[ Pobierz całość w formacie PDF ]
terytorium, walczyli we śnie, którym on rządził. Kasyx poczuł się jak z góry skazany na
porażkę, pobity, zdolny do działań nie bardziej skutecznych niż szarpanina muchy w pajęczej
sieci. Walka - owszem; zmagania - jak najbardziej, lecz żadnej prawdziwej szansy na
uwolnienie się bez szwanku.
Coraz więcej bladych, robaczywych ciał z ziemią we włosach wydostawało się spod
gruntu - więcej niż mógł zastrzelić Tebulot; więcej niż mogła grotami porazić Same-na czy
roztrzaskać Xaxxa.
- Do tyłu! Cofamy się! Jest ich zbyt wielu! - krzyknął Kasyx.
Wystrzelili jeszcze parokrotnie. Ciała zapłonęły, zaskrzeczały i padły na trawę,
skwiercząc jak wypalające się świece. Za nimi pojawiły się jednak następne, blade,
rozwrzeszczane; przepychający się tłum, który samą ilością przytłaczał Wojowników Nocy.
Wszyscy czworo przekroczyli grań i ruszyli biegiem w dół, ku mechanicznemu miastu. Za
nimi zaroili się na grzbiecie wzgórza umarli, wykrzykując aż pod niebo swoją wściekłość i
ból.
Wojownicy Nocy zdołali dobiec do połowy zbocza, gdy pojawiły się trupy okrążające
ich z boków. Tebulot potknął się i zahamował wystrzeliwując silny strumień energii najpierw
w lewo, potem w prawo. Przybyło płomieni. W powietrzu zawirowały oderwane, jakby
błagające o zapomnienie ręce. Miejscami płonęła trawa, umarli jednak przechodzili przez
ogień, nawet jeśli ich ubrania zajmowały się płomieniami.
Wojownicy Nocy pędzili galopem. Zbocze przechodziło łagodnie w rozległą, szarą i
posępną równinę, na której miejsca spopielone poprzedzielane były kępami dzikiej tymotki.
Dalej rozciągało się już mechaniczne miasto. O pół miii od nich mknął po cynowych szynach
pociąg z jasno oświetlonymi oknami wagonów, a za nim wznosił się mechaniczny żuraw,
tykający głośno przy każdym poruszeniu.
Stopy ich zapadały się w pył, lecz byli coraz bliżej zwalistej bryły miasta. Jednak
Kasyx, obejrzawszy się stwierdził, że mieli małe szansę, by do niego dotrzeć. Armia
martwych zbiegała już ze wzgórza, udało się jej okrążyć niemal całkowicie Wojowników
Nocy z lewej flanki, niebawem mieli uczynić to samo z prawej.
Kasyx zahamował raptownie. Pozostali przebiegli jeszcze parę kroków i odwrócili się.
- O co chodzi? - spytała Samena. - Kasyxie, wszystko z tobą w porządku?
- Ależ robimy z siebie głupców! - zawołał Kasyx.
- Popatrzcie sami, jak ładnie biegniemy! Robimy dokładnie to, czego chce od nas
Yaomauitl!
- A co niby innego mamy robić? - zirytował się Xaxxa,
- To jest armia!
- Tak, Xaxxo, lecz my również nią jesteśmy! Przynajmniej jak długo walczymy
razem.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwał się Tebulot.
- To, co sam już kiedyś powiedziałeś. Musimy walczyć razem jak równi sobie.
Walczmy więc.
Czoło armii martwych było tylko pięćdziesiąt stóp od nich. Tebulot uniósł broń i
wystrzelił ładunek, który eksplodując powalił siedem trupów.
- Zrobimy tak - powiedział szybko Kasyx. - Wyślę pole siłowe, by przyciągnąć ich
wszystkich bliżej. Xaxxo, ty wzlecisz nad ich tyły i tam pozostaniesz. Potem Tebulot
wystrzeli w ciebie ładunki, które ty odbijesz swoim ekranem prosto w ich tylne szeregi.
Samena tymczasem będzie ich skubać od frontu.
Tebulot nie miał zbyt mądrej miny, lecz Kasyx dodał:
- Przepraszam, może znów zaczynam się rządzić. Ale jeśli się pospieszymy, powinno
to dać rezultaty.
- Kupuję - stwierdził Xaxxa.
- Wolę już walczyć, niż uciekać - poparła go Samena. - A tamtemu miejscu nie
ufałabym ani trochę - skinęła w kierunku mechanicznego miasta.
- Zatem załatwmy ich, zanim oni załatwią nas - podsumował Kasyx.
- O Boże - zmartwiła się Samena. - Ty też oglądałeś Posterunek przy Hill Street ?
- A co to jest, u licha, Posterunek przy Hill Street ? - zmarszczył brwi Kasyx.
Xaxxa przybrał charakterystyczną dla siebie pozycję i pomknął ponad głowami
zbliżających się szybko wrogów. Tebulot przyjął od Kasyxa dodatkową porcję energii i przy-
klęknął z bronią przy ramieniu, gotów do otwarcia ognia. Samena uzbroiła swój palec w
następny grot młócący.
Kasyx stanął za nimi. Rozpostarł ramiona i zamknął oczy w głębokim skupieniu, jego
zbroja ożyła siecią wyładowań. Najbliższa niego Samena słyszała niski pomruk generatora
oznaczający, że Kasyx uaktywnił całą swoją moc.
Gdy był już gotów, rozłożył palce i rozedrgana płaszczyzna czystej elektryczności
spłynęła na obie strony jak niesamowita peleryna, rozciągając się coraz dalej i szerzej, aż
dosięgła przeciwników, którzy usiłowali zajść ich z boków. Z początku ciała runęły prosto na
nią, potem zaskrzeczały, zakręciły się i eksplodowały w płonące strzępki. Następne szeregi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]