do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze na sobotę. Jest moją najlepszą klientką, więc nie mogłam jej odmówić.
- Ale przecież w zeszły piątek zawoziłyśmy do niej jedzenie.
- Moja droga, klienci, którzy prowadzą tak bujne życie towarzyskie, to dla mnie skarb.
A ona ma do mnie już takie zaufanie, że zostawiła mi zupełną swobodę w doborze potraw -
oznajmiła z dumą pani Taylor.
Nicole przebiegła wzrokiem przez wszystkie cztery kartki i złapała się za głowę.
- Jak my sobie z tym wszystkim poradzimy?
- Nie panikuj. Na obu jutrzejszych przyjęciach jest tylko zimny bufet. U pani
Robertson ma być tylko małe  przyjątko" na dziesięć osób, jak sama to określiła. Co prawda
oprócz przekąsek zrobię jedno ciepłe danie, ale jej służąca podgrzeje je w mikrofalówce, więc
musimy tylko dostarczyć wszystko na miejsce. Nie jestem tym wprawdzie zachwycona, bo
wiesz, co myślę o mikrofalówkach, ale nie mam wyjścia. Najgorzej będzie z tą sobotnią
kolacją. - Matka wskazała kartkę z najkrótszą listą potraw.
Nicole przeczytała widniejące na górze nazwisko.
- Pani Thornburg... Co to za jedna? - spytała.
- Nie wiem, pierwszy raz u mnie coś zamawia. Podobno poleciła mnie jej pani
Robertson. Znowu będę musiała korzystać z pieca, którego nie znam - narzekała matka.
Nicole jeszcze raz zerknęła na zestaw potraw.
- Nie ma przecież sufletów.
- Tego by mi jeszcze brakowało. Wystarczy, że jest comber jagnięcy. Tu
dziewięćdziesiąt procent sukcesu zależy od pieca.
- Mamo, to niemożliwe, żeby od ciebie zależało tylko dziesięć procent sukcesu -
zażartowała Nicole.
Pani Taylor nie myliła się, mówiąc, że pracy będzie więcej niż w zeszłym tygodniu.
Kiedy Nicole o jedenastej wyszła z kuchni i powlokła się do swego pokoju, po raz pierwszy,
odkąd sięgała pamięcią, przyszło jej do głowy, żeby się nie myć przed snem, tak była
zmęczona. Umyła tylko zęby, po czym, uznawszy, że świat się nie zawali, jeśli raz w życiu
nie wezmie wieczorem prysznica, opadła na łóżko i natychmiast zasnęła.
W piątek było nie lepiej, bo gdy o siódmej, po dostarczeniu zimnych przekąsek dwóm
klientom, wróciły do domu, czekało je jeszcze kilka godzin przygotowań do jutrzejszych
przyjęć.
W sobotę już o siódmej krzątały się po kuchni. Pani Taylor powierzała córce coraz
bardziej skomplikowane prace i Nicole nie mogła się nadziwić, że sobie z nimi radzi. W
drodze powrotnej od pani Robertson, u której zostawiły osiem tac z przekąskami i duży
garnek ragout z baraniny po prowansalsku, wraz ze wskazówkami dla służącej, jak go
podawać, Nicole była już tak zmęczona, że zasnęła w samochodzie.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła mama, dotykając jej ramienia.
Dziewczyna ocknęła się i rozejrzała, nie bardzo wiedząc, gdzie jest.
- Musisz być wykończona - powiedziała pani Taylor z troską w głosie. - To chyba jest
dla ciebie za dużo... szkoła, praca.
- Nie, mamo, nie jest tak zle - odparła dziewczyna, choć myśl o tym, ile je czeka
jeszcze roboty, trochę ją przerażała. - Zresztą sama mówiłaś, że grudzień jest najgorszy, a
potem będzie lżej.
- No tak, ale do końca grudnia został jeszcze kawał czasu.
- Wytrzymam, zobaczysz.
Mimo że obie były zmęczone, pracowały tak sprawnie, że dwie godziny przed
planowanym wyjazdem do nowej klientki wszystko było prawie gotowe.
Pani Taylor spojrzała na zegarek i zwróciła się do córki:
- Idz do siebie i odpocznij trochę - powiedziała. - Ja już tu wszystko powykańczam, a
potem poproszę tatę, żeby pownosił jedzenie do furgonetki.
- Do niczego ci się tu nie przydam? - upewniła się Nicole.
- Nie, ale tam na miejscu będzie jeszcze dużo roboty, więc zmiataj na górę i najlepiej
się połóż.
Nicole zrobiła tak, jak radziła jej matka, ale nie zasnęła. Przez ostatnie dwa dni w
ferworze pracy niewiele myślała o Chrisie; po prostu nie miała na to czasu. Teraz, kiedy tylko
zamknęła oczy, nie mogła odgonić myśli o nim. I nie były one wesołe. Im dłużej leżała, tym
bardziej była zrozpaczona, a dno swej rozpaczy osiągnęła wtedy, gdy uświadomiła sobie, że
właściwie nie może mieć do Chrisa o nic pretensji. To nie jego wina, że się w nim zakochała.
On jej nigdy niczego nie obiecywał, nie powiedział nic, z czego by wynikało, że może się
uważać za jego dziewczynę. Spotkali się tylko kilka razy, i to wszystko.
Gdy półtorej godziny pózniej zeszła na dół, mama była już ubrana do wyjścia, a ojciec
wnosił właśnie do samochodu ostatnie pojemniki z jedzeniem.
- No to powodzenia! - rzucił, gdy żona i córka wsiadły do furgonetki.
W samochodzie było dość ciemno, ale kiedy wyjechały na oświetloną latarniami ulicę
i skierowały się do centrum, Nicole dostrzegła zmęczenie na twarzy matki i może właśnie
dlatego zadała pytanie, które często przychodziło jej do głowy.
- Mamo, czy ty nigdy nie żałowałaś, że przyjechałaś do Spokane?
- Nie wiem - odparła pani Taylor po długiej chwili zastanowienia. - Zdarzały się
chwile, w których wydawało mi się, że może gdzie indziej żyłoby nam się łatwiej, ale rzadko.
- Popatrzyła na córkę i dodała: - Tu jest mój dom.
Nicole, zatopiona w myślach, nie odzywała się.
- A dlaczego w ogóle o to pytasz? - zagadnęła ją matka.
- Sama nie wiem... tak jakoś mnie naszło. - Rozejrzała się i stwierdziła, że są już
prawie w centrum. - Gdzie mieszka ta twoja nowa klientka?
- Niedaleko Jefferson Street. Nagle Nicole coś tknęło.
- Jak ona się nazywa, ta twoja klientka? - spytała, ale w tym momencie znała już
odpowiedz. Kiedy w kuchni zobaczyła na kartce z sobotnim menu nazwisko, wydało jej się
znajome. Teraz wiedziała, gdzie widziała je po raz pierwszy. Na skrzynce na listy przy domu,
do którego wchodził Chris z tą dziewczyną. - Thornburg.
Nicole miała ochotę poprosić mamę, żeby się zatrzymała, i wrócić do domu choćby
pieszo, lecz zdawała sobie sprawę, że nie może tego zrobić.
Jeszcze łudziła się nadzieją, że może tamto nazwisko było podobne do tego albo w
Spokane mieszka kilka rodzin o tym nazwisku, lecz kiedy matka wjechała w ulicę, przy której [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl