do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

księcia:
- Charles, jak mogłeś...
- Gapa! - uciÄ…Å‚ de Croytor.
Dziewczyna spojrzała na niego załamana. ł;zy zaczęły płynąć jej po policzkach. Cecile objęła ją i rzuciła piorunujące
spojrzenie księciu, ale ten pozostał niewzruszony.
- Stój! - polecił Czerda.
Zatrzymali się wszyscy. W plecy idącego przodem Bowmana boleśnie wbił się tłumik pistoletu trzymanego przez
Czerdę. Citroen stał trzy metry dalej.
- Gdzie jest klucz? - spytał Czerda. - Zaraz ci go dam.
122
- Niczego mi nie będziesz dawał. Możesz tam mieć ukrytą broń albo diabli wiedzą co. Gdzie jest klucz?
- Na breloku, przyklejony pod siedzeniem kierowcy z tyłu po lewej stronie.
- Searl - polecił Czerda i eks-ksiądz posłusznie ruszył do samochodu.
- Niewielu ludziom ufasz - mruknÄ…Å‚ Czerda. - A powinienem?
- Jaki numer ma skrytka? - Sześćdziesiąt pięć.
- To są kluczyki od samochodu - powiedział Searl wysiadając. - Ten żółty nie jest od samochodu - zwrócił mu uwagę
Bowman. Czerda wziął cały pęk od Searla i dokładnie obejrzał.
- %7łółty nie jest - przyznał i odczepił go. - Sześćdziesiąt pięć. Cóż, pierwszy raz powiedziałeś prawdę. W czym są
pieniÄ…dze?
- Brezent zawinięty w brązowy papier zalakowany woskiem. Na papierze jest napisane moje nazwisko.
- Doskonale - mruknął Czerda, rozglądając się wokół.
Maca siedział na stopniach jednej z przyczep. Czerda skinął na niego. Cygan podszedł z ociąganiem i spojrzał spode łba
na Bowmana. - Młody Josć ma skuter. Tak? - spytał go Czerda.
- Ma. Jest na widowni, mogę go przyprowadzić.
- Nie ma potrzeby. Tu masz klucz - jest do skrytki na stacji kolejowej w Arles. Skrytka ma numer sześćdziesiąt pięć. Daj
mu go i powiedz, żeby przywiózł znajdującą się wewnątrz paczkę zawiniętą w brązowy papier. Ma jej strzec jak oka w
głowie, bo to bardzo cenna paczka, i oddać ją tylko mnie. Gdyby mnie tutaj nie było, to ma się pytać, gdzie jestem i
osobiście mi ją dostarczyć. Nikomu innemu. Jasne?
Maca skinął głową i poszedł szukać Josć, a Czerda stwierdził po chwili namysłu:
- Myślę, że czas już na arenę.
Przeszli przez drogę, kierując się ku budynkom, których używano jako garderoby dla biorących udział w występach.
W pomieszczeniu, do którego weszli, wisiały kostiumy matadorów i razateur oraz kilka strojów klownów.
- Ubieraj się - Czerda wskazał jeden z błazeńskich przyodziewków.
123
- W to? - zdziwił się Bowman. - A dlaczego, u diabła, mam to włożyć?
- Bo cię o to grzecznie proszę - wyjaśnił Czerda. - Zapomniałeś, że niezdrowo jest mnie denerwować? A raczej
denerwować Searla? Bowman posłusznie wykonał polecenie i bez specjalnego zaskocze
nia obserwował, jak El Brocador i Searl również się przebierają, a następnie wszyscy łącznie z Czerdą zakładają papierowe
maski. Bardzo im zależało na anonimowości, i trudno się dziwić, skoro wkrótce mieli stać się współodpowiedzialni za
morderstwo. Czerda kawałkiem czerwonego materiału zasłonił broń, po czym wszyscy czterej ruszyli ku arenie.
Kiedy znalezli się przy wejściu do callejón, Bowman ku swemu zaskoczeniu stwierdził, że trójka błaznów nadal jest na
arenie, wywoÅ‚ujÄ…c salwy §miechu. Tyle siÄ™ wydarzyÅ‚o, odkÄ…d opuÅ›ciÅ‚ widowniÄ™, że dopiero teraz uÅ›wiadomiÅ‚ sobie, jak
niewiele czasu to wszystko trwało.
Gdy nadeszli, jeden z klownów robił właśnie stanie na rękach na grzbiecie byka, który z furią obracał łeb to w jedną, to
w drugÄ… stronÄ™. Widownia szalaÅ‚a z zachwytu, a Bowman pomyÅ›laÅ‚, że gdyby okoliczno§ci byÅ‚y inne, sam pewnie by siÄ™
dobrze bawił. Na koniec obaj tancerze popłynęli w rytm wygrywanego przez trzeciego błazna walczyka ku skrajowi areny.
Tutaj zatrzymali siÄ™, odwrócili do publiczno§ci i lekceważąc szarżujÄ…cego z tyÅ‚u byka, kÅ‚aniali siÄ™ nisko. TÅ‚um
ostrzegawczo wrzeszczał, a oni, nie przestając się kłaniać, w ostatnim momenciE rozbiegli się i rozpędzone zwierzę rąbnęło
w barierę. Para błaznów z wdziękiem przeskoczyła płot, a tłum wiwatował, gwizdał i klaskał jak oszalały. Bowman zaczął
się zastanawiać, czy za kilka minut widownia będzie w tak doskonałym nastroju; wydawało mu się to nieprawdopodobne.
Arena była pusta, toteż Bowman z obstawą weszli do callejón. Widownia obserwowała ich z zaciekawieniem i sporym
rozbawieniem; być może te uczucia wywoływał kostium, który Bowman miał na sobie: prawa nogawka spodni była
czerwona, lewa biała, kubrak z kwadratów w tychże kolorach, a zielone buty takiej długości, że ich noski zostały
przywiązane do cholewek; do tego stroju należała także biała czapka pierrota z czerwonym pomponem i czerwony nos na
gumce, kontrastujący z nałożoną na twarz białą farbą. Całości dopełniała mniej więcej metrowa laseczka z chorągiewką w
barwach Francji, którą trzymał w dłoni.
- Mam broń i mam dziewczynę - przypomniał cicho Czerda. - Radzę ci o tym pamiętać.
12.4
- Postaram siÄ™.
- Jeśli spróbujesz uciec, dziewczyna tego nie przeżyje. Wierzysz mi?
W to akurat Bowman gotów byÅ‚ uwierzyć bez zastrzeżeÅ„. - Je§li zginÄ™, to też tego nie przeżyje - mruknÄ…Å‚.
- BÅ‚Ä…d. My jej nie ruszymy, bo bez ciebie jest nikim, a Czerda nie walczy z kobietami. Wiem, kim jesteÅ› albo raczej
domyślam się, co i tak jest już bez znaczenia. Wiem też, że spotkałeś ją dzień lub dwa temu i nie uwierzę, by ktoś taki jak ty
zwierzył się jej z czegokolwiek ważnego; zawodowcy nigdy nie mówią więcej, niż muszą, prawda panie Bowman?
Zwłaszcza że młode dziewczęta łatwo skłonić do mówienia. Ona jest dla nas całkowicie niegrozna, toteż kiedy skończymy
nasze zadanie, a nastąpi to w ciągu dwóch dni, może sobie iść, gdzie ją oczy poniosą.
- Wie, gdzie jest grób Aleksandra. - Tak? A kto to jest Aleksander?
- Rozumiem. Powiedziałeś, że będzie wolna?
- Daję słowo. W zamian za to bądz uprzejmy przekonująco się z nami poszarpać.
Bowman skinął głową i pozostali rzucili się w jego stronę, udając, że chcą go złapać. Cała czwórka przetoczyła się tam i
z powrotem po callejón przy wtórze zachęcających okrzyków rozbawionej publiczności. Widzowie byli w doskonałych
humorach i nabrali pewno§ci, że to udawana walka poprzedzajÄ…ca kolejny komiczny numer, skoro jednym z walczÄ…cych
byÅ‚ bÅ‚azen w kostiumie pierrota. Po kilkunastu sekundach Bowman przy akompaniamencie gwizdów, §miechów i
oklasków wydostał się z rąk pogoni, przebiegł kawałek i wskoczył przez ogrodzenie na arenę. Czerda pognał za nim, ale
został z tyłu ściągnięty przez dwóch pozostałych. El Brocador wyjaśniał mu coś gestykulując i wskazując na północny
kraniec areny. Czerda odwrócił głowę i spojrzał we' wskazanym kierunku.
Nie tylko on zresztą. Widownia nagle zamilkła i spoważniała, a rozbawienie ustąpiło miejsca zaskoczeniu, które
błyskawicznie zmieniło się w nerwowe oczekiwanie. Bowman rozumiał te uczucia doskonale , by nie rzec, ie podzielał je w
całej rozciągłości.
W otwartych wrotach toril stał byk. I to nie byle jaki - nie mniejsze czarne zwierzę z Camargue, jakie zwykle występują
w cours libre, bezkrwawych zawodach Prowansji. Był to potężny, hiszpański byk, jeden z tych olbrzymów andaluzyjskich,
których przeznaczeniem jest śmierć w korridzie. Miał potężne rozmiary, olbrzymi łeb i wprost
125
niesamowity rozstaw rogów. Głowę trzymał nisko, ale nie aż tak nisko , jak w czasie ataku, a racicami, na przemian prawą
i lewą nogą, żłobił głębokie bruzdy w piasku pokrywającym arenę.
Widzowie spoglądali na siebie niepewni i zdenerwowani. W większości byli to znawcy tego sportu i doskonale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl