[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DOBCZYCSKI: Panie Antoni, mam zaszczyt powinszować!
BOBCZYCSKI: Z powodu pomyślnego zdarzenia...
DOBCZYCSKI: Pani Anno!
BOBCZYCSKI: Pani Anno! (podchodzą do niej jednocześnie i uderzają się czołami)
DOBCZYCSKI: Panno Mario! Mam zaszczyt powinszować! Panią spotka wielkie, wielkie
szczęście! W złotych sukniach będzie pani chodzić i różne delikatne zupy będzie pani jadła,
bardzo urozmaicone będzie życie!
BOBCZYCSKI: (przerywa mu). Pani Mario! Mam zaszczyt powinszować! Daj Boże
wszelkiego bogactwa i brzęczącej monety, i synka takiego maluśkiego, o takiusieńkiego...
(pokazuje ręką) żeby można było na dłoni położyć, o tak! I ciągle będzie krzyczał: ua, ua, ua!
Scena 6
Ci sami, AUKA AUKICZ z %7łON i inni (wszyscy podchodzą, winszują)
AUKA AUKICZ: Mam zaszczyt...
%7łONA AUKI: (wyprzedza męża). Winszuję, pani Anno! (całują się). Tak się faktycznie
ucieszyłam, że nie wiem! Mówią mi: Anna. Andriejewna wydaje córkę za mąż... Ach, Boże,
myślę sobie i tak się ucieszyłam, że mówię do męża: Słuchaj, Aukańciu, takie szczęście
spotkało panią Annę! I myślę sobie: Dzięki Bogu! Dzięki Bogu! I mówię do męża: Taka
jestem zachwycona, że palę się z niecierpliwości, żeby pani Annie osobiście!... Ach, Boże,
myślę sobie, przecież Anna Andriejewna właśnie czekała na dobrą partię dla swojej córeczki,
no i tak los zdarzył: tak się stało, jak chciała! I faktycznie, tak się ucieszyłam, że nie mogłam
mówić! Płaczę, płaczę, po prostu szlocham... I mąż mówi: Dlaczego, Nasteczko, płaczesz?
Aukańciu, mówię, sama nie wiem! a łzy strumieniem z oczu!
HORODNICZY: Proszę państwa... bardzo proszę... Miszka, przynieś więcej krzeseł!
Scena 7
Ci sami, KOMISARZ, POLICJANCI
KOMISARZ: (wchodzi). Mam zaszczyt powinszować i życzę najlepszego na długie lata!
HORODNICZY: Dziękuję, dziękuję! Proszę, niech panowie siadają!
AMMOS FIEDOROWICZ: Ale niechże pan opowie, panie Antosiu, jak się to wszystko
stało, pod względem, że tak powiem, kolejności zdarzeń?
HORODNICZY: Kolejność niezwykła: był łaskaw we własnej osobie oświadczyć się.
ANNA: W sposób bardzo godny i niezwykle subtelny. Wszystko :nadzwyczaj dobrze
wyraził: Ja, pani Anno, powiedział, rzeczywiście z powodu szacunku dla niezwykłych zalet
pani... I co za człowiek! Jakie wychowanie! Co za charakter! Dla mnie, pani Anno,
powiedział, niech mi pani wierzy, życie grosza nie warte! I tylko z powodu pani zalet...
MARIA: Mamuńciu, on to przecież do mnie mówił...
ANNA: Przestań! Nic nie wiesz, więc do nieswoich spraw się nie wtrącaj! Ja, pani Anno,
powiedział, jestem po prostu oszołomiony! Takie sypał komplementy! A kiedy chciałam
powiedzieć, że marzyć mi nawet nie wolno o takim zaszczycie, padł nagle na kolana i zawołał
z niesłychaną doprawdy godnością: Pani Anno, niech pani nie unieszczęśliwia człowieka!
Proszę o wzajemne uczucia, bo jeżeli nie, to śmiercią zakończę swe życie!
MARIA: Ależ mamuńciu, to do mnie było!
ANNA: Naturalnie... o tobie też wspomniał... nie przeczę...
HORODNICZY: I tak nastraszył mówił, że się zastrzeli: Zastrzelę się, zastrzelę się
mówił.
GOZCIE: Rzeczywiście... No, no...
AMMOS FIEDOROWICZ: Taka historia!
AUKA AUKICZ: Poznać, że to ręka losu!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Nie los, nie los, drogi panie! Los to indyczka! Ale zasługi
sprawiły!... (na stronie). Takiej świni szczęście samo do ryja włazi!
AMMOS FIEDOROWICZ: Tego charta, panie Antosiu, tego co pan wie, to chętnie
sprzedam panu... Co tam, niech go pan ma!
HORODNICZY: Co mi teraz charty, panie Sędzio!
AMMOS FIEDOROWICZ: No, jeżeli pan nie chce, to się przy innym psie dogadamy...
%7łONA KOROBKINA: Pani Anno! Jak się cieszę z pani szczęścia! Nie ma pani pojęcia!
KOROBKIN: A gdzie przebywa obecnie dostojny gość? Słyszałem, że wyjechał?
ANNA: Do wujaszka swego, prosić o błogosławieństwo...
HORODNICZY: Prosić o błogosławieństwo, ale jutro...(kicha, wszyscy życzą zdrowia).
Bardzo dziękuję... ale jutro wraca... (kicha wszyscy j. w. słychać głosy następujące:)
KOMISARZ: Zdrowia i pomyślności!
BOBCZYCSKI: Sto lat życia i worek złota!
DOBCZYCSKI: Najdłuższych lat!
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: A żebyś pękł!
%7łONA KOROBKINA: A niech cię wszyscy diabli!
HORODNICZY: Dziękuję państwu! Nawzajem!
ANNA: Mamy zamiar przenieść się do Petersburga... Bo tutaj, przyznam się, atmosfera jest
nazbyt zaściankowa... To bardzo, przyznam się, nieprzyjemne... I mąż mój właśnie... zostanie
w Petersburgu generałem...
HORODNICZY: Tak jest, proszę panów... przyznam się, że bardzo, do pioruna, lubię być
generałem!
AUKA AUKICZ: %7łyczę jak najprędzej!
RASTAKOWSKI: Człowiek nie może, a Pan Bóg wszystko może...
AMMOS FIEDOROWICZ: Orzeł wysoko lata.
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: Kto sobie zasłużył, temu się należy..
AMMOS FIEDOROWICZ: (na stronie). A to ci będzie widowisko, gdy w samej rzeczy
zostanie generałem! Pasuje to do niego, jak do krowy siodło! No, nie tak prędko, bracie! Są tu
ważniejsze niż ty figury, a jeszcze nie generały.
ARTIEMIJ FILIPOWICZ: (na stronie). Patrzcie go, do generalstwa mu się śpieszy! Diabli
go wiedzą, może doprawdy będzie?... Przecież nosa, niech go szlag trafi, zadzierać umie!
(do Horodniczego). Wtedy, panie Antoni, niech pan i o nas nie zapomni!
AMMOS FIEDOROWICZ: I jeżeli się coś przytrafi, jeżeli pomoc będzie w jakiej sprawie
potrzebna, niech pan łaskawie nie odmówi.
KOROBKIN: W przyszłym roku zawiozę synka do stolicy, żeby dla ojczyzny pracował...
niech mu pan będzie opiekunem! Niech pan ojca zastąpi sierotce...
HORODNICZY: Owszem... co będę mógł... chętnie...
ANNA: Zawsze, Antosiu, skory jesteś do obietnic... Przede wszystkim nie będziesz miał
czasu myśleć o tym. Poza tym z jakiej racji masz się obarczać takimi obowiązkami?
HORODNICZY: Dlaczego, kochanie, czasem można...
ANNA: Oczywiście że można, ale cóż to za protekcje dla byle kogo?
%7łONA KOROBKINA: (do jednej z pań). Słyszała pani, jak ona nas traktuje?
JEDNA Z PAC: Zawsze taka była! Ja ją znam! Daj kurze grzędę...
Scena 8
Ci sami i NACZELNIK POCZTY
NACZELNIK POCZTY: (wpada z rozpieczętowanym listem w ręku). Panowie! Niebywała
historia! Urzędnik, którego braliśmy za rewizora, wcale nie był rewizorem!
WSZYSCY: Jak to? Co?
NACZELNIK POCZTY: To żaden rewizor, dowiedziałem się o tym z listu!
HORODNICZY: Co pan gada? Z jakiego listu?
NACZELNIK POCZTY: Z jego własnoręcznego listu. Było tak: przynoszą mi na pocztę
list. Patrzę na adres, widzę Petersburg, ulica Pocztowa. Aż mi się zimno zrobiło! Aha!
Myślę sobie, zauważył jakieś nieporządki w moim resorcie i zawiadamia władzę!... Wziąłem i
otworzyłem list...
HORODNICZY: Jak to? Jakim prawem.
NACZELNIK POCZTY: Sam nie wiem. Jakaś nadprzyrodzona potęga zmusiła mnie...
Zawołałem już nawet kuriera, żeby wysłać list sztafetą, ale taka mnie wzięła ciekawość, jak
nigdy dotąd. Nie mogę, nie mogę, czuję, że nie wytrzymam! W jednym uchu słyszę: Nie
otwieraj,, bo będzie zle! a w drugie ucho jakiś bies szepce: Otwórz, otwórz, otwórz! I
kiedy łamałem pieczęcie poczułem ogień w żyłach... a kiedy otworzyłem list mróz,
słowo daję, że mróz! Ręce drżą i wszystko się wokół kręci!...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]