do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

całe życie próbowała poradzić sobie z problemem matki alkoholiczki, ale nigdy nie przy-
szło jej do głowy, że tej matki może kiedyś zabraknąć.
- Jadę do Veromontu.
- Nie musisz się spieszyć...
- Muszę. - Zerwała się z krzesła, próbując zagłuszyć głos, który szeptał w jej umy-
śle, że wcale nie spieszy się do matki. Ucieka od Troya i od lęku, że on mógłby odtrącić
jej miłość.
Troy stał w progu, patrząc jak Hillary gorączkowo pakuje walizkę.
L R
T
- Czy to bardzo zła wiadomość? - spytał, widząc łzy w jej oczach.
Skinęła głową. Wrzuciła do walizki ręcznik z krową i zapięła suwak.
- Moja mama jest bardzo chora. Rak wątroby. Zostało jej niewiele czasu. Muszę
wracać i pomóc siostrze pozałatwiać różne sprawy. Trzeba będzie znalezć jakieś hospi-
cjum.
W głowie miała już ułożoną całą listę rzeczy do zrobienia. Nie musiała się przebie-
rać w garsonkę, by szybko wrócić do roli sprawnej organizatorki.
- Boże, Hillary! - Podszedł do niej. - Tak mi przykro. Mogę ci jakiś pomóc? Zna-
lezć jakichś lekarzy?
Zatrzymała się gwałtownie.
- Tak. Chciałabym mieć pewność, że mojej rodzinie nic nie będzie zagrażać, gdy ja
tam się znajdę.
Jasne, przecież cały czas jest przekonana, że nadal muszą się ukrywać przed
wspólnikiem Barry'ego. Niemal słyszał w głowie słowa Salvatorego:  A nie mówiłem, że
lepiej powiedzieć jej o tym od razu?".
- Nie musisz się o nic obawiać. Właściwie możemy już stąd wyjechać.
- Co? Złapali tego gościa, którego namierzyliśmy na nagraniach?
- Tak, został zatrzymany. A Barry Curtis zaczął współpracować z policją. Obaj po-
grążają się teraz na zmianę, więc Interpol nie potrzebuje naszych zeznań. - Co za szczę-
ście, że nie musi się już martwić o jej bezpieczeństwo.
- To świetnie! Ta wiadomość nie mogła przyjść w lepszym momencie. - Umilkła
nagle. Powoli zaczynała rozumieć. - Ten poranny telefon wcale nie był z pracy, prawda?
To dzwonił Salvatore.
- Tak. - Nie umiał zaprzeczyć.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Kiedy on się o tym dowiedział?
Jego wahanie trwało o ułamek sekundy za długo. Na jej twarzy odmalował się za-
wód, a potem złość.
- Wiedziałeś o tym wcześniej, prawda?
- Dowiedziałem się wczoraj po południu.
L R
T
- Dlaczego nic mi nie mówiłeś? - W jej głosie dzwięczał ból. - Dlaczego kazałeś mi
się denerwować? Chciałeś mnie tu przytrzymać za pomocą kłamstwa?
- Chciałem to zrobić dzisiaj.
- Nie miałeś prawa sam podejmować takiej decyzji. - Spojrzała na niego z ironią. -
Ale może zrobiłeś to specjalnie. Zwiadomie albo nieświadomie zniszczyłeś ten związek,
bo umiesz jedynie funkcjonować w bajkowym domku na drzewie, a nie w normalnym
życiu.
- Wiesz, że to nieprawda! Pozwól sobie wytłumaczyć! - Chwycił ją za ramiona.
Wiało od niej chłodem.
- Chciałabym ci zadać tylko jedno pytanie. - Patrzyła mu śmiało w oczy. - Dlacze-
go nie mogłeś być ze mną szczery od początku? Po co czekałeś tak długo, żeby mi zła-
mać serce?
Jej słowa zabolały go do żywego. Zapewniał ją nieustannie, że chce ją chronić, a
mimo to zrobił rzecz, która zraniła ją najbardziej. Nie miał dla siebie żadnego usprawie-
dliwienia. Ciężko nad sobą pracował, ucząc się relacji z ludzmi, ale wyraznie nie przero-
bił jeszcze wszystkich lekcji.
Hillary uwolniła się z jego uścisku.
- Tak myślałam. Nie mamy sobie nic do powiedzenia. - Zdjęła brylantowy naszyj-
nik i położyła mu na dłoni. - Zabierz mnie do Vermontu, a potem na zawsze zniknij z
mojego życia.
L R
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Wróciła do punktu wyjścia. Wysiadła z wynajętego auta i ruszyła ścieżką prowa-
dzącą do domu, w którym się wychowała. Była wykończona całodzienną podróżą i kłót-
nią z Troyem. Tak jak go poprosiła, przywiózł ją samolotem do Vermontu, a potem znik-
nął.
Był wieczór. W mroku świeciły się jedynie światła w domu i w stajni oraz latarnia
przy zakurzonym podjezdzie. Hillary jednak znała drogę na pamięć.
Siostra niewiele tu zmieniła, pozostały nawet czarne okiennice. Jedynie w ogrodzie
pojawiło się więcej kwiatów, na podwórku leżał dziecięcy rowerek, z gałęzi zwisała huś-
tawka ze starej opony, a w rozwidleniu konarów starego dębu ktoś zbudował domek.
Przy wejściu wisiała tabliczka z czerwonym napisem:  Chłopakom wstęp wzbroniony".
Całkiem dobry pomysł.
Cały czas czuła się jak idiotka. Powtarzała sobie miliony razy, że Troy jest zwy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl