do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Na ulicach nie było tak zle, chociaż wciąż czuła się dziwnie naga. To irytujące, być
wśród ludzi zajętych własnymi sprawami i nie zadających sobie trudu, żeby na człowie-
ka popatrzeć, kiedy całe człowieka doświadczenie mówiło, że świat kręci się wokół nie-
go. Przechodnie często wpadali na człowieka i odbijali się, nie wiedząc, z czym się wła-
ściwie zderzyli. I często człowiek musiał odskakiwać z drogi jadących wozów.
Udko kurczęcia nie zdołało wypełnić pustki pozostawionej brakiem obiadu, Keli
dyskretnie poczęstowała się więc jabłkami ze straganu. Postanowiła, że każe szambela-
nowi sprawdzić ich cenę i wysłać sprzedawcy trochę pieniędzy.
Rozczochrana, trochę brudna i lekko pachnąca końskim nawozem, stanęła wreszcie
u drzwi Cutwella. Kołatka sprawiła jej niejakie problemy. Zgodnie z dotychczasowym
doświadczeniem drzwi same otwierały się przed wchodzącym. Pilnowali tego specjal-
nie zatrudnieni ludzie.
Była tak wstrząśnięta, że nawet nie zauważyła, jak kołatka do niej mrugnęła.
Zastukała znowu i usłyszała stłumiony trzask. Po chwili drzwi uchyliły się i dostrze-
gła za nimi okrągłą, zarumienioną twarz, zwieńczoną kręconymi włosami. Prawa stopa
księżniczki zaskoczyła swoją właścicielkę, inteligentnie wsuwając się w szczelinę.
 Chcę się widzieć z magiem  oznajmiła Keli.  Wpuść mnie natychmiast.
 Jest w tej chwili zajęty  odparła twarz.  Szukasz napoju miłosnego?
 Czego?
 Mam... Mamy specjalną zniżkę na maść Tarcza Namiętności Cutwella  oznajmi-
ła twarz i mrugnęła podejrzanie.  Pozwala siać do woli i gwarantuje nieudane plony,
jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
Keli zjeżyła się.
 Nie  skłamała zimno.  Nie rozumiem.
 Olejek? Przystanek Dziewicy? Krople do oczu z belladonną?
 %7łądam...
 Przepraszamy, zamknięte  stwierdziła twarz i zatrzasnęła drzwi. Keli ledwie
zdążyła wyciągnąć stopę.
Wymruczała kilka słów, które zdumiałyby i zaszokowały jej nauczycieli, po czym za-
częła walić w drzwi pięściami.
Rytm uderzeń stracił tempo, gdy nagle uświadomiła sobie: on ją widział! Słyszał ją!
Z nową siłą zaatakowała drzwi, wrzeszcząc przy tym ile sił w płucach.
 To nie fomoże  odezwał się jakiś głos tuż nad jej uchem.  Jest fardzo ufarty.
Rozejrzała się powoli i napotkała bezczelne spojrzenie kołatki. Ta poruszała metalo-
69
wymi brwiami i mówiła niezbyt wyraznie poprzez pierścień z kutego żelaza.
 Jestem księżniczką Keli, dziedziczką tronu Sto Lat  oznajmiła dumnie Keli, tłu-
miąc grozę.  I nie rozmawiam z ozdobami na drzwiach.
 A ja jesteł kołatką i łogę rozławiać z kił zechcę  odparł uprzejmie gargulec.
 I łogę ci jeszcze fowiedzieć, że fan ła zły dzień i nie życzy sofie intruzóf. Ale łogła-
fyś użyć czarodziejskiego słofa. F fykonaniu atrakcyjnej kofiety działa dziefięć razy na
osieł.
 Czarodziejskiego słowa? Jakiego czarodziejskiego słowa?
Kołatka wyraznie skrzywiła się pogardliwie.
 Niczego cię nie uczyli, fanienko?
Keli wyprostowała się na całą wysokość, co właściwie nie było warte wysiłku. Czuła,
że ona także miała ciężki dzień. Ale jej ojciec w bitwie zabił kiedyś osobiście setkę nie-
przyjaciół. Ona powinna sobie poradzić z kołatką.
 Zostałam wyedukowana  oznajmiła z lodowatą precyzją.  Przez najznakomit-
szych uczonych w kraju.
Na kołatce nie zrobiło to wrażenia.
 Jeśli nie nauczyli cię czarodziejskiego słofa, to chyfa nie fyli tacy znakołici
 stwierdziła spokojnie.
Keli chwyciła ciężki pierścień i zastukała z całej siły. Kołatka wykrzywiła się złośli-
wie.
 Traktuj łnie frutalnie  wysepleniła.  Tak to lufie.
 Jesteś obrzydliwa.
 Tak... To fyło dofre, łoże jeszcze raz...
Drzwi uchyliły się odrobinę. Za nimi przesunął się cień kędzierzawych włosów.
 Mówiłem pani, że zam...
Keli zaszlochała.
 Proszę mi pomóc!  jęknęła.  Proszęę...
 Fidzisz?  zauważyła tryumfująco kołatka.  Frędzej, czy fózniej każdy sofie
frzyfomina czarodziejskie słofo.
* * *
Keli składała już oficjalne wizyty w Ankh-Morpork i poznała co ważniejszych ma-
gów z Niewidocznego Uniwersytetu, najsłynniejszej magicznej uczelni Dysku. Niektó-
rzy z nich byli wysocy, większość tęga i prawie wszyscy nosili bogate szaty, a przynajm-
niej wierzyli, że są bogate.
W świecie magii obowiązują zmieniające się mody, podobnie jak w sztukach bar-
dziej przyziemnych. Styl mieszczański był jedynie chwilowy. Poprzednie generacje by-
wały na przemian blade i interesujące, druidyczne i zaniedbane albo mroczne i tajem-
70
nicze. Keli jednak przyzwyczaiła się do magów przypominających obrębione futrem pa-
górki z chrapliwym głosem, zaś Igneous Cutwell niezbyt pasował do tego wizerunku.
Był młody. Cóż, na to nie ma rady, pewnie nawet magowie zaczynają jako młodzi lu-
dzie. Nie miał brody, a jedyne, czym była obrębiona jego niezbyt czysta szata, to prze-
tarte szwy.
 Napijesz się może czegoś?  zapytał, dyskretnie wkopując pod stół brudną ka-
mizelkę.
Keli rozejrzała się, szukając do siedzenia czegoś, co nie byłoby zajęte przez używaną
odzież albo brudne naczynia. Pokręciła głową. Cutwell dostrzegł jej minę.
 Obawiam się, że trochę tu nieporządnie  rzucił pospiesznie, strącając łokciem
na podłogę resztkę czosnkowej kiełbasy.  Pani Nugent sprząta zwykle dwa razy w ty-
godniu, ale wyjechała do siostry, która znowu ma jeden z tych swoich ataków. Na pew-
no nic? To żaden kłopot. Nie dalej jak wczoraj widziałem tu gdzieś czysty kubek.
 Mam problem, panie Cutwell  przerwała mu Keli.
 Jedną chwileczkę.  Z haka nad kominkiem zdjął szpiczasty kapelusz, które-
go lepsze czasy już dawno minęły, chociaż sądząc z wyglądu nie były one dużo lepsze.
 W porządku. Strzelaj.
 Czy ten kapelusz jest taki ważny?
 Jest niezbędny. Do magii należy wkładać odpowiedni kapelusz. My, magowie, zna-
my się na takich sprawach.
 Jeśli pan tak twierdzi... Proszę powiedzieć, czy pan mnie widzi?
Przyjrzał się jej uważnie.
 Tak. Mogę stanowczo stwierdzić, że cię widzę.
 I słyszy? Słyszy mnie pan, prawda?
 Głośno i wyraznie. Każda sylaba wskakuje na swoje miejsce. %7ładnych proble-
mów.
 W takim razie, czy zdziwiłby się pan, gdybym powiedziała, że nikt inny w całym
mieście tego nie potrafi?
 Oprócz mnie?
 I pańskiej kołatki  prychnęła Keli.
Cutwell przysunął sobie krzesło i usiadł. Powiercił się chwilę. Wyraz zadumy prze-
mknął po jego obliczu. Wstał, sięgnął za siebie i wyciągnął płaską, czerwonawą masę,
która kiedyś mogła być połówką pizzy.*. Takie elementy jak góry i morza zostały
*Pierwsza pizza na Dysku była dziełem klatchiańskiego mistyka, Roniona  Joego Apokalipsy Shu-
wadhiego, który twierdził, że przepis otrzymał we śnie od samego Stwórcy Dysku. Stwórca miał też
oznajmić, że właśnie coś takiego chciał osiągnąć od samego początku. Ci z pustynnych wędrowców, któ-
rzy mieli okazje zobaczyć oryginał (nadal cudownie zachowany w Zakazanym Mieście Ee) twierdzą, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl