do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

senne żonkile. Nocami sÅ‚uchaÅ‚aby morza i spokojnego od­
dechu Granta.
- Co siÄ™ staÅ‚o? ZasnęłaÅ›? - Grant pocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… w czu­
bek głowy.
- Tylko się rozmarzyłam - zamruczała. To nadal były
tylko marzenia. - Nie chcę, żeby to lato się kończyło.
Przeszył go chłód, więc przyciągnął ją do siebie.
- Musi się kiedyś skończyć. Lubię morze w zimie.
Czy wtedy Gennie nadal będzie przy nim? Tak bardzo
tego pragnÄ…Å‚, a jednoczeÅ›nie czuÅ‚, że nie potrafi jej zatrzy­
mać. Sam nie mógłby z nią wyjechać. Potrzeba samotności
stanowiła integralną część jego życia. Wiedział, że zatraciłby
samego siebie, gdyby się jej wyrzekł. Tymczasem Gennie
żyła w świetle reflektorów. Ile by straciła, gdyby ją poprosił,
żeby z tego zrezygnowała? Zresztą, jak mógł ją o to prosić?
A jednak nawet nie chciał myśleć, że zostanie sam.
Powtarzał sobie, że nie powinien był dopuścić, żeby
sprawy zaszły tak daleko, a jednocześnie nie oddałby ani
jednej spędzonej z nią minuty. Sam już nie wiedział, czy
potrafiłby teraz bez niej żyć.
,
208 NORA ROBERTS
Zawrócił łódz do brzegu, kiedy tarcza słońca dotknęła
wody. Nie, to lato nie powinno siÄ™ nigdy skoÅ„czyć, pomy­
ślał. Niestety, czasu nie można zatrzymać.
- JesteÅ› taki milczÄ…cy - zagadnęła Gennie, kiedy wyÅ‚Ä…­
czył silnik i łódz spokojnie zakołysała się przy brzegu.
- Myślałem. - Wyskoczył na pomost, zacumował łódz
i podał jej rękę. - Myślałem o tym, że nie wyobrażam sobie
tego miejsca bez ciebie.
Gennie drgnęła, niemal tracÄ…c równowagÄ™, ale dziÄ™ki je­
go pomocy udało jej się wyjść na pomost.
- Windy Point stało się dla mnie drugim domem.
Spojrzał na jej dłoń - piękną, zręczną dłoń malarki.
- Opowiedz mi o swoim domu w Nowym Orleanie -
poprosił nagle, kiedy szli po chwiejnych deskach pomostu.
- Znajduje siÄ™ w Dzielnicy Francuskiej. Z balkonu wi­
dzę Jackson Square, gdzie artyści sprzedają swoje prace i aż
roi się od studentów i turystów. To bardzo hałaśliwa okolica.
- RozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ na samo wspomnienie. - WyÅ‚ożyÅ‚am swo­
jÄ… pracowniÄ™ dzwiÄ™kochÅ‚onnÄ… wykÅ‚adzinÄ…, ale czasami scho­
dzę na dół, żeby posłuchać gwaru i muzyki.
Wspinali się po stromych skałach, słysząc tylko szum
morza i krzyki mew.
- Czasami lubiÄ™ siÄ™ przejść nocÄ…. ChodzÄ™ sobie i sÅ‚u­
cham muzyki dobiegajÄ…cej z barów i restauracji. - WciÄ…g­
nęła w pÅ‚uca wilgotne, sÅ‚one powietrze. - Pachnie tam whi­
sky, rzekÄ… i przyprawami.
- TÄ™sknisz za tym - powiedziaÅ‚ cicho, kiedy szli w stro­
nÄ™ latarni.
- Ty wyjechaÅ‚eÅ› z miasta dość dawno. Ja uciekÅ‚am stam­
tąd zaledwie siedem miesięcy temu. Za dużo było tam wspo-
PRAWDZTWA SZTUKA
209
mnień o Angeli. Nie mogłam sobie dać z tym rady. Sama
nie wiem, jak przeżyłam ten pierwszy rok. Starałam się jak
najwięcej pracować. Potem obudziłam się pewnego ranka
i nagle nie mogłam znieść świadomości, że już nigdy więcej
nie zobaczę siostry. - Westchnęła. - Kiedy doszło do tego,
że nie potrafiłam usiąść za kierownicą i pojechać do miasta,
wiedziałam, że powinnam wyjechać.
- Będziesz musiała tam wrócić i jakoś się z tym uporać
- stwierdził bezbarwnie.
- Już się uporałam. - Zaczekała, aż Grant otworzy
drzwi. - JakoÅ› to wszystko sobie poukÅ‚adaÅ‚am, chociaż na­
dal bardzo tęsknię za Angela. Teraz Nowy Orlean jest mi
bliski tylko dlatego, że ona siÄ™ z nim tak Å›ciÅ›le Å‚Ä…czy. Nie­
które miejsca potrafią nas zatrzymać. - Kiedy weszli do
środka, uśmiechnęła się do niego. - Na przykład to miejsce
zatrzymuje ciebie.
- Tak. - PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ do siebie Gennie. - Daje mi to,
czego potrzebujÄ™.
OpuÅ›ciÅ‚a powieki, tak że jej oczy staÅ‚y siÄ™ wÄ…skimi og­
nikami zieleni.
- A czy ja ci dajÄ™, czego potrzebujesz?
PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… z takim uczuciem, że poczuÅ‚a dreszcz. Pod­
dała mu się, ponieważ wydawało jej się, że oboje tego chcą.
On jednak odsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej, starajÄ…c siÄ™ odzyskać pano­
wanie nad sobą. Była taka drobna. Zapominał o tym, kiedy
brał ją w ramiona. Tak bardzo jej potrzebował.
- Chodzmy na górę - powiedział cicho.
Poszła za nim w milczeniu. Wiedziała, że choć dotykał
jej łagodnie i przemawiał czule, szaleją w nim gwałtowne
uczucia. Intrygowało ją to i podniecało.
210 NORA ROBERTS
Jego napięcie stawało się coraz większe, w miarę jak
wspinali siÄ™ coraz wyżej. Drżąc ze zniecierpliwienia, po­
myślała, że jest zupełnie tak, jak za pierwszym razem. Albo
ostatnim...
- Grant...
- Nic nie mów. - Posadził ją na łóżku i zdjął jej buty.
Zmuszał się do powolnych, wyważonych ruchów. Usiadł
obok niej, położył jej ręce na ramionach i dotknął ustami
jej warg.
Pocałunek był lekki, ale Gennie poczuła, że pulsuje
w nim żywy ogień. Jej ciało napięło się, podczas gdy Grant
caÅ‚owaÅ‚ jÄ… coraz mocniej, wodzÄ…c kciukami po jej nadgar­
stkach. Starał się postępować delikatnie, choć wiedziała, że
wrzały w nim emocje.
Owionął ją bijący od niego zapach morza i przypomniała
sobie, jak kochali się po raz pierwszy, dziko i namiętnie,
podczas gdy nad nimi szalaÅ‚a burza. Teraz on teraz potrze­
bował czegoś podobnego. Ze zdziwieniem odkryła, że i ona
tego potrzebuje. Wyciągnęła więc dłoń i z głuchym jękiem
mocno przyciągnęła go do siebie.
Nagle gwaÅ‚townie przygniótÅ‚ jÄ… do łóżka. Jego rÄ™ce gorÄ…­
czkowo zrywały z niej ubranie. Stracił wszelkie panowanie
nad sobą i wkrótce już leżeli spleceni w miłosnym uścisku.
Niecierpliwie badali swoje ciała, ich palce napierały, usta
rozchylaÅ‚y siÄ™ Å‚apczywie. Nie wystarczaÅ‚ dotyk, chcieli je­
szcze spróbować smaku wilgotnej, sÅ‚onawej skóry, rozgrza­
nej namiętnością.
Ulegli nieokieÅ‚znanym pragnieniom, zaspakajajÄ…c siÄ™ na­
wzajem, czerpiąc ze swoich ciał niczym ze studni bez dna.
PRAWDZIWA SZTUKA 211
Kiedy Gennie się obudziła, zaczynało świtać. Różowawy
blask wróżyÅ‚ pogodny dzieÅ„, ale na szybach dostrzegÅ‚a cie­
niutką warstewkę szronu. Od razu uświadomiła sobie, że
jest sama. Prześcieradło obok niej było już całkiem zimne.
Usiadła i zawołała Grania. Zmartwiło ją, że to on obudził
się pierwszy. Zwykle to ona wstawała przed nim.
Przypomniała sobie, w jakim był wczoraj nastroju,
i zawahała się, czy powinno ją to cieszyć, czy martwić.
Wciąż było mu jej mało i za każdym razem ich miłość
smakowała równie dziko i namiętnie. W pewnej chwili,
kiedy jego ręce i usta błądziły gorączkowo po całym jej
ciele, odniosÅ‚a wrażenie, że chce jÄ… sobie zapisać w pa­
mięci, jakby wybierał się gdzieś daleko i mógł ze sobą
zabrać tylko wspomnienia.
Potrząsnęła głową i wstała z łóżka. Co za głupie myśli
przychodzÄ… jej do gÅ‚osy. Grant przecież nigdzie nie wyjeż­
dżał. Jeśli wstał tak wcześnie, to pewnie dlatego, że nie
mógł już spać i nie chciał jej przeszkadzać. Wielka szkoda.
Na pewno znajdzie go na dole, domyśliła się, wychodząc
z sypialni. Pewnie siedzi przy stole w kuchni, pije kawÄ™
i czeka na nią. Kiedy doszła do schodów, usłyszała radio.
Grało cicho i niewyraznie. Dzwięk dobiegał z góry, nie
z dołu. Zdziwiona, uniosła głowę.
To dziwne, wydawało jej się, że Grant nie korzysta
z trzeciego piętra. Nigdy o nim nie wspominał. Wiedziona
ciekawością zaczęła się wspinać po schodach.
Głos spikera stawał się coraz donośniejszy, a czytane
przez niego wiadomości brzmiały w cichej latarni jakoś
dziwnie i całkowicie nie na miejscu. Dopiero w tej chwili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl