do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pensji. Dodatkowy powód, żeby jej nie wtajemniczać& A więc pan sobie życzy?
Przez wielkie okna widać było cały plac des Vosges, skąpany w lekkich promieniach
słońca. Na skwerze ogrodnicy polewali trawniki i klomby kwiatów. Ciężko przetaczały się
ciężarówki.
 Chodzi mi o prostą informację. Dowiedziałem się, że zdenerwowany czekaniem na to
szczęśliwe wydarzenie co jest zresztą zupełnie zrozumiałe, parokrotnie przechadzał się pan
tam i z powrotem po podwórzu. Czy nie spotkał pan nikogo? Nie widział pan nikogo
kierującego się ku biurom w głębi podwórza?
Pan de Saint Marc zastanowił się, nie przestając bawić się nożem do papieru.
 Chwileczkę! Nie, nie sądzę& Muszę przyznać, że byłem czym innym zaabsorbowany.
To raczej dozorczyni&
 Dozorczyni nie wie nic.
 A ja& Nie! Chociaż& Ale to chyba nie pozostaje w żadnym związku&
 Proszę mimo to powiedzieć.
 W pewnej chwili usłyszałem jakiś hałas w okolicy śmietnika. Nie miałem nic lepszego
do roboty, więc podszedłem i zobaczyłem lokatorkę z drugiego piętra&
 Panią Martin?
 Zdaje się, że tak się właśnie nazywa. Przyznam, że słabo znam moich sąsiadów.
Grzebała w jednym z blaszanych pojemników. Przypominam sobie, że mi powiedziała:
 Srebrna łyżeczka wypadła przez nieuwagę do śmieci , a ja zapytałem  Znalazła ją pani? .
Odpowiedziała dość żywo:  Tak, tak .
 A potem?  zapytał Maigret.
 Potem wróciła do siebie na górę, szybkimi krokami. To bardzo nerwowa osóbka, która
zawsze sprawia wrażenie jak gdyby biegła. Jeśli sobie przypominam, nam też zdarzyło się w
podobny sposób zgubić wartościowy pierścionek. I co najciekawsze, zwrócił go dozorczyni
szmaciarz, który znalazł go w czasie sortowania odpadków.
 Czy mógłby mi pan powiedzieć, o której godzinie zaszedł ten incydent?
 Trudno będzie& Zaraz& Nie miałem ochoty na kolację, ale około wpół do dziewiątej
Albert, mój lokaj, namawiał mnie żebym coś przekąsił. A ponieważ nie chciałem siąść do
stołu, przyniósł mi do salonu kanapki z anchois. To było przedtem&
 Przed wpół do dziewiątą?
 Tak. Przypuśćmy, że ten incydent, jak pan go nazywa, miał miejsce krótko po ósmej.
Ale nie sądzę, by to miało jakiekolwiek znaczenie. Co pan sądzi o tej całej historii? Jeśli o
mnie idzie, nie chcę uwierzyć, że  jak to ostatnio rozeszła się plotka  zbrodnię popełnić
miał ktoś z mieszkańców domu. Proszę pamiętać, że na podwórze przyjść może każdy.
Zwrócę się zresztą do gospodarza z żądaniem, żeby bramę zamykać o zmierzchu&
Maigret podniósł się.
 Ja nie mam jeszcze zdania  powiedział. Dozorczyni przyniosła pocztę, a ponieważ
drzwi przedpokoju pozostawały otwarte, zobaczyła nagle komisarza w serdecznej rozmowie z
panem de Saint Marc.
Zacna pani Bourcier! Była tym spotkaniem zupełnie zbulwersowana. Jej wzrok zdradzał
niezmierzoną głębię strachu.
Czyżby Maigret pozwolił sobie podejrzewać państwo Saint Marc? Albo choćby tylko
niepokoić ich swoimi pytaniami?
 Bardzo panu dziękuję. I zechce pan wybaczyć to najście.
 Może cygaro?
Pan de Saint Marc był prawdziwie wielkim panem, ale jego lekko protekcjonalna
poufałość przypominała nie tyle dyplomatę, co polityka.
 Jestem zawsze do pańskiej dyspozycji.
Lokaj zamknął drzwi. Maigret schodził po schodach powoli, znalazł się na podwórzu,
gdzie goniec jednego z wielkich magazynów daremnie szukał dozorczyni. W portierni był
tylko pies, kot i dwoje dzieci, zajętych wzajemnym smarowaniem się mleczną zupą.
 Mamusi nie ma?
 Zaraz wróci, psze pana. Poszła zanieść pocztę. W wstydliwie ukrytym rogu podwórza,
nie opodal portierni, znajdowały się trzy blaszane pojemniki, do których po zapadnięciu nocy
lokatorzy kolejno wrzucali śmiecie i domowe odpadki. 0 szóstej rano dozorczyni otwierała
bramę wjazdową i pracownicy zakładu oczyszczania miasta wywracali kubły na ciężarówkę.
Wieczorami ten zakątek nie był oświetlony. Jedyna na podwórzu lampa znajdowała się po
przeciwległej stronie, u wejścia na schody.
Czego szukała pani Martin o tej samej z grubsza porze, kiedy Couchet został zabity?
Czy i jej przyszło do głowy odzyskać rękawiczkę męża?
 Nie  pomyślał Maigret, któremu coś się właśnie przypomniało   Martin śmiecie
zniósł znacznie pózniej .
No więc co to za historia? Nie mogło przecież chodzić o wyrzuconą łyżeczkę! Za dnia
lokatorom nie wolno było nic wrzucać do pustych pojemników!
Czego więc tam oboje kolejno szukali?
Pani Martin grzebała nawet w samym kuble!
A rękawiczka znalazła się nazajutrz rano!
 Widział pan bobasa?  rozległ się głos za plecami Maigreta.
To dozorczyni, która o dziecku państwa de Saint Marc mówiła z czułością większą, niż o
swoich własnych.
 Ale pani nic pan przynajmniej nie mówił? Ona nie powinna wiedzieć&
 Wiem! Wiem!
 W sprawie wieńca& Mówię o wieńcu od lokatorów. Zastanawiam się, czy posłać go
już dziś do domu żałoby, czy też obyczaj nakazuje złożyć go dopiero w czasie samego
pogrzebu& Pracownicy firmy też bardzo ładnie się znalezli. Zebrali ponad trzysta franków&
I zwracając się do gońca:
 Do kogo?
 Saint Marc!
 Drzwi po prawej. Pierwsze piętro, na wprost. Tylko dzwonić delikatnie!
Po czym do Maigreta:
 Nie ma pan pojęcia, ile dostała kwiatów! Już nie wiedzą nawet gdzie je kłaść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl