do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zna potrafi zjeść w ciągu tak krótkiego czasu.
Otarł usta. Pochylił głowę, jakby rozważał w duchu jakąś niesłychanie ważną
tajemnicę wszechświata.
- Zgodzisz się ze mną, że pani McGillicudy robi najlepszego kurczaka w wi-
nie na świecie?
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Była za kwadrans jedenasta. Bill Johnson nieśmiało przycupnął na barowym
stołku u Borysa i zamówił koktajl mleczny. Waniliowo-czekoladowy z kruszonym
karmelem. Nawet nie musiał prosić. Mimi wiedziała, co Bill lubi, podobnie jak zna-
ła preferencje wszystkich innych stałych klientów baru.
- Wyglądasz dziś jakoś... inaczej - odezwał się Bill.
- W porządku, Bill. Jesteś przyjacielem. Możesz śmiało powiedzieć, że wy-
glÄ…dam potwornie.
- Nie, nieprawda. Tylko że nie jestem przyzwyczajony widzieć cię w takiej
fryzurze. I nie masz pomalowanych paznokci. Ani makijażu. Nie licząc tego czer-
wonego na policzkach.
- To świeża opalenizna.
- Całkiem ci w niej do twarzy. Wyglądasz jakoś przystępniej.
Mówiąc to, sam lekko się zaczerwienił. Mimi zapewniła go, że nie zrozumiała
jego uwagi niewłaściwie. Nastoletni chłopcy nie przepadają za prawieniem kobie-
tom komplementów.
- Przyszedłeś dziś wyjątkowo pózno.
Bill odgarnął z czoła ciemne loki, które przesłaniały mu oczy.
- Pokłóciłem się z ojcem.
- O co?
- Uważa, że powinienem zerwać z Sonią.
- Dlaczego? To taka wspaniała dziewczyna.
- Twierdzi, że nie jest dla mnie wystarczająco dobra.
- Doprawdy? A na jakiej podstawie?
- Jej rodzina to emigranci z Rosji, Nie mówią zbyt dobrze po angielsku, choć
Sonia bardzo szybko nauczyła się języka w szkole. Jej mama pracuje w pralni, a
ojciec jest portierem w szkole dla pielęgniarek. Mój tata uważa ich za gorszy gatu-
S
R
nek ludzi, choć w Rosji oboje byli profesorami na znanym uniwersytecie.
- Wiesz, Bill, że twój ojciec sam zaczynał od zera. Babcia Nona opowiadała
mi, jak pracował w fabryce, kiedy był znacznie młodszy od ciebie. Każdego dnia
przychodził się do niej uczyć. Dzień, w którym zebrał wystarczającą sumę na otwo-
rzenie sklepu był najszczęśliwszym dniem jego życia. Od tamtej pory zrobił
wszystko, żeby nikt nie pamiętał o jego początkowym ubóstwie.
- Powinien być dumny z tego, co osiągnął - stwierdził Bill. - I powinien po-
zwolić mi samemu decydować o moim życiu.
- Aatwo powiedzieć.
Mimi domyśliła się, że to wspomnienie trudnego dzieciństwa skłoniło Bena
do tego, by uczynić wszystko, aby jego syn nigdy nie spadł na niższy szczebel spo-
łecznej drabiny. Nawet jeśli miałoby to oznaczać zmuszanie go do zerwania znajo-
mości z dziewczyną, której rodzice nie byli w jego przekonaniu  wystarczająco do-
brzy".
- Co zamierzacie zrobić w tej sytuacji? - spytała ostrożnie.
- Mam dopiero osiemnaście lat - powiedział, potrząsając głową Bill. - Ko-
cham mojego ojca, nawet jeśli się z nim nie zgadzam. Nie umiem robić nic innego,
tylko pracować w jego sklepie. Nie mam zdolności ani pieniędzy na studia. Z dru-
giej strony wydaje mi się jednak, że dopóki u niego pracuję, będę musiał robić, co
mi każe.
- A co Sonia myśli o całej sprawie?
- Nie miałem odwagi jej o tym wszystkim powiedzieć - wyznał. - To złamie
jej serce, podobnie jak Å‚amie moje.
Mimi zastanowiła się, co powiedzieć, nie chcąc w żadnym wypadku podcinać
ojcowskiego autorytetu Bena Johnsona. W tej chwili Borys, który uważał się za
ostatniego potomka królów Macedonii, wysunął się zza grilla, dając jej znak, aby
pomogła mu zbierać talerze.
- Nie wiem, czy będę w stanie utrzymać w ręku choćby dwa talerze - powie-
S
R
działa, pocierając zbolały krzyż. - Jestem ledwo żywa.
- yle się czujesz? - zaniepokoił się Borys.
- Nie, ale dziś rano przeszłam bardzo ostry trening.
- Trening? To bardzo zle. Nigdy tego nie rób - pogroził jej palcem. - Wódka.
Wódka jest dobra na wszystko. Ty masz wódkę, ty nie masz kłopotów. Bill, ty być
na to zbyt młody.
- Mogę ci pomóc, Borys - zaproponował nieśmiało chłopak. - Nie mam w tej
chwili nic innego do roboty.
- Taak. Potrzebuję kelnerki i to dobrej. Mimi ode mnie odchodzi. Jeśli ty byś
słyszał o jakiejś młodej dziewczynie, która szuka pracy, Bill, ty mi powiedz.
- W porzÄ…dku.
- Wiesz co, Bill, może powinieneś zostać strażakiem - zasugerowała Mimi. -
Sama chcę dostać tę pracę. Może szef ma wolne dwa etaty?
- Ja strażakiem? Nic z tego. Umiem zajmować się klientami, ale nie mam
najmniejszego pojęcia o gaszeniu pożarów. Zresztą, to chyba bardzo trudna praca.
Jestem zbyt bojazliwy, by zostać strażakiem.
Mimi chciała przekonać go, że jest w błędzie, ale kiedy usiadła w fotelu, zdała
sobie sprawę, że jest zbyt zmęczona, by rozwiązywać tego wieczora egzystencjalne
problemy.
I zbyt zmęczona, by pomóc Billowi.
- Powiedziałaś, że nie przyjdziesz.
- Zabrzmiało to prawie tak, jakbyś za mną tęsknił.
- Nie pochlebiaj sobie. Po prostu zgłodniałem. Po szarlotce pani McGillicudy
nie został już nawet ślad.
- Gibson, przepraszam za ten obiad.
- Nie ma sprawy. Grunt, że dostałem dobry posiłek. Ale ty długo tak nie po-
ciągniesz. Chcesz złapać zbyt wiele srok za ogon.
S
R
- Czuję się tak, jakbym osiągnęła szczyt swoich możliwości.
- No cóż, osiągnięcie limitu wcale nie jest najgorsze. Gorszą sprawą jest brak
odwagi do przyznania siÄ™ do tego przed innymi.
- A jaki jest twój limit?
- Nie wiesz, Mimi? Dla mnie nie istniejÄ… granice.
Choć w jego oczach dostrzegła błysk przekory, ton jego głosu powiedział jej
wszystko. Tęsknił za nią. Jego limitem było niespełna osiem godzin bez jej towa-
rzystwa. Z trudem zdołała ukryć uśmiech.
- Co mi przyniosłaś? - spytał.
- Wydaje mi się, że jeśli chcesz dostać coś do jedzenia, powinieneś popraco-
wać trochę nad swoimi manierami.
- W porządku. Mimi, czy byłaś tak miła i przyniosłaś mi coś do jedzenia?
Pokazała mu białą papierową torebkę, którą trzymała w ręku.
- Borys upiekł ciasteczka z czekoladową polewą. To jego specjalność.
- Brzmi wspaniale.
- I równie wspaniale smakuje - odparła, ruszając w stronę kuchni.
- Dlaczego przyszłaś tak pózno?
- Czyżbym usłyszała w twoim głosie nutkę zazdrości?! - krzyknęła.
- Oczywiście, że nie.
- Jesteś taki słodki, kiedy zaprzeczasz swoim uczuciom - powiedziała, wno-
sząc do salonu tacę z ciasteczkami i dwie szklanki mleka. Kiedy stawiała ją na sto-
iku do kawy, jej twarz wykrzywił grymas bólu,
- Masz za sobą ciężki dzień? - spytał, unosząc brew.
- Tak. Ciężki dzień i równie męczącą noc - odparła i usiadła na kanapie. Po-
zwoliła swoim mięśniom maksymalnie się rozluznić, ale sama myśl o tym, że kie-
dyś będzie musiała wstać, napawała ją przerażeniem. Nie mówiąc już o powrocie
do domu. - Na szczęście w barze nie było zbyt dużo klientów, choć musieliśmy roz-
ładować przywiezione z mleczarni produkty. Po pracy pojechałam do domu, żeby
S
R
zobaczyć, co słychać u babci i nakarmić koty. Nie mogłam zasnąć.
- Tęskniłaś za mną?
- Oczywiście, że nie.
Uśmiechnął się leniwie.
- Naprawdę nie tęskniłam za tobą - zaprotestowała Mimi. - Po prostu... po
prostu nie mogłam zasnąć.
Wskazał ręką stojące na stoliku butelki z lekarstwami.
- Może chcesz coś na sen?
- O, nie! Nie mam zamiaru uzależnić się od tego świństwa.
- Rozumiesz więc, dlaczego tak się wzbraniam przed ich zażywaniem?
Zamknęła oczy.
- Wolałabym coś innego. Może piwo? Nie, nie przepadam za jego smakiem.
Borys twierdzi, że najlepsza jest wódka, ale jakoś nie mogę się do niej przekonać.
- Jest już chyba za pózno na alkohol - stwierdził Gibson. - Co byś powiedziała
na masaż pleców?
Otworzyła ze zdziwienia oczy.
- To tylko luzna propozycja - zastrzegł. - Zresztą, mając tylko jedną sprawną
rękę, nie mógłbym zrobić ci dobrego masażu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl