do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czerwone światła, ocknęli się i błyskawicznie
uskoczyli na bok, gdy zaświtało im wreszcie, że
kierowca ciężarówki nie ma najmniejszego zamiaru
stanąć. Na twarzach Tweedledum i Tweedledee
malowało się identyczne uczucie - zabarwione
niedowierzaniem przerażenie. Twarz Harlowa nie
wyrażała niczego - beznamiętnie obserwował
majaczące w ciemności postacie ludzi, którzy jeszcze
przed chwilą z pewnością siebie stali na środku
szosy, a teraz w popłochu uskakiwali na pobocze.
Nawet wciąż narastający ryk silnika Diesla nie
zagłuszył brzęku tłuczonego szkła i zgrzytu
miażdżonego metalu, kiedy transporter przetoczył
się po reflektorach, ustawionych na środku szosy. Po
przejechaniu dalszych dwudziestu metrów ludzie w
ciężarówce usłyszeli dolatującą z tyłu serię głuchych,
matowych dzwięków, które ustały, gdy rozkołysany
transporter wszedł w ostry zakręt. Harlow dwa razy
zmienił biegi, przechodząc na najwyższy. Wydawał
się zupełnie beztroski, czego jednak nie można było
powiedzieć o blizniakach.
- Bój się Boga, Johnny! - szepnął Tweedledum
napiętym głosem. - Czyś ty zwariował? Przecież
trafimy do pudła! Człowieku, to była blokada
policyjna!
- Blokada policyjna bez policyjnych wozów,
motocykli i mundurowych. Ciekaw jestem, w jakim
to celu litościwa Bozia dała wam po parze oczu na
twarz.
- Ale te znaki policyjne... - zaczął Tweedledee.
- Oszczędzę wam uśmieszku politowania, ale nie
przemęczajcie sobie mózgów - powiedział Harlow z
kurtuazją. - Chciałbym wam tylko zwrócić uwagę na
pewien drobiazg, mianowicie, że francuska policja
nie nosi masek, tak jak ci na szosie, ani nie używa
pistoletów z tłumikami.
- Pistoletów z tłumikami? - wykrzyknęli blizniacy
jednocześnie.
- Słyszeliście chyba ten stukot z tyłu? Jak wam się
zdaje, co oni robili... rzucali w nas kamieniami?
- No to kto... - bąknął Tweedledum.
- Bandyci. W tych stronach to wielce poważany
zawód. - Harlow miał nadzieję, że to szkalowanie
znanych z uczciwości mieszkańców Prowansji będzie
mu kiedyś wybaczone. Nie potrafił skomponować na
poczekaniu czegoś bardziej sensownego, ale też nie
musiał - blizniacy byli wprawdzie znakomitymi
mechanikami, jednak, z gruntu łatwowierni, wierzyli
ochoczo w wszystko, co mówili im ludzie takiego
kalibru, jak Harlow.
- A skąd wiedzieli, że akurat tędy będziemy
przejeżdżać?
- Znikąd. - Harlow improwizował na poczekaniu. -
Zwykle są w kontakcie radiowym z czujkami,
wystawionymi na szosie o jakiś kilometr od nich w
obu kierunkach. My też pewnie minęliśmy taką
czujkę. I jak przejeżdża jakiś rokujący niezłe widoki
obiekt, na przykład taki jak nasze pudło, to po paru
sekundach mają już ustawioną blokadę na szosie i
biorą się do roboty.
- Zacofane te żabojady - zauważył Tweedledum.
- No nie? Nawet jeszcze nie wpadli na pomysł
obrabiania pociągów. Blizniacy ponownie zapadli w
drzemkę. Harlow nadal był czujny i napięty. Nie
było po nim widać ani śladu zmęczenia. Po kilku
minutach ujrzał we wstecznym lusterku parę
silnych, szybko zbliżających się reflektorów.
Przemknęło mu przez myśl, że może powinien
zjechać na środek szosy i zablokować ją, na
wypadek, gdyby pasażer czy pasażerowie samochodu
byli wrogo nastawieni, ale natychmiast porzucił ten
pomysł. Zawsze przecież mogli poszatkować kulami
opony transportera, co było nadzwyczaj skutecznym
sposobem zatrzymania ciężarówki. Pasażerowie
samochodu nie przejawiali jednak wrogich
zamiarów, choć wydarzyło się coś zastanawiającego.
Wyprzedzając transporter, kierowca samochodu
zgasił wszystkie światła swojego wozu i zapalił je
ponownie dopiero wtedy, gdy oddalił się dobre sto
metrów od Harlowa. Przez ten czas prowadził
korzystając z reflektorów transportera. Kiedy
zapalił światła, był już zbyt daleko, żeby Harlow
mógł odczytać jego numery rejestracyjne. Kilka
sekund pózniej Harlow zobaczył następną parę
silnych świateł, zbliżających się z jeszcze większą
prędkością. Tym razem kierowca samochodu nie
zgasił reflektorów wyprzedzając Harlowa, i nic
dziwnego - był to bowiem wóz policyjny, z włączoną
syreną i migającym niebieskim światłem na dachu.
Harlow uśmiechnął się z zadowoleniem, a wyraz
błogiego oczekiwania wciąż gościł na jego twarzy,
kiedy po przejechaniu następnej mili delikatnie
naciskał na hamulec. Na poboczu drogi stał wóz
policyjny z migającym światłem na dachu. Tuż obok
stał następny samochód, a jeden z policjantów, z
notesem w ręku, indagował kierowcę przez otwarte
okno. Cel tej idagacji nie budził żadnych wątpliwości
- z wyjątkiem autostrad, dopuszczalna prędkość na
drogach Francji wynosi sto dziesięć kilometrów na
godzinę, a tymczasem kierowca zatrzymanego
samochodu wyprzedzając transporter rozwijał co
najmniej sto pięćdziesiąt. Harlow zjechał na lewą
stronę szosy, omijając stojące pojazdy, zwolnił i
odczytał numery rejestracyjne zatrzymanego
samochodu: Pniiik.
* * *
W Marsylii, podobnie jak i w innych wielkich
miastach, są miejsca warte obejrzenia oraz takie,
których nie sposób zaliczyć do tej kategorii, położone
zwłaszcza w północno-zachodniej części:
zapuszczone, niegdyś podmiejskie tereny o
przemysłowym charakterze, których typowym
przykładem była rue Gerard. Określenie:
"szkaradna" zakrawałoby może w stosunku do niej
na przesadę, niemniej była to ze wszech miar
nieatrakcyjna ulica, niemal w całości zajęta przez
małe fabryczki i wielkie garaże. Mniej więcej w
połowie jej długości stał największy na tej ulicy
budynek - monstrualna konstrukcja z cegły i stali.
Nad olbrzymimi metalowymi drzwiami rzucało się w
oczy jedno, jedyne słowo: "Coronado". Jadąc po
wybojach rue Gerard Harlow nie sprawiał wrażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl