[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Był to dość wesoły okres jego życia, więc też i nastrój w małym domku na
Laksevag bardzo się poprawił, kiedy o tym opowiadał. Tiril zaśmiewała się ser-
decznie z rywalizacji między Eirikurem a kobietą imieniem Stokkseyri-Disa i z
przygody Móriego z małymi diabełkami.
A potem znowu musiałem uciekać powiedział Móri; oczy mu pociem-
niały na wspomnienie tamtych wydarzeń.
ChciaÅ‚bym zdobyć RödskinnÄ™ , bo wtedy moje wyksztaÅ‚cenie byÅ‚oby, peÅ‚-
ne. Ale wyznaczono cenę za moją głowę i nie mogłem się pojawić ani w Holar,
ani w ogóle na Północy. Pozostało mi tylko opuścić kraj.
No i pojawiłeś się tutaj stwierdziła Tiril. Z czego ja cieszę się bardzo.
Ale to się chyba nie stało tak całkiem niedawno, prawda? Moim zdaniem jesteś
150
w Norwegii od kilku lat.
Tak, przenosiłem się z miejsca na miejsce. Gdybym potrafił zerwać z upra-
wianiem magii, mógłbym się gdzieś osiedlić na stałe. Ale nie chcę odrzucać całej
wiedzy, jaką posiadłem, tylko z powodu głupoty i przesądów ludzi. Tiril, ja nie
robię nic złego, chociaż mógłbym, bo czarna magia, na której znam się bardzo
dobrze, posiada straszną siłę.
Tiril ujęła jego dłoń.
Ja wiem, że nie chcesz robić nic złego powiedziała serdecznie. Spo-
tkanie z tobą to najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło.
Spoglądał na nią w zamyśleniu, a ona miała wrażenie, że w duchu zadaje
jej pytanie: No, a co z Erlingiem? , ale jakby nie chciał ani nie mógł zadać go
głośno. To było dziwne uczucie, coś jakby milcząca wymiana myśli. A przecież
Tiril nie miała żadnych tego rodzaju uzdolnień.
Ale Tiril wyczuwała coś bardzo istotnego. Bo w telepatii ważniejsze są zdol-
ności nadawcy niż odbiorcy.
Dziękuję ci, Tiril. Teraz jednak spróbuj zasnąć.
No, a ty?
Masz rację odparł z uśmiechem. Mnie się też przyda chwila snu.
Dobranoc!
Dobranoc, Móri, mój najlepszy przyjacielu. A może raczej powinniśmy
powiedzieć: Dzień dobry?
Chyba tak.
Móri opuścił alkierzyk.
Tiril układała się do snu z uśmiechem zadowolenia. Czuła się tutaj całkowicie
bezpieczna.
Erling wrócił koło południa i wtedy Móri jeszcze spał. Nie chcieli go budzić,
usiedli oboje z Tiril na sękatej ławce pod ścianą domu. Erling żartował z jej krop-
kowanej cery.
Wietrzna ospa. Mam nadzieję, że ty też się zaraziłeś odwzajemniła zło-
śliwość. Móri dał mi wieczorem lekarstwo przeciw gorączce i dzisiaj czuję
się już całkiem niezle. W każdym razie nie chce mi się leżeć w łóżku. No? A co
słychać w mieście?
Sprawa Móriego nie wygląda najlepiej oświadczył Erling. Wójt i pa-
stor postawili na nogi wszystkich swoich ludzi, mają jak najszybciej znalezć czło-
wieka, który się w naszym mieście zajmuje czarami. Tu i ówdzie ludzie gadają,
że robi to mężczyzna. Czarnoksiężnik. Pogłoski dotarły aż do Stavanger, gdzie
podobno niedawno wzburzył całe miasto, przywracając zdrowie śmiertelnie cho-
remu człowiekowi.
Powinni mu być za to wdzięczni!
Ale nie lekarze. Doktor, który uznał człowieka za nieuleczalnie chorego,
nie zniesie takiego zagrożenia dla swojej reputacji. Nieuleczalnie chory pacjent
151
powinien umrzeć i nikt nie ma prawa zmieniać wyroku.
Jesteś złośliwy uśmiechnęła się Tiril. Ale rozumiem, że Móri jest
w niebezpieczeństwie. Tylko że ja bardzo nie chcę, żeby wyjechał, nie chciałabym
go utracić.
Masz przecież mnie powiedział Erling żartobliwie, lecz wrażliwe ucho
wyłowiłoby napięcie w jego głosie.
Ale Tiril nie miała wrażliwego ucha.
Wiem, że mam ciebie uśmiechnęła się serdecznie. I bardzo ci za to
dziękuję.
I wiesz, oczywiście, że pomogę ci z pogrzebem twoich przybranych rodzi-
ców rzekł znowu, a Tiril ogarnęły okropne wyrzuty sumienia. W ogóle o tym
nie pomyślała. Pózniej, kiedy już się uspokoi, będziesz z pewnością mogła
wrócić do domu. Wszystko tam przecież należy do ciebie. I Nero będzie mógł
zamieszkać z tobą, dopóki zechcesz.
Jakoś nie zastanawiałam się nad sprawami praktycznymi przyznała
zgnębiona. Skuliła się, jakby jej było zimno. Akurat teraz nie mam najmniej-
szej ochoty wracać do domu.
Rozumiem cię. Zresztą wcale nie musisz tego robić. W każdym razie jesz-
cze nie teraz. Wciąż za mało wiemy, kto na ciebie napadł i dlaczego.
Za mało, powiadasz? My przecież nie wiemy nic.
Z domu wyszedł Móri i powitali go chóralnym: Dzień dobry, śpiochu! , a po-
tem Erling zaczął opowiadać, czego dowiedział się w mieście.
Jakichś dwóch obcych ludzi dostało się wczoraj do domu konsula, jesz-
cze zanim umarła twoja przybrana matka. Podobno widziano ich wcześniej, i to
wychodzących. Być może po śmierci konsula, ale trudno ustalić godzinę.
W jaki sposób tam weszli? zapytał Móri, witając się jednocześnie
z uszczęśliwionym Nerem. Psy witają człowieka zawsze tak samo radośnie, nie-
zależnie od tego, czy go nie było rok, czy kilka minut.
Oświadczyli, że są stolarzami i że konsul ich zamówił.
A jak wyglądali? zapytała Tiril.
Erling odwrócił się do niej.
Jeden był w średnim wieku i miał kozią bródkę, a drugiego trudno opisać.
Młodszy, bez znaków szczególnych.
Tiril aż podskoczyła.
To oni! zawołała. To oni napadli na mnie koło cmentarza. Jeden ma
na imię Georg, teraz sobie przypomniałam.
Bardzo dobrze, wiemy w każdym razie, że wszystkie napady mają ze sobą
jakiś związek stwierdził Erling. No, ale też tego się właśnie przez cały
czas domyślaliśmy. Tiril, musimy odwiedzić żonę kowala, żeby uzupełnić nasze
informacje o twoich prawdziwych rodzicach.
Nagle Tiril spostrzegła, jaki pochmurny jest dzisiejszy dzień.
152
Rodzice, powiadasz? Dotychczas mowa była tylko o matce.
Tak, no i to zresztą logiczne, bo przecież mówiono, że urodziła cię w ta-
jemnicy.
Masz racjÄ™.
A tymczasem ojciec może odgrywać znacznie ważniejszą rolę, niż przy-
puszczamy.
Tiril zamyśliła się, zrobiło jej się teraz podwójnie przykro. Po części ze wzglę-
du na prawdziwych rodziców, którzy nie mieli odwagi się ujawnić, woleli uciekać
się do morderstwa, a po części dlatego, że poczuła się bardziej niż kiedykolwiek
nie chciana.
Z coraz większą niechęcią do samej siebie stwierdziła, jak mało uwagi po-
święca swoim przybranym rodzicom. Była oczywiście wstrząśnięta brutalnością
zadanej im śmierci, współczuła przybranej matce, ale żałoby nie potrafiła w sobie
wzbudzić.
Spostrzegła, że Erling i Móri ją obserwują. Czy to możliwe; że wiedzą, co czu-
je? Choć rzeczywiście na jej bezbronnej, szczerej twarzy przeżycia uwidaczniały
się jak w otwartej księdze, samotność, bezradność, lęk, i obu młodych mężczyzn
ogarnęło pragnienie, by ją ochraniać w tym bezlitosnym świecie. Miała przecież
dopiero szesnaście lat, przyniosła ze sobą na świat tyle pogody i tyle miłości bliz-
niego, a teraz to wszystko zostało jej bez miłosierdzia odebrane. Gwałt, podłość
i okrucieństwo skierowano przeciwko tej istocie, która wierzyła, że ludzie są do-
brzy. Obaj widzieli to wszystko, ponieważ sympatyczne i samodzielne dziecko,
jakim Tiril była do niedawna, wyrosło i przemieniło się w bardzo pociągającą
pannę. Nie tak piękną jak Carla, stwierdzał Erling, ale pełną wielkiego wdzięku
i dobroci, która wypływała z jej wnętrza i odbijała się w rysach twarzy.
Zebrali potrzebne rzeczy i zamierzali jechać do Bergen.
Móri powiedziała Tiril, gdy Erling poszedł po swojego wierzchowca.
Czarnoksiężnik natychmiast do niej podszedł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]