do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którzy zadali sobie trud, by to sprawdzić, znalezli na zarośniętych
trawnikach wokół stacji ślady opon sidecara, a przede wszystkim
odkryli, że do budynku stacyjnego powrócił Black Wulkan i że znowu
tam mieszka.
Miasteczko obiegła też inna wieść. Dwanaście kilometrów na zachód od
Kilmore Cove morze wyrzuciło na brzeg starego wieloryba. Został na
piasku, by tu umrzeć. Jego ogromną sylwetkę pokazano na zdjęciach we
wszystkich gazetach ukazujących się w Kornwalii. Wieloryb był wysoki
jak pół urwiska Salton Cliff, a jego wielkie smutne oczy były oczami
bardzo starego stworzenia. Licz- v
ni wolontariusze przybywali na plażę, by polewać jego ciało wiadrami
wody morskiej. Rybacy zorganizowali całą flotyllę swoich łodzi,
usiłując wyciągnąć biedne stworzenie na morze. Ale wszystko na
próżno.
Wieloryb coraz wolniej oddychał. Jego skóra wysychała od słońca.
Serce biło głucho. Liczni mieszkańcy miasteczka przybywali razem z
dziećmi, by zwierzę obejrzeć z bliska. Głaskali tę szorstką, stwardniałą
skórę i szeptali mu czułe słówka.
Kiedy stworzenie zdechło, przekazano je wezwanemu specjalnie
islandzkiemu statkowi wielorybniczemu.
I wtedy w wielkich fiszbinach obrośniętych muszlami odnaleziono
szczątki ślizgacza P44 z podwójną śrubą.
Następnej soboty ojciec Feniks wywiesił w gablocie w kościele św.
Jakuba białą kartkę. Było to zawiadomienie o ślubie Leonarda Minaxo z
bibliotekarką, panną Calypso.
Wiadomość była na tyle sensacyjna, że błyskawicznie wszyscy
mieszkańcy stłoczyli się w księgarni, jak jeszcze nigdy dotąd.
Kiedy Jason, Julia i Rick dowiedzieli się o ślubie, też wyruszyli
natychmiast z gratulacjami, zanosząc narzeczonym w prezencie małego
pudelka.
Panna Calypso wzięła dzieci na stronę i usiłując zachować surowy
wyraz twarzy, powiedziała: Ale nie myślcie, że się tak łatwo
wywiniecie! Kiedy wam wydałam cztery klucze, zawarliśmy układ:
każde z was miało przeczytać jedną
S
Poranek
książkę w ciągu tygodnia. A tydzień właśnie mija. Przeczytaliście je?
Jason, Julia i Rick uciekli biegiem z księgarni wśród ogólnego śmiechu.
Potem zdarzyły się różne inne drobne sprawy, których prawie nikt nie
zauważył.
Prawie nikt.
/
267
książkę w ciągu tygodnia. A tydzień właśnie mija. Przeczytaliście je?
Jason, Julia i Rick uciekli biegiem z księgarni wśród ogólnego śmiechu.
Potem zdarzyły się różne inne drobne sprawy, których prawie nikt nie
zauważył.
Prawie nikt.
/ '
Mfj
Szkoła trwała pogrążona w mroku i ciszy, gdy z pierwszego piętra
dobiegł dzwięk tłuczonego szkła, a potem przenikliwe skrzypienie. W
jednej z sal w głębi budynku, zamkniętej już od dłuższego czasu,
poruszyła się klamka okienna. Ktoś stłukł szybę i teraz próbował drutem
zaczepić o klamkę. Ktoś próbował otworzyć okno.
Trachl - wreszcie stare okno poddało się i gwałtownie otworzyło się na
oścież, do środka.
Ciemny cień wskoczył do klasy. Zabrał ze sobą drut, zgarnął w kąt
odpryski szkła, zamknął okno i zatrzymał na progu sali. Nasłuchiwał.
Cisza.
Wyjrzał na korytarz, zlustrował go od końca do końca i dopiero, kiedy
nabrał pewności, że nikogo nie ma, ośmielił się wyjść.
To był Jason.
Gumowe spody jego sportowych butów lekko piszczały na
wypastowanym parkiecie.
Drzwi wszystkich klas były pozamykane. W powietrzu wisiał zapach
środków dezynfekujących, kredy i atramentu. Rysunki
pierwszoklasistów wisiały na ścianach przyczepione pineskami. Rzędy
wieszaków porażały pustką. Wisiał na nich jeden jedyny płaszcz,
zapomniany nie wiadomo przez kogo.
Jason minął mapy świata i niepojęte plakaty z minerałami Wielkiej
Brytanii. Doszedł do klatki schodowej i z trudem oparł się pokusie
zjechania na parter po poręczy.
270
Zbiorowa fotografia
i i i i
Zbiegł po dwa stopnie na raz i zatrzymał się przed zamkniętym
wejściem głównym. Potem obrócił się na pięcie i podszedł do drzwi
obok.
Stanął przed gabinetem dyrektora, gdzie tabliczka z nazwiskiem Ursus
Marriet wisiała smętnie pośrodku gładkiej żółtej szyby.
Chociaż Jason poruszał się bardzo ostrożnie, drzwi gabinetu zapiszczały
jakby z obowiązku, z samego szacunku dla umowy zawartej z
uczniowskim strachem setki lat wcześniej.
Chłopiec włączył latarkę, którą miał ze sobą. Zwiatło padło kolejno na
biurko dyrektora, na górujący nad pokojem wentylator, usadowiony
niczym sowa na narożniku jednej szafy, i na drugą szafę w głębi
gabinetu. Poruszał się na czubkach palców. Odszukał najniższą szufladę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl