[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jonathan Joyce za to, \e była taka kochana w czasie sesji.
Jenny podeszła nonszalancko do Dana i pocałowała go w policzek.
- Wszystkiego najlepszego! - pisnęła, chocia\ doskonale wiedziała, \e to nie jego
urodziny. Bawiła się jednak jak nigdy w \yciu i jechała na adrenalinie. - Gdzie Vanessa?
Dan wsadził do ust dziewięćdziesiątego papierosa tego wieczoru i zapalił go szybko.
- W łazience, przekłuwa sobie wargę - odparł z goryczą.
- Super! - Jenny znowu pocałowała go w policzek. - Ale impreza!
Zespól zaczął rozstawiać sprzęt w salonie. Elise podeszła, \eby odciągnąć Jenny.
- Przepraszam. Danielu, chciałabym coś pokazać Jennifer. - Złapała Jenny za łokieć. -
Musisz to zobaczyć. W szafie.
Czy\by zwierzaki poszły na całość?
Dan nie wiedział, czym tak się martwił. Jenny nic się nie stało. Mo\e to jest ta ró\nica
miedzy czternastolatkiem i osiemnastolatkiem. Kiedy masz czternaście lat, coś, co dziś
wydaje się końcem świata, jutro mo\e całkiem pójść w zapomnienie. Kiedy masz osiemnaście
lat, twoje \ycie zbli\a się właściwie do końca.
Och, błagam! On nawet nie skończył osiemnastu lat!
Zespół zaczął grać i natychmiast ludzie zaczęli podskakiwać. W ciągu ostatniej
godziny do mieszkania sączył się równy strumień i pokoje były ju\ zapchane dzieciakami ze
wszystkich prywatnych szkól na Manhattanie. Teraz, kiedy w drugim semestrze ostatniej
klasy nie było wa\ne, czy znali Vanessę, czy nie. Daj im tylko pretekst, \eby poszaleć, a
ludzie natychmiast się zjawią.
Dan nie miał specjalnie ochoty na taniec i szaleństwo. Zamiast tego postanowił się
upić. Poszedł do salonu, złapał butelkę wódki z na wpół opró\nionego worka Tiphany, a
polem przykucnął pod ścianą, \eby pić i patrzeć na zespól. Chuck Bass tańczył z dziewczyną
z Georgetown. Zwie\o przekłuty pępek dziewczyny był zaklejony plastrem, a metalowy
gwizdek na łańcuszku na szyi podskakiwał i uderzał ją w mocno zadarty nos.
Zwa\ywszy na to, z kim tańczy, gwizdek mo\e jej się naprawdę przydać.
Dziewczyna w mundurze polowym, w hełmie i z tabliczką identyfikacyjną podeszła
do Dana i zasalutowała mu.
- Widziałeś Blair Waldorf? - zapytała.
Dan pokręcił głową i pociągnął potę\ny łyk wódki. Nie był za bardzo pewien, czym to
się objawi, ale czuł, \e jego własne szaleństwo jest ju\ całkiem blisko.
S nie panuje nad swoimi chłopcami
Serena tańczyła z dwoma gejami, stylistami z sesji zdjęciowej. Ich \ółte garnitury
gryzły się z turkusowo - czarnymi legginsami w tak jaskrawy sposób, zupełnie w stylu lat
osiemdziesiątych, \e nie miała dość.
- Serena? - wysoki chłopak w okularach w srebrnych oprawkach pojawił się przed nią
i wziął ją za rękę. Serena przestała tańczyć, serce biło jej szybko. To był Drew, z Harvardu. A
mo\e z Brown?
- Cześć - powiedziała powoli, trzepocząc sztucznymi rzęsami. Wskazała na
zwariowane pasiaste legginsy i spiczaste, białe buty. - Widzisz, tak się zwykle ubieram.
Starała się umieścić Drew we właściwym miejscu. Chłopcy ju\ zdą\yli jej się
pomieszać. Grał na ksylofonie czy był malarzem?
Drew uśmiechnął się lekko. Wyglądał trochę niepewnie W porządnie zaprasowanym
komplecie od J. Crew i brązowych, zamszowych butach. Wyglądało to tak, jakby nie mógł się
doczekać, kiedy Serena powie Zwijajmy się z tej dziury i chodzmy na kawę gdzieś, gdzie
jest miło i cicho .
Serena zawahała się. Chciała być taką dziewczyną, naprawdę chciała. Dziewczyną,
która pije kawę ze swoim chłopakiem. Jak para. Ale nie chciała tego dość mocno, \eby
odpuścić sobie imprezę.
Nagle ktoś złapał ją w talii i pochylił naprawdę mocno. Serenę zatkało, gdy spojrzała
na twarz o mocnej, kwadratowej szczęce nierozgarniętego kolegi z pokoju Drew.
- Och! - zawołała z szeroko otwartymi oczami.
- Pamiętasz Wade'a? - powiedział Drew, sprawiając wra\enie jeszcze bardziej
speszonego. - Upierał się, \eby przyjechać.
Wade przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Cmok!
- Nie cieszysz się? - zapytał.
Serena nie chciała wyjść na łatwą, ale musiała przyznać, \e się cieszy. Jeśli o nią
chodzi, im więcej, tym weselej. Drobna kobieta o jasnorudych włosach z grzeczną, czarną
torebką od Kate Spade przyciśniętą do boku zapytała:
- Znasz Nate'a Archibalda?
Serena pokiwała głową.
- Ju\ wyszedł.
Drew nadal stał obok niej, z dłońmi w kieszeni, i wyglądał, jakby potrzebował
jakiegoś zajęcia.
- To mój przyjaciel Drew - przedstawiła go kobiecie. - Studiuje w...
- Harvardzie - dokończył Drew, wyciągając dłoń w ten swój niezręczny, uroczy
sposób.
Na drugim końcu pokoju Whiffenpoofs zaczęli robić chórki dla Raves. Brzmieli
fantastycznie. Serena stanęła na palcach i pomachała do nich, a chłopcy przesłali jej całusa.
Ale czy kogoś nie brakowało? Artysty z Brown. Czy\by nie kochał jej tak jak reszta?
Kochał i to jeszcze jak.
Ludzie tłoczyli się przy oknach, wyglądając na coś, co działo się na ulicy.
- Wezmiesz mnie na barana? - poprosiła słodko Wade'a.
Wade podniósł Serenę do okna, a ona spojrzała ponad głowami wyglądających, \eby
sprawdzić, co jest grane. Na ulicy ktoś malował sprayem w odcieniach zieleni i złota. To
Christian. Jego ciemna głowa pochylała się w skupieniu nad pracą. W miarę jak malowidło
nabierało kształtu, stało się jasne, \e to portret Sereny z zielonymi motylami we włosach i
złotymi skrzydłami wyrastającymi u ramion, jakby była jakimś przepięknym aniołem.
Serena zachichotała zawstydzona krzykliwym uwielbieniem ze strony Christiana, ale
jednocześnie rozkoszowała się tą sytuacją. Mo\e tak naprawdę nie szukała prawdziwej
miłości. Mo\e tylko.., miłości. A miłości wokół niej nie brakowało.
grzechotka B podnieca N
- Idz tą stroną pokoju - szepnęła Blair. - Tam jedna deska trzeszczy.
Nate ruszył za nią do pokoju dziecinnego, oświetlonego jedynie światłem lampki
nocnej w kształcie księ\yca, w stronę koszyka wyło\onego białą koronką, w którym spała
Yale. W kącie obok okna stał jabłkowity kuc naturalnej wielkości, którego Nate kazał
przysłać z FAO Schwarz. Patrzył na nich jak wartownik.
Dziecko le\ało na plecach zawinięte w ró\owy kocyk. Twarzyczkę miało
pomarszczoną, czerwoną i nowiutką.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]