do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tanie: a skąd naprawdę macie te materiały, obywatelu Krasnogo-
row? I wtedy trzeba by było albo kłamać, albo zwalić wszystko na
Saszkę. Saszki, oczywiście, ju\ nie ma, i jest mu wszystko jedno,
ale kto mo\e powiedzieć z góry, gdzie się nić pociągnie i o kogo
pętla zahaczy, je\eli dać im choćby koniuszek...
Został te\, jak się okazało, egzemplarz Rozmyślań o postę-
pie, pokojowym współistnieniu i intelektualnej wolności Sacha-
rowa. Dostał wtedy rękopis na jeden dzień, pilnie przepisał go na
komputerze, powielił w dziesięciu egzemplarzach, plik usunął,
egzemplarze rozdał, a oryginał, został u niego - le\y w teczce
"Dokumenty Epoki" i czeka na swoją kolej... No, to ju\ czysty
paragraf siedemdziesiąty.
Poczuł atak lodowatej paniki na myśl o tym, \e wszystkiego się
nie przewidzi, nie zapamięta, nie wezmie pod uwagę. Góra papieru
wydawała mu się straszną pułapką, w której ukryta jest mina.
Prawie nie widząc liter, przerzucił kartki kolejnego rękopisu.
Nie od razu przypomniał sobie, co to jest. Nazwiska autora nie
ma. Dziwna, niezgrabna nazwa: "...Swoją Partyjną Linię..." -
wydaje się, \e to coś z Lenina. Potem przypomniał sobie: to arty-
kuł Saszki Kalitina o wydarzeniach i w ogóle - o rewolucji kul-
turalnej w Chinach. Dobry artykuł. Całkiem, tak a propos, wier-
nopoddańczy, ale z takim wyraznym zapaszkiem, \e w końcu nie
udało się Saszce nigdzie go wydrukować. Biedny! A tak się chciał
wyró\nić! Tak chciał wyrobić sobie nazwisko! Dla tego gotów
był prawie na wszystko. A mo\e po prostu na wszystko, bez \ad-
nego "prawie"... Wikont powiedział mu w twarz, ostro i dobit-
nie: "Ty ju\ jesteś gotów im tyłki lizać, Aleksasza. Jesteś gotów.
Ale nie rozumiesz, \e tego jeszcze za mało. Oni lubią, \ebyś nie
tak po prostu lizał im tyłki, oni lubią, \ebyś to robił z przyjemno-
ścią!". Biedny Saszka... Wszystko tu zostawił, wyjechał do Mo-
skwy, obijał się tam jak ryba o lód, pił z ró\nymi szujami, do
partii dokumenty zło\ył, prawie niczego nie osiągnął i zmarł z pi-
jaństwa w wieku niespełna trzydziestu pięciu lat (po pijaku albo
miał jakiś wypadek, albo zabili go w okrutny sposób, ciemna,
niejasna historia, okaleczyli strasznie - pochowano go w zamknię-
tej trumnie). Wikont uwa\ał go za najbardziej utalentowanego
z nas wszystkich... Có\, mo\liwe \e tak było. Chocia\ czasami
pojawiało się w nim coś nie do opisania plebejskiego, jakiś ohyd-
ny prymitywny muł, i wtedy Wikont mówił do niego: "Luki
w twoim wychowaniu, mój bracie, mo\na porównać chyba tylko
z lukami w twoim wykształceniu...". I Saszka jakby się załamy-
wał na pełnej prędkości. Teraz to ju\ nie było wa\ne. Pytanie, co
robić z artykułem? Spalić? Nie... Guzik. Niech le\y. A o co cho-
dzi? Całkiem partyjny artykuł. Partia potępiła rewolucję kultu-
ralną w Chinach? No i Saszka Kalitin - te\. I nawet, o ile pamię-
tam, z przyjemnością...
Skąd to nasze poczucie winy? Mało im, \e milczymy, głosu-
jemy za i posłusznie chodzimy na ich śmierdzące spotkania. Cze-
mu na dodatek \ądają, \ebyśmy ich lubili? Przecie\ nigdy ich nie
polubimy, i dobrze o tym wiedzą. A jednak uparcie \ądają, \eby-
śmy udawali, \e ich lubimy. Jesteśmy zobowiązani udawać, \e
li\emy ich tyłki i przy tym - z przyjemnością... Takie są reguły
tej ciekawej gry. A je\eli ci się to nie podoba, wybieraj: na Wschód
albo na Zachód? I jeszcze podziękuj, je\eli pozwolą ci samemu
dokonać wyboru.
Nagle przypomniał sobie, jak w środku nocy, budząc cały
dom, zadzwoniła z Moskwy nadobna Azora, ostatnia dziwka
Saszki, i zakrzyczała w słuchawkę: "Sława! Sława! On umarł!
Sława! Jak ja teraz będę \yła!...". Ruszył na dworzec, biletów
Strona 63
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
nie było, i pieniędzy te\ nikt, do diabła, nie miał - oni z Siemio-
nem i śeką docierali do Moskwy kolejkami podmiejskimi (oka-
zało się, \e to rzeczywiście mo\liwe!) - przez całą noc i cały
następny ranek... Pochowali. Wrócili do Petersburga. A po dwóch
dniach przyszedł list z tamtego świata. Od zmarłego Saszki. Na-
pisany i wrzucony do skrzynki pocztowej chyba kilka godzin
przed śmiercią... Pisał na końcu: "Załatwiłem dla ciebie super-
pracę, Stasie. Przyje\d\aj natychmiast. Pieniądze wysyłam ju\
dzisiaj. Szczegóły - nie pocztą i nie przez telefon". Był to okres
(krótki, ale mało przyjemny), kiedy Stanisław znalazł się nagle
na uboczu i dorabiał roznosząc gazety ze swojego oddziału pocz-
towego. Co mu wtedy Saszka załatwił? Pieniądze, oczywiście,
nie przyszły. I sam list był dziwny, urywany, z hultajskimi wier-
szykami i drobiazgowymi wiadomościami. A na końcu, ju\ po
podpisie - postscriptum. Teraz nikt niczego się ju\ nie dowie. No
1 nie ma specjalnej potrzeby. Chocia\ z drugiej strony, gdyby
Saszka po\ył jeszcze choćby tydzień i gdyby jego postscriptum
nie było pijackim gadaniem... Mieszkałby teraz w Moskwie i ni-
czym by się nie martwił...
Ju\ po pierwszej w nocy zjawił się Wikont, mroczny i poiry-
towany.
- Archiwa czyścisz? - zapytał jadowicie. -Niepotrzebnie się sta-
rasz. Po pierwsze, nie będziesz miał \adnej rewizji, nie jesteś nikomu
potrzebny. A po drugie, wszystkich dowodów i tak nie schowasz.
- Schowam.
- Nie schowasz. Fizjonomii swojej krzywej nigdzie nie scho-
wasz. I kłamliwych oczek te\. I przemówień, całkowicie pozba-
wionych administracyjnego zachwytu...
- Dobra. Lepiej popatrz na siebie...
Spierali się w ten sposób z dziesięć minut, a potem Wikont
zapytał:
- Co masz zamiar zrobić z powieścią?
- Nic - powiedział Stanisław, trochę zagubiony. - A bo co?
- Schowaj - poradził Wikont krótko.
- Ale po cholerę? Komu ona przeszkadza?
Wtedy Wikont sucho, energicznie przypomniał mu historię
z powieścią Grossmana.
- Przecie\ nie jestem Grossmanem!
- Nie bądz idiotą. Zabiorą i nie zwrócą. Będzie ci się chcia-
ło przepisywać? Znowu? Wszystko od początku?
To miało sens. Stanisław powoli zapalił. Jego wyobraznia
ju\ zaczęła działać. Wikont patrzył na niego z nad swojej fajki
smutno i twardo.
- Sukinsyny - powiedział Stanisław ze smutkiem. - Co oni
z nami wyprawiają? Przecie\ jesteśmy porządnymi, spokojnymi
i niewinnymi obywatelami? Po cholerę robią z nas konspiratorów?
Ju\ wiedział, komu zawiezie powieść. To powinien był czło-
wiek absolutnie zaufany i jednocześnie taki, o którym nikt nie po-
wie, \e jest najbli\szym z przyjaciół, i dlatego nie przyjdą do niego.
- A ty gdzie schowałeś swój samizdat? - zapytał i od razu
się poprawił: - Nie, nie, nie mów. Głupie pytanie. Przepraszam.
Wikont uśmiechnął się.
- Boisz się, \e nie wytrzymasz tortur? - zapytał podstępnie.
I wtedy Stanisław nagle zadał pytanie:
- Słuchaj, a czemu tam u ciebie wszyscy są tacy granatowi?
Dawno ju\ chciał o to zapytać, ale się powstrzymywał, zda-
wał sobie sprawę, \e pytanie było nie na miejscu. A teraz posta-
nowił, \e nie będzie się ju\ powstrzymywać, i po\ałował. Oczy
Wikonta jakby pokryła zasłona. Zamarł. Przez kilka sekund w po-
koju panowała nienaturalna cisza, potem Wikont powiedział:
- Opowiadałeś o tym komuś?
- Nie. Coś ty, masz mnie za idiotę?
- Nie wiem - powiedział Wikont z nieprzyjemnym uśmie-
chem. - Być mo\e. Miałem nadzieje, \e nic wtedy nie widziałeś.
Aje\eli widziałeś, to zapomniałeś.
- Właśnie tak jest. Mo\esz się nie martwić.
- Ty, ośle. Nie ja mam się martwić, rozumiesz? Nie ja.
- No dobra. No ju\. Milczę. Przepraszam.
Strona 64
Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt)
- Dobrze - powiedział Wikont. - Miejmy nadzieję, \e ju\
przedtem rozumiałeś, jak trzeba do tego podchodzić, a teraz zro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl