do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przyczepił się do nas pijak. Pod domem, akurat kiedy ONA wyszła i zamierzała dokądś
pojechać. Był wieczór i pusto kompletnie, ONA wsiadła, a pijak zaczął szarpać za klamkę, żeby
też wsiąść. ONA miała dość rozumu, żeby nie otwierać drzwiczek, otworzyła okno i spytała,
czego on chce. On chciał jechać i zażądał, żeby ONA go zawiozła, nie mam pojęcia dokąd, bo
tak niewyraznie mamrotał, że nic nie dało się zrozumieć. Oczywiście odmówiła, czemu się
wcale nie dziwię, pijak był obrzydliwy i brudny, zapaliła silnik i chciała ruszyć, ale nie mogła,
bo on się uwalił na mojej masce. Tak całą połową i próbował przytrzymać się czegoś rękami, aż
się przestraszyłam, że podrapie mnie sprzączką od paska, ale chyba nie miał paska, w każdym
razie uniemożliwiał nam ruch do przodu. Wobec tego ONA ruszyła do tyłu dość gwałtownie i
obie miałyśmy nadzieję, że on się; przewróci i odczepi, ale nic podobnego. Utrzymał
równowagę i taki pochylony pędził za nami, gonił nas. ONA chciała mnie zatrzymać, wrzucić
jedynkę i ruszyć do przodu normalnie, ale było to niemożliwe, pijak znajdował się za blisko,
gonił nas jak szaleniec i ciągle zagradzał drogę. Więc ją to w końcu rozzłościło i pojechała na
wstecznym biegu aż na koniec ulicy, pijaka jeszcze było widać, wciąż leciał za nami, ale już nie
nadążał. Zatrzymała mnie, przełożyła na pierwszy bieg i pojechała przodem okrężną drogą.
Bardzo słusznie, ten pijak był uparty i pewnie musiałabym go przejechać, czego bardzo nie
lubię.
Pod naszym domem jedna warszawa złamała latarnię. Jechała z góry tak samo jak tamta
ciężarówka, która spowodowała kraksę. Też od razu wiedziałam, że się nie wyrobi, ale byłam
dość spokojna, bo miałam bezpieczne miejsce. Akurat stałam na samym końcu zatoczki, ONA
mnie tam ustawiła z grzeczności, po to żeby innym też zostawić miejsce, i proszę, jak rozsądnie
postąpiła! Warszawę wyrzuciło z łuku, odbiła w lewo i trafiła w naszą latarnię, latarnia złamała
się i położyła dwa metry za mną.
Okropność, co ci głupi ludzie wyprawiają! Wcale nie musiało to nastąpić, kierowca
pojechał jak kretyn, warszawę zniszczył kompletnie i sam też był porządnie porozbijany.
Zabrało go ludzkie pogotowie, dobrze mu tak. Teraz ONA już zawsze ustawia mnie na końcu
zatoczki, bo nie wie, jak powiedziała, kiedy będzie jechał następny kretyn.
Prawdę mówiąc, trochę mnie to wszystko denerwuje i czekam na Ciebie, żeby się
uspokoić. W Twojej obecności nic nie jest straszne. Twoje telefony do niej podtrzymują mnie
na duchu, zachowam cierpliwość aż do Twojego powrotu. Mój Najmilszy, Ukochany, o ileż
łatwiej czekać, kiedy wiem, że myślisz o mnie i dbasz o mnie nawet z oddalenia! Tak, pojęłam
to, to ta Twoja nieszczęsna lekkomyślność powodowała wszystkie zadrażnienia i pozorne
lekceważenie, kiedy uświadomiłeś sobie, że mógłbyś mnie stracić&
Nic już teraz nie zdoła zachwiać we mnie wiary w Twoje uczucia! Ta jakaś bajadera,
nawet z pałą, nie obchodzi mnie, nie dotyczy, wrócisz do mnie, porzucając ją bez żalu! Z
kobietami rób sobie, co chcesz, nie jestem przecież zazdrosna o Twoje, na przykład, rękawiczki
albo walizki, ich jest dużo, a ja jestem jedna! Kocham Cię bez granic!
Całuję Cię i warczę radośnie
Twoja upojona szczęściem
SKODA
Mój Najdroższy Panie i Właścicielu!!!
Więc jednak, muszę Ci o tym powiedzieć, nie ONA jest najgłupsza na świecie.
Spotkałyśmy wczoraj jeszcze gorszą kretynkę i poczucie sprawiedliwości nie pozwala mi tego
ukrywać.
Pogoda jest bardzo zmienna, wystarczy trochę słońca i odrobina wiatru, żeby ta breja
wysychała, informuję Cię o tym na wstępie, bo po co masz się denerwować, że jeżdżę w złych
warunkach. Złe zmieniają się na dobre i odwrotnie, dosłownie co chwila. ONA wykorzystała
dobre i pojechałyśmy do Grójca, nie wiem po co, zdaje się, że ONA miała coś do załatwienia
służbowo w jakimś urzędzie. Wracałyśmy już, kiedy przypomniała sobie, że w tym urzędzie
zostawiła teczkę z papierami.
Dokładnie wyglądało to następująco:
Jak wiesz, tam są górki. Dość łagodne, ale jednak. Wyjechałyśmy ku Warszawie,
pokonałyśmy te dwie górki, dalej już było równo, i ujrzałyśmy obie, że ktoś pcha volkswagena.
Jakaś facetka pchała go z tyłu w odwrotnym niż nasz kierunku, w stronę Grójca. W chwilę
potem ONA przypomniała sobie o tej teczce z papierami i zawróciła.
Znów zobaczyłyśmy facetkę, która dopchała właśnie swojego volkswagena do
początku górki, przed sobą miała zjazd w dół i myślałyśmy, że teraz wsiądzie i zjedzie. ONA
zdążyła nawet powiedzieć do mnie, że chyba już najwyższy czas, i wiem, że chodziło jej o to
wsiadanie, ale nic podobnego nie nastąpiło. Facetka nadal pchała od tyłu, szło jej oczywiście
coraz łatwiej, po czym volkswagen wymknął się jej z rąk i pojechał w dół samodzielnie. Nawet
gibnęła się do przodu, utrzymała jednak równowagę, została tak z tymi wyciągniętymi rękami,
nadjechałyśmy właśnie i słyszałyśmy, jak krzyczała do niego:
 Stój! Stój! Czyś zwariował? Stój, zaczekaj!!!
Nie wiem, kto tu zwariował, nie volkswagen, to pewne, robił to, co powinien, nabierał
szybkości. Trzymał się jezdni niezle. Szczerze Ci powiem, że trochę .osłupiałam i ONA chyba
też, zatrzymała mnie przy tej idiotce i obie gapiły się na niego, nic już nie mówiąc, bo pewnie
im mowę odjęło. Volkswagen dojechał prawie do samego dołu, widziałam, jak czyni wysiłki,
żeby się utrzymać na szosie, ale niestety, nie udało mu się to w pełni. Trafił kołem na dołek,
skręcił w prawo i władował się z impetem w dużą zaspę śniegu. Odgarniętą, taką na poboczu.
Miękka była, więc go przyhamowała, ale nie utrzymał się na niej, tylko zjechał do tyłu,
przejechał przez szosę w poprzek i wpadł do rowu po przeciwnej stronie. Ugrzązł w nim tyłem,
z tym że rów był płytki i prawie nic mu się nie stało, tyle że zaspa pogniotła mu trochę przednie
błotniki.
Ta jego właścicielka, która go zepchnęła, ciągle była jakby zbaraniała. ONA [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl