobie, a fanatyczna miłośniczka czekolady, jaka w niej
tkwiła, podpowiedziała entuzjastycznie, że każdy lubi ręcznie robione pralinki.
Miała przygotowaną czekoladową masę do nadziewania i świeżo zebrane truskawki z ogrodu.
Wydrążyła owoce, napełniła je słodką truflową masą, a potem każdą truskawkę maczała kolejno w
białej i czarnej czekoladzie, by wyczarować z nich śmieszne pękate figurki we frakach, z zielonymi
czuprynkami.
Uśmiechnęła się, patrząc na końcowy efekt. Czekoladki cieszyły oko i kubeczki smakowe. Nie
zastanawiając się
106
Raye Morgan
dłużej, zsunęła dwie na srebrną tackę i poszła do biblioteki.
Nico wyglądał jeszcze gorzej niż przed godziną. Miał przekrwione oczy, zmierzwione włosy, rozpiętą
pod szyją koszulę. Marszczył brwi, wpatrując się w rozłożone na biurku dokumenty. Czy każe jej
wyjść z pokoju?
A może spyta, co właściwie sobie myśli, przerywając mu ważną pracę takimi głupstwami? Albo, co
byłoby gorsze, rzuci jej zdawkową pochwałę.
Przez chwilę wstydziła się własnej odwagi, ale było już za pózno, by się wycofać.
- Proszę. - Postawiła przed nim tackę. - Przyniosłam ci prezent.
Początkowo patrzył na tacę niewidzącym wzrokiem, ale nagle dotarło do niego, jaki rarytas przed nim
stoi, i uśmiechnął się szeroko.
- Jakie ładne. Naprawdę pomysłowe. Dlaczego nie podałaś ich na deser, żeby wszyscy mogli
spróbować?
- Nie zrobiłam ich dla wszystkich - wyjaśniła. - Tylko dla ciebie.
Odchylił się do tyłu i spojrzał na nią nieśmiało, jakby bał się wyjawić, co czuje.
- Mariso - szepnął. - Och, Mariso. - Przyciągnął ją do siebie i posadził na kolanach. - Jesteś wyjątkową
kobietą. Chciałbym... - Zamilkł.
Oczy mu posmutniały i najwyrazniej nie miał zamiaru skończyć rozpoczętego zdania. Marisa nabrała
odwagi i pocałowała go serdecznie.
- Ty też jesteś wyjątkowym mężczyzną - wyznała i opuściła bibliotekę.
Zasypiała z niewypowiedzianym życzeniem Nica
Pod opieką księcia
107
w uszach. Prawdopodobnie było to także jej życzenie. Jednak żadne z nich nie mogło wypowiedzieć
tych słów głośno.
Następnego dnia rano wszyscy rozprawiali o wczorajszych niespodziewanych gościach. Kuzyni z
Belgradu, których nie było wieczorem, wypytywali o szczegóły.
- Może my też pojedziemy na regaty? - zaproponował jeden z nich.
Obaj natychmiast spojrzeli na Nica, jako głowę domu i ostateczną wyrocznię.
- Przykro mi, ale to wykluczone - położył kres ich nadziejom. - Musielibyście tam przenocować, a
następnego dnia obaj macie wykłady.
Nadąsali się, ale decyzja księcia była ostateczna.
Marisie zrobiło się ich żal. Kilka minut pózniej złapała Nica w ogrodzie, gdy przygotowywał się do
porannego biegu.
- Zastanawiałam się... - Odwróciła wzrok, by nie patrzeć na to, jak dobrze wygląda w szortach i
podkoszulku. - Nie robimy żadnych postępów. Nadal nic nie pamiętam. Szyfranci nie są bliżej
odczytania treści dokumentów. Tkwimy w martwym punkcie. Powinnam coś zrobić. Może
rozmawiać z ludzmi, chodzić po mieście. Zawsze jest szansa, że ktoś mnie rozpozna albo coś sobie
przypomnę.
- Albo uda ci się uciec od nas? - podpowiedział. Rozgniewała się. Czy wciąż ją uważa za oszustkę?
- Nie-, Nico. Jeśli mnie tak zle oceniasz, może nie ma sensu...
- Poczekaj - powstrzymał ją. - Rozumiem, że jesteś zmęczona i zniecierpliwiona. Nie chcesz tkwić w
pałacu
108
Raye Morgan
jak w klatce. Co powiesz na to, abyśmy się wszyscy wybrali na wyścigi w ten weekend? Mówię o
dorocznym narodowym wyścigu o puchar Carnethii.
- Masz na myśli te sławne wyścigi w Brolney, o których nawet układano pieśni?
Aż podskoczyła. To może być świetna zabawa.
- Nigdy na nich nie byłam.
- Nic dziwnego. - Roześmiał się na widok jej podekscytowania. - Nie urządzano ich przez ostatnich
pięćdziesiąt lat. Dane nadal jest w Paryżu, więc ja będę musiał reprezentować rodzinę. Zależy nam na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl