[ Pobierz całość w formacie PDF ]
godzin na siodełku, a mimo to nie poczuł się ani trochę lepiej. Po zle przespanej nocy
zwlókł się z łóżka, wskoczył na motor i popędził przed siebie wiejską drogą. Ból
jednak wcale nie zelżał i nadal miał uczucie, że ciężki głaz miażdży mu klatkę
piersiową.
Ostatnie, na co miał teraz ochotę, to spotkanie z ludzmi. Nie chciał ich kondolencji,
a tym bardziej nie chciał współczucia. Niestety, nie mógł jeszcze opuścić tego miasta.
Obiecał przecież Normowi, że zostanie aż do jego pogrzebu.
Zanim zdążył zmienić zdanie, zaparkował motocykl przy krawężniku, przeszedł
krótką asfaltową ścieżką i pchnął drzwi.
Kuchnia pękała w szwach - dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Max pomachał
mu ręka, a potem przepchnął się przez tłum sąsiadów.
- Wade, dzięki Bogu, że nareszcie jesteś - powiedział, poklepując go po ramieniu. -
Dzwonił Ed z zakładu pogrzebowego. Musisz się z nim skontaktować.
Wade wypatrzył w kącie ekspres do kawy, a obok kilka półmisków z ciastem.
- Czego chce ode mnie?
- Dowiedzieć się, co postanowiłeś w sprawie pogrzebu.
- Jak to, co postanowiłem? Czemu ty nie możesz się tym zająć? - Podszedł do lady,
wziął styropianowy kubek i nalał sobie kawy.
- Bo jesteś najbliższą osobą. A ja nie byłem pewny, czy chcesz tylko pogrzeb, czy
ma go poprzedzić ceremonia pożegnalna.
Ceremonia pożegnalna? Pogrzeb? Jakie to ma znaczenie? On chce tylko pochować
Norma i jak najprędzej opuścić to cholerne miasto.
- Jutro zamieszczą nekrolog w gazecie - dorzucił Max. - Musisz tylko
zatwierdzić jego treść. Norm zostawił wszystko, czego będziesz potrzebował, wraz
ze swoim testamentem.
- Wszystko, czego będę potrzebował? Ale do czego? O czym ty mówisz?
Max, zakłopotany, podrapał się po głowie.
- Nie wiesz? Norm powiedział mi, że to zostało ustalone.
Wade jednym haustem wypił kawę i, mrużąc oczy, zapytał:
- O czym niby miałbym wiedzieć?
- %7łe jesteś wykonawcą jego testamentu.
- Wykonawcą testamentu? Chyba żartujesz! - Jak mógł mu to zrobić? Przecież
wykonawca testamentu musi wypełnić mnóstwo papierków. Zapłacić podatki
Wyrównać długi. - Przecież ja już tu nie mieszkam.
Max wzruszył ramionami.
- To nie potrwa długo. Najwyżej parę miesięcy.
Parę miesięcy!
Może trochę dłużej. Wszystko powiedzą ci w sądzie. Wade wpatrywał się w Maxa
szeroko otwartymi oczyma.
Nie zostanie tu kilka miesięcy! Nawet myśl o kilku dniach wydawała mu się nie
do zniesienia. A Norm doskonale o tym wiedział.
Więc dlaczego obarczył go tą robotą?
Pewnie wiedział, że Wade mu nie odmówi. A to znaczy, że chciał, żeby został w
Millstown. Ale dlaczego?
Zmarszczył brwi. Norm nigdy go nie prosił, żeby tu zamieszkał; nawet nie
poruszył tego tematu. Poza tym, co miałby tu robić po jego śmierci?
Przed oczyma stanęła mu zaniedbana weranda Erin. Cholera! Czy o to tu chodzi?
Obudził się w nim gniew. Czy Erin wiedziała o tym rozporządzeniu? Czy wraz z
Normem uknuli to za jego plecami? Co ona sobie wykombinowała?
Potem jednak przypomniał sobie jej miękkie ciało, kiedy stała za nim ubiegłego
wieczora, łagodny głos w ciemności - i płomień gniewu zgasł. Nie, Erin nigdy by
tego nie zrobiła. Nie próbowałaby nim manipulować. Norm musiał sam uknuć tę
intrygę.
Ale to wcale nie znaczy, że ten pomysł przypadł mu do gustu.
Ostry dzwięk telefonu wybił się ponad gwar głosów sąsiadów.
- Hej, Wade! - zawołał ktoś po chwili. - To znów Ed z zakładu pogrzebowego.
Rozdrażniony, wylał resztkę kawy do zlewu, a kubek zgniótł i wyrzucił do śmieci.
Załatwi pogrzeb. I wszystkie formalności. I sprawy w sądzie. I wszystko, co trzeba.
Zrobi to, bo wszystko zostało postanowione za jego plecami. W tej sprawie nie miał
już nic do powiedzenia.
Ale niech nikt sobie nie wyobraża, że zostanie w Millstown choćby sekundę
dłużej, niż to będzie potrzebne. To w ogóle nie wchodzi w rachubę. Zamiary Norma
nie mają tu żadnego znaczenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]