do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łam się na chwilę szaleństwa. Nie musisz mieć wyrzutów sumienia.
- Skazuję się na wieczne potępienie.
- Za co?
- Biorę wszystko, co masz do ofiarowania, i nie daję nic w zamian.
- Seks w ramach transakcji wymiennej to prostytucja. Nigdy bym się na coś takie-
go nie zgodziła. Ofiarowujemy sobie wzajemnie cielesną przyjemność, Devlyn. A teraz
jedz do domu. Do zobaczenia jutro.
Obróciła się wystraszona, słysząc dziwny dzwięk.
Zza domu wyszedł chłopiec. Patrzył na nią przerażonymi oczami. Miał zakrwa-
wiony policzek i guza na głowie.
- Proszę pani, nie mogłem pójść na festyn. Ma pani dla mnie trochę waty cukro-
wej?
Gillian spojrzała na Devlyna.
- To Jamie - wyjaśniła. - Mama zabiera go do niedzielnej szkółki w weekendy.
Mieszka na farmie u wylotu drogi.
Było to ponure miejsce z zaniedbanym podwórkiem pełnym wraków samochodo-
wych i domem z przeciekającym dachem.
Chłopczyk wyglądał na jakieś cztery, może pięć lat, ale był chudziutki i zaniedba-
ny.
Gillian kucnęła obok dziecka.
- Przykro mi, Jamie. Nie przyniosłam waty cukrowej. A czemu nie byłeś na festy-
nie?
L R
T
- Musiałem pomagać tacie.
- Co ci się stało? Przewróciłeś się?
- Tak.
Mogłaby przysiąc, że nie powiedział prawdy.
- Kto cię uderzył? - spytała, biorąc go za rączkę.
Gillian oczekiwała jakiejś reakcji ze strony Devlyna, ale ten stał nieruchomo z bo-
ku.
- Zaufaj mi, a obiecuję, że to się więcej nie powtórzy - nalegała.
- Mówił, że zasłużyłem.
- Kto? Twój tata?
Chłopczyk skinął głową. Dwie wielkie łzy spłynęły mu po umorusanych policz-
kach.
- Gdzie on jest teraz?
- Zpi, a ja umiem liczyć - powiedział żałośnie. - Jak jest pięć pustych butelek, to
wiem, że się długo nie obudzi. Dlatego uciekłem.
- Pomóż mi zanieść go do domu. - Obróciła się do Devlyna.
- Nie - odparł. W świetle latarni jego twarz zastygła w pozbawioną wyrazu maskę.
- Zadzwoń na policję.
Nie mogła uwierzyć. Miała wrażenie, że się przesłyszała. Nie zamierzał nawet
kiwnąć palcem, żeby pomóc jej i maltretowanemu chłopcu. Marzenie prysło jak bańka
mydlana.
- Wiem, że nie lubisz dzieci, ale nie miałam pojęcia, że jesteś takim zimnym dra-
niem - rzuciła z wściekłością.
- Jest pózno. Mam jeszcze sporo do zrobienia. - Obrócił się na pięcie i ruszył do
samochodu.
- Devlyn! - krzyknęła za nim. - Jeśli teraz nie zawrócisz, to możesz nie przyjeżdżać
po mnie jutro rano.
Nie miała zamiaru tego powiedzieć. Najchętniej cofnęłaby swoje słowa, ale było za
pózno. Nie chciała stawiać ultimatum. Nadal nie wierzyła, że tak bardzo pomyliła się w
jego ocenie. Przecież był honorowym, uczciwym człowiekiem.
L R
T
Przystanął w miejscu i odwrócił się z rękami w kieszeniach.
- Pewnie tak będzie lepiej. Dobranoc, Gillian.
ROZDZIAA DZIEWITNASTY
Gillian zaprowadziła chłopca do domu i obudziła matkę. Obie troskliwie się nim
zajęły. Nakarmiły go, wykąpały i opatrzyły ranę na policzku. Kiedy starły krew, okazało
się, że rozcięcie nie było zbyt głębokie. Wystarczyło je zdezynfekować środkiem anty-
septycznym i zakleić plastrem.
Wezwany szeryf przybył po niespełna trzydziestu minutach. Sympatyczny, ciepły
mężczyzna nachylił się nad dzieckiem.
- Wiesz, co to jest? - spytał, pokazując mu odznakę służbową.
Zaspany Jamie skinął głową. Szeryf wziął go na ręce.
- Nikt cię już więcej nie skrzywdzi, obiecuję.
- Zostanę u pani Gillian?
- Nie. W innym miłym domu. Będzie ci tam dobrze. Tam kochają takich małych
chłopców jak ty. Będą się tobą troskliwie opiekować, będą się z tobą bawić i śmiać. W
międzyczasie dorośli podejmą poważne decyzje. Jamie ziewnął i oparł główkę na ramie-
niu szeryfa.
- A będą mieli tam dla mnie watę cukrową? Doreen Carlyle spojrzała na córkę. By-
ła druga w nocy.
- Idz spać, kochanie. Niczym się nie martw. Postąpiłaś właściwie.
Gillian skinęła głową. Przepełniał ją smutek. Kochała matkę, zawsze były sobie
bardzo bliskie. Ale pewne sprawy były zbyt bolesne, żeby można było wyrazić je słowa-
mi.
- Wiem, mamo, ale nadal mi ciężko. Dobranoc i przepraszam, że cię obudziłam.
Doreen poszła za córką i stanęła w progu jej sypialni.
- Mogę się spóznić jutro do pracy. Jak wytłumaczę dlaczego, to wszyscy zrozumie-
ją. - Już miała się odwrócić i wyjść, ale nagle coś się jej przypomniało. - Jak dostałaś się
do domu? Odwiózł cię Devlyn? Widział Jamiego?
L R
T
Gillian nie była w stanie przyznać nawet przed matką, że mężczyzna, którego po-
kochała, okazał się nieczułym, pozbawionym wszelkiej wrażliwości na cierpienie dra-
niem.
- Odjechał, zanim pojawił się Jamie.
Zamknęła za sobą drzwi sypialni i zapłakana położyła się do łóżka. Nie mogąc za-
snąć, zastanawiała się, jak mogła tak pomylić się w ocenie Devlyna. To prawda, że mi-
łość bywa ślepa, przemknęło jej przez głowę.
Powtarzała sobie w duchu, że wcale się w nim nie zakochała. Przecież nie można
darzyć uczuciem bezdusznego mężczyzny, pozbawionego współczucia i skoncen-
trowanego wyłącznie na sobie.
Aączyło ich tylko pożądanie. Powinna szybko zapomnieć, jak się czuła, kiedy jej
dotykał. Przerażał ją fakt, że nawet po tym, jak niegodnie zachował się tego wieczoru,
nadal go pragnęła.
Stopniowo tok jej myśli zupełnie zmieniał tory. Może próbowała oszukać samą
siebie, ale doszła do wniosku, że zbyt pochopnie oceniła to, co zdarzyło się, kiedy po za-
kończeniu festynu odwiózł ją do domu.
Znam Devlyna, ta myśl nie dawała jej spokoju. Znała go przelotnie w dzieciństwie,
a pózniej we wczesnej młodości. Teraz spotkała dorosłego człowieka, który miał swoje
wady i zalety, jak każdy. Pomógł jej, kiedy była w potrzebie. Wiele razy w przeszłości
wyciągał pomocną dłoń do kobiet, nawet takich, które wcale na to nie zasługiwały. Nie
był typem człowieka, który odwraca się od cierpiących i potrzebujących. Więc dlaczego
tak postąpił z Jamiem? - powtarzała sobie w duchu. Coś jej nie pasowało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl