do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mam być gotowa na każde twoje zawołanie. - Nie kryła oburzenia.
- Raczej dyspozycyjna - uciął krótko. - Za piętnaście minut kierowca zawiezie cię
do domu twojej matki. Spakuj niezbędne rzeczy. O siedemnastej jedziemy obejrzeć nie-
ruchomość.
- O siedemnastej czterdzieści pięć. Jeszcze nie skończyłam lunchu. - Stanowczym
tonem dała do zrozumienia, że nie pozwoli sobą pomiatać.
Jako biznesmen podziwiał jej stanowczość. Jako mężczyzna traktował ją jako ko-
lejne wyzwanie. Jeśli tylko ona odczuwała wobec niego podobne przyciąganie, był w
stanie pokonać wiele przeszkód.
- Oczekuję, że będziesz dyspozycyjna dwadzieścia cztery godziny na dobę przez
siedem dni w tygodniu podczas moich wizyt. Właśnie za to ci płacę.
- Nie bywasz tu zbyt często.
- Więc będziemy się kontaktować drogą elektroniczną i będę w nocy dzwonić.
- W nocy?
- Bywam zajęty od rana do wieczora.
- Nie jestem pewna, co na to wszystko powie moja mama.
- Od dawna jesteś samodzielna, więc jaki problem?
- Masz opinię uwodziciela.
- To relacja biznesowa, a nie prywatna. Z pewnością twoja matka to zrozumie. -
Spojrzał na zegarek. - Musimy kończyć. Mam do wykonania kilka pilnych telefonów.
Oczekuję cię o... siedemnastej.
- Dobrze.
Wyszedł ze świadomością, że jeśli nadal będzie stawiał jakieś warunki, to ona od-
rzuci propozycję, nie zważając na fakt, że jest bezrobotna. Do tego nie mógł dopuścić.
Znalazł ojca i stryja Vicka w pokoju w odległej części domu. Obaj panowie, pyka-
jąc fajeczki, siedzieli pogrążeni w grze w szachy.
Usiadł na kanapie koło kominka i sięgnął do kieszeni po telefon komórkowy. Po
kilku minutach rozmowy był wprowadzony w szczegóły działania rodzinnej korporacji
obracającej miliardami dolarów. Spoczywała na nim ogromna odpowiedzialność, ale nie
potrafił funkcjonować bez wyzwań.
- Jestem gotowy na małą drzemkę - powiedział stryj Vick, kiedy partyjka szachów
dobiegła końca.
Devlyn uśmiechnął się szeroko. Bracia zawsze byli podobni do siebie. Później stali
się praktycznie nierozłączni. Obaj stracili żony w tragicznych okolicznościach. To smut-
ne doświadczenie jeszcze bardziej ich połączyło.
Żaden nigdy nie brał pod uwagę ponownego ożenku. Całe życie poświęcili wy-
chowaniu sześciorga dzieci z dala od świateł reflektorów. Teraz, wyrażając swoją
wdzięczność, większość potomstwa wróciła na Wolff Mountain, żeby tu prowadzić doro-
słe życie.
Devlyn nawet nie wyobrażał sobie, że mógłby tu zamieszkać na stałe, ale w no-
wych okolicznościach planował bywać tu częściej.
- Co cię gnębi, synu? - spytał starszy pan, siadając obok Devlyna na kanapie.
- Co byś powiedział, gdybym tu otworzył biuro... na jakieś sześć miesięcy? - zaczął
bez zbędnych wstępów.
- Coś knujesz. Poznaję po oczach. To ten sam błysk, który pierwszy raz dostrze-
głem, kiedy ściągnąłeś pieluchę i posmarowałeś kupą ścianę.
- Tato, zapomnijmy o tym żenującym wydarzeniu. Mam ponad trzydzieści lat.
- Zawsze pozostaniesz moim dzieckiem - żachnął się ojciec.
- Właśnie zatrudniłem Gillian Carlyle do pomocy przy projekcie budowy nowej
szkoły. - Devlyn zmienił temat.
- Córkę naszej pracownicy?
- Jest nauczycielką. Ma świetne referencje.
- Więc dlaczego nie ma pracy?
- Zwolnienia grupowe.
- Hm - mruknął ojciec. - Kierujesz się rozsądkiem czy...
- Dość, tato - uciął. - Nie ufasz mi?
- Widziałem tę kobietę. Muszę przyznać, że nie ubiera się tak wyzywająco jak two-
je poprzednie dziewczyny, ale emanuje z niej szlachetne piękno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl