[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marisa szybko ruszyła w jego kierunku.
- Chciałabym zamienić parę słów z waszą wysokością -
powiedziała.
Wszyscy tak się teraz zwracali do księcia, nawet O Reilly.
Jedynie Garrick mówił do niego chłopcze".
Deverell obrzucił ją szybkim spojrzeniem i skinął głową.
Zabrał się do mycia naczyń i szorowania ich piaskiem. Marisa
popatrzyła na jego opalone ręce, silne i zręczne. Te same ręce,
które czuła na swoim ciele na stryszku nad stajniami.
Potrząsnęła głową, odpędzając od siebie te myśli.
- Chodzi o Quince'a - powiedziała, siadając na kamieniu. -
W pełni doceniam jego odwagę i lojalność, wasza wysokość.
Ale czy książę nie sądzi, że on powinien zostać w obozie i
wyleczyć swoją ranę? Wiem, że nie chce o tym nawet słyszeć,
ale przecież nie on jest tu dowódcą. Książę może mu wydać
rozkaz. Powinniśmy jechać szybciej, a Quince opóznia
podróż.
Deverell nie odezwał się. Wolnym ruchem odłożył
wymyte naczynia i obrócił się w jej stronę. Kiedy zobaczyła
wyraz jego twarzy, omal nie zerwała się do ucieczki.
- Garrick Quince - powiedział podejrzanie spokojnym
tonem - może będzie kiedyś moim poddanym, któremu będę
mógł wydawać rozkazy. Ale Garrick jest dla mnie również
- 204 -
drugim ojcem. Mogłem zawsze liczyć na jego pomoc i
wsparcie, chociaż trudno ci to będzie zrozumieć, kapitanie.
Powiem tylko, że tak doświadczony żołnierz, jak Quince, jest
nie do zastąpienia w naszej obecnej sytuacji, bez względu na
szybkość podróży. W sprawach taktyki wojskowej, mój drogi
kapitanie, większość z nas nigdy nie zdoła nauczyć się nawet
połowy tego, co wie Quince.
Książę zamyślił się. Patrzył przed siebie, jakby zapomniał
o jej obecności. Marisa nie wiedziała, czy nie zakończył już
rozmowy.
- Wreszcie - mówił dalej - jeśli sama tego nie zauważyłaś,
to chcę ci powiedzieć, że Garrick jest moim przyjacielem,
moim najbliższym przyjacielem. Jadąc na półwysep,
ryzykował dla mnie życie. Czy myślisz, że mógłbym
przynieść ujmę naszej przyjazni, wydając rozkaz, którego on
nie aprobuje? Tylko po to, aby zyskać kilka mil dzien- nie?
Mylisz się.
Deverell zebrał naczynia i wyprostował się, piorunując ją
wzrokiem.
- Bardzo się mylisz - dodał, odchodząc.
Marisa patrzyła za nim. Od czasu, kiedy wyszła ze szkoły,
jeszcze nikt nie udzielił jej tak ostrej reprymendy. Miała tylko
nadzieję, że Deverell nie zauważył, jak bardzo była
zażenowana. Jednak mimo że została skarcona w tak
- 205 -
bezwzględny sposób, postawa księcia wzbudziła jej szacunek.
Deverell był niewątpliwie lojalnym przyjacielem.
Garrick ma szczęście, pomyślała z zazdrością, ale
natychmiast zawstydziła się tej myśli. Jak to jest, zastanawiała
się, kiedy ktoś obdarza nas takim uczuciem, jak Deverell
Garrick Quince'a?
Od śmierci brata Marisa nie zaznała już poczucia bliskości
z drugą osobą i bardzo jej tego brakowało. Wiedziała jednak,
że więz, która łączyła ją z Markiem, była czymś szczególnym
- takie poczucie współistnienia zdarza się pewnie tylko raz w
życiu.
Deverell zaskarbił sobie miłość aż dwóch osób, pomyślała
z goryczą. Quince był jego drugim ojcem, a Rupert też bardzo
go kochał, mimo że myślał, iż syn tak go zawiódł.
Deverell był więc obdarowany uczuciem dwóch
mężczyzn, a ona, która tak pragnęła...
Nie wolno jej o tym myśleć! Powinna szybko wrócić do
obozu i udać się na spoczynek.
D wa dni pózniej Marisa mogła tylko dziękować niebu -
oraz, co musiała przyznać, również księciu - że Garrick
nadal im towarzyszył.
Jak zwykle, wyruszyli o świcie i jechali spokojnie przez
kilka godzin. Nagle jeden z jezdzców z przedniej straży,
- 206 -
O Reilly czy też Edwards, wydał ostrzegawczy okrzyk. Zaraz
po tym usłyszeli strzały z muszkietów.
%7łabojady! Marisa dostrzegła kilkunastu jezdzców, którzy
pędzili w ich stronę. Natychmiast rozgorzała zacięta walka.
Chciała osłonić księcia, ale on już wysunął się na czoło, z
dymiącym muszkietem w dłoni. Marisa wycelowała do
jednego z jezdzców, który trafiony spadł z konia.
Niemilknące strzały, okrzyki żołnierzy, rżenie koni i dym
spowijający pole walki nie pozwalały ocenić szans
przeciwników. Marisie wydawało się, że O Reilly nie siedzi
już na koniu i walczy pieszo, ale nie była tego pewna.
Wszystko odbywało się błyskawicznie. Zobaczyła przed sobą
Francuza ze wzniesioną szablą. Była szybsza. Ledwie zdążyła
się obrócić, aby zmierzyć się z kolejnym przeciwnikiem.
Był to wysoki i muskularny żołnierz, miał bardzo długie
ręce. Wiedziała, że może przeszyć ją szablą, zanim ona zbliży
się na taką odległość, aby móc go dosięgnąć. Zamierzała
przebić mu pierś silnym sztychem, ale on zdołał wytrącić jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]