do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czuję, że straciłam swoją prywatną przestrzeń.
Tak, zaraz, nie, jutro wieczór nie bardzo mi pasuje, umówiłam się z tym Andym.
Och, nic! Po prostu się umówiłam. Skąd mogę wiedzieć, co z tego będzie?
Och... to ty, cześć! Nie, nie. Nic nie szkodzi. Tak, mi się też podobało. Och... Nie, to nie to,
wcale nie... Nie zrozumieliśmy się.
To głupie, ale... Chodzi o to, że, no, nie mogłam zaprosić cię do siebie, bo mieszka ze mną teraz
mój tata. No, powiedzmy, tymczasowo. To długa historia. Więc to dlatego, tylko i wyłącznie dlatego.
Och, rozumiem. Myślałeś, że... Ależ skąd! Absolutnie nie. To znaczy, miałam niedawno kogoś,
ale to skończone raz na zawsze, trochę mi teraz ciężko, ale to nie ma z tym nic wspólnego, nic a nic, po
prostu rozstaliśmy się, to nie miało sensu. Dlaczego mi ciężko? Ee... z powodów rodzinnych... Daj
spokój, nie będę ci o wszystkim opowiadać, ledwie się znamy.
Naprawdę? O, to miło. Szczerze mówiąc, mało który facet by chciał. Faceci wolą nie wiedzieć.
Słuchanie nie jest ich najmocniejszą stroną. Właściwie na tym polegał podstawowy kłopot z tym... z tą
osobą, z którą już nie jestem. Czułam, że nie było go wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam.
Wiesz, co mam na myśli? Jezu, robię z siebie jakąś cierpiętnicę, może ci się wydawać, że mam same
problemy, ale to nieprawda, po prostu jeśli człowiek się z kimś wiąże, to ma prawo oczekiwać... Ech...
dajmy spokój, muszę kończyć, za pół godziny mam bardzo ważne spotkanie z klientem.
Czwartek? Myślę, że tak. W czwartek powinnam znalezć trochę czasu.
Mamo? Jak się czujesz? Wszystko w porządku? To dobrze. Bo u mnie nic a nic nie jest w po-
rządku. Po pierwsze dotarło do mnie, że z powodu ojca nie mogę nikogo zaprosić do domu, nie chodzi
o koleżanki z pracy, wiesz chyba, o czym myślę, prawda? To mi jest bardzo nie na rękę, zwłaszcza
teraz, bo... no wiesz, poznałam kogoś, to bardzo ciekawy chłopak.
Mamo, przecież ci mówiłam, że z Danem już zerwałam.
Wczoraj go nie było. Nie, nie tego chłopaka  ma na imię Andy tak na marginesie. Taty! Taty
nie było. Normalnie siedzi o tej porze przed telewizorem, czasem popija. Nie chciałam ci o tym mó-
wić, ale uważam, że powinnaś wiedzieć. Wciąż nie wracał i około jedenastej zaczęłam się denerwować
 jak matka, której nastoletni synek wyszedł na dyskotekę. Co chwilę patrzyłam na zegarek i wyobra-
żałam sobie Bóg wie co, wypadek, napad, sama już nie wiem.
Samochód? Oczywiście, że przed domem nie było jego samochodu. Zresztą on nie ma pojęcia o
parkowaniu w Londynie, notorycznie parkuje przy żółtej linii i niemal co dzień dostaje mandat. Był
zły, że nie zastał ciebie, kiedy pojechał po golfa. Powiem prosto z mostu, pojechał tam właściwie tylko
po to  chciał zobaczyć się z tobą, a nie zabrać samochód.
R
L
T
O tak, wrócił w końcu, po pierwszej w nocy. Jasne, że nie spałam, chciałam już dzwonić na po-
licję. Tłumaczył, że wyjechał gdzieś daleko za Londyn, bo musiał się z kimś zobaczyć. Kiedy wracał,
gdzieś się zatrzymał, a do tego parę razy gubił drogę. Potem poszedł spać, a ja, oczywiście, byłam tak
roztrzęsiona, że do rana nie mogłam zmrużyć oka i dzisiaj widzę podwójnie, marzę tylko o łóżku, aku-
rat wtedy, gdy goni mnie termin zlecenia, cholera, bardzo mi to wszystko potrzebne... Nie, nie był pi-
jany.
Mamo, wybacz, ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, czy on pamięta o przeglądzie technicznym,
to sama go sobie zapytaj.
R
L
T
Oliver i Nick
Nie!  krzyczy Oliver, obracając się gwałtownie na krześle.  Nie ma mnie!
Ale Sandra jest mało sympatyczna  prawdę mówiąc, nie da sobie nic powiedzieć.
 Pan Hammond raz już dzwonił.  Sandra stanowczo wyciąga w jego kierunku rękę ze słu-
chawką.
Czyżby wiedziała, kto to jest pan Hammond?
Oliver próbuje zabić Sandrę wzrokiem, ale w końcu się poddaje, wstaje, przemierza szybkim
krokiem pokój i chwyta za słuchawkę.
 Och, Nick. Cześć.
Jest wściekły. Czy to się nigdy nie skończy? Najpierw Glyn. Teraz Nick. Boże, uchroń mnie
tylko przed Elaine! Ledwie słucha tego, co Nick mówi. Roztrajkotał się na dobre. Chciałby się spotkać,
tak długo się nie widzieli, nic o sobie nie słyszeli. Muszą się zobaczyć.
 Tak, Nick, oczywiście, chętnie się spotkam, ale jestem zawalony robotą  mówi Oliver,
wspomina o nawale pracy, napiętych terminach, cholerycznych klientach.  Może jesienią?
Sandra zaciekawiona podnosi głowę i słucha.
Nick nalega. Mówi nieskładnie, urywanymi zdaniami. Zdaje się, że tłumaczy oględnie, dlaczego
nie można zastać go w domu, miał problemy, wciąż ma, chciałby porozmawiać o starych czasach. Jest
dziwnie natrętny.
Nie!  rozpacza w myślach Oliver, bezgłośnie i bezbronnie. Nick dodaje, że nie ma wiele do
roboty, tak się akurat składa, więc chętnie do niego przyjedzie. Będę około szóstej, w porządku? Przy-
jadę do biura, tak, mam adres, wyciągnę cię na dobrą kolacyjkę.
 Tak, dobrze, ale... akurat dzisiaj wieczór...  protestuje słabo Oliver.  Dzisiaj...
Nick odłożył już słuchawkę. Sandra patrzy na Olivera pytającym wzrokiem.
 Przypomnij mi tylko, kto to jest ten Hammond?
Kiedy Nick wchodzi do biura, Oliver jest przerażony. To jest Nick? Nie może być. Ten tęgawy,
łysiejący pan z dużym brzuszkiem? Ze strutą miną i worami pod oczami? Owszem, czasu nic nie za-
trzyma, wszyscy się starzejemy, jedni szybciej, inni wolniej, ale Nick? Przecież on zdawał się być
wiecznie młody. Innym stukała czterdziestka, ba, zbliżali się do magicznej pięćdziesiątki, a Nick jakby
ugrzązł gdzieś w wieku dwudziestu ośmiu lat i ani rusz dalej. No, ale... widać Nick też nie jest wyjąt-
kiem.
Nick od progu zaczyna mówić, bez żadnych wstępów  o uciążliwej jezdzie, o nisko chwyta-
jącym sprzęgle, o gmatwaninie jednokierunkowych ulic. Zmęczony i rozstrojony człowiek, od razu to
widać.
R
L
T
Oliver bierze się w garść. Sandra przypatruje się obu mężczyznom z zainteresowaniem  jest
jeszcze w biurze, wyjaśniła Oliverowi, że ma dodatkową pilną robotę i musi zostać po godzinach,
pewnie do wieczora.
 Witaj, Nick.  Oliver się uśmiecha serdecznie, ale z rezerwą, ze względu na Sandrę, to sto-
sowne powitanie wspólnika firmy.  Miło cię widzieć. Pozwól, to Sandra Chalcott, wspólniczka. 
Odwraca się do Sandry.  To my wyjdziemy coś przekąsić. Do zobaczenia.
 Lubisz curry?  pyta chwilę pózniej Nicka.  Niedaleko stąd jest miła restauracyjka.
Prowadzi go na drugą stronę ulicy. Nick nie przestaje mówić. Przynajmniej pod tym względem
nie zmienił się ani na jotę. Oliver ma jednak wrażenie, że mówi bez ładu i składu, plecie trzy po trzy,
jakieś błahostki i głupstwa. Mówi, że większość czasu spędza teraz w Londynie, że niedługo zabierze
się do książki o londyńskich skwerach, to fascynująca sprawa, skwery są takie czarujące. Pozdrowienia
od Polly; na pewno pozdrowiłaby Olivera, gdyby wiedziała, że się z nim zobaczy, ale nie wiedziała.
Elaine jest niesamowicie zajęta, nic tylko praca i praca, trudno ją zobaczyć w ciągu całego tygodnia.
Myślał, żeby napisać coś większego o Brunelu, ale jakoś wciąż nie może się do tego zabrać; tyle rze-
czy się dzieje...
Wreszcie zamilkł nad kurczakiem tikka masala. Patrzy w talerz. Włosy nie spadają mu już na
czoło, nie zasłaniają oczu, zauważa Oliver. Uciekły w tył, odsłoniły jego twarz. Bez takiej osłony Nick
wydaje się bardziej wystawiony na razy, bardziej nieporadny i bezbronny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl