[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie w jej stylu.
- Czy chcesz, żebym... zamieniła z nią dwa słowa?
- Mogłabyś?
- Nie wiem, czy to coś da, ale spróbuję.
- Nie mów jej, że dzwoniłem.
- Oczywiście, że nie. Wpadnę do niej jutro.
(- Jutro. To musi być jutro.
- Tak... wiem.
- Boję się, że się zatracę, Julio. Staczam się. )
- A ja zadzwonię do ciebie z biura w czwartek. Powiesz mi, co z nią właściwie
jest.
(- Staczasz się?
- Będą wiedzieli, że mnie nie ma.
- Kto?
- Blizna. Te gnoje, które mnie zabrały...
- Czekają na ciebie?
- Zaraz za ścianą. )
Rory powiedział jej, jak bardzo jest wdzięczny, a ona z kolei -że dla
prawdziwego przyjaciela to drobnostka. Rory odłożył słuchawkę na widełki.
Teraz oboje opiekowali się Julią - cieszyli, gdy czuła się dobrze, i martwili,
gdy miała złe sny.
Była to jedyna rzecz, która ich zaczęła łączyć.
Mężczyzna noszący biały krawat nie tracił czasu. Niemal natychmiast po tym,
jak ich oczy spotkały się, podszedł do Julii. Zdecydowała jednak, mimo że do niej
sam podszedł, że nie jest odpowiedni. Zbyt silny, zbyt pewny siebie. Po tym, jak
pierwszy się opierał, postanowiła, że będzie wybierać staranniej. Tak więc, kiedy
Biały Krawat zapytał, co pije, powiedziała mu, żeby dał jej spokój.
36
Najwyrazniej był przyzwyczajony do odmowy ze strony kobiet, gdyż od razu
wrócił na swoje miejsce przy barze. Julia zaś powróciła do swojego drinka.
Strasznie padało - już od trzech dni. W barze było też mniej klientów niż
przed tygodniem. Raz po raz jakiś zmokły szczur zaglądał na drinka i po
kwadransie znikał. A czas gonił. Było już po drugiej. Tym razem nie chciała
ryzykować, że przy łapie ją wracający wcześniej z pracy Rory. Dopiła drinka i
zdecydowała, że ten dzień nie będzie szczęśliwy dla Franka. Wyszła z baru na
deszcz, rozpostarła nad głową parasol i ruszyła w stronę samochodu. Od razu
jednak usłyszała z tyłu za sobą czyjeś kroki. Wkrótce Biały Krawat zrównał się z
nią i powiedział:
- Mój hotel jest niedaleko stąd.
- Aha... - odrzekła tylko i szła dalej. Ale on nie dał się tak łatwo zbyć.
- Jestem tu tylko przez dwa dni - powiedział. Nie kuś mnie - pomyślała.
- Po prostu szukam towarzystwa... - ciągnął - nie mam do kogo otworzyć ust.
- Czyżby?
Chwycił ją za nadgarstek tak mocno, że prawie krzyknęła. Wtedy wiedziała
już, że będzie musiała go zabić. On zaś dostrzegał w jej oczach pożądanie.
- Do hotelu? - zapytał.
- Nie za bardzo lubię hotele. Są takie bezosobowe.
- Masz lepszy pomysł? - powiedział. Oczywiście, że miała.
Powiesił ociekający wodą płaszcz na stojaku w sieni. Julia zaproponowała mu
drinka. Na imię miał Patrick i przyjechał tu z Newcastle.
- W interesach. Ale nie za dobrze mi poszło tym razem.
- Dlaczego? Wzruszył ramionami:
- Pewnie nie jestem zbyt dobry w biznesie. Ot, co!
- A czym się zajmujesz? - zapytała.
- A co cię to, tak naprawdę, obchodzi? - odparł szybko i ostro.
Uśmiechnęła się cierpko. Musi go szybko zabrać do pokoju na górze, zanim
polubi jego towarzystwo.
- To może darujmy sobie w ogóle tę pogawędkę? - powiedziała. Poszła na
całego, ale nic lepszego nie przyszło jej do głowy. Wypił jednym haustem resztę
drinka i podążył za Julią.
Tym razem nie zostawiła uchylonych drzwi, ale zamknęła je na klucz. Faceta
zaintrygowało to.
- Ty pierwsza - powiedział, kiedy otwarła drzwi.
Poszła więc pierwsza. On za nią. Tym razem postanowiła, że nie będzie
żadnego rozbierania. Jeśli trochę cennej krwi miało wsiąknąć w jego ubranie,
niech tak będzie. Byle tylko nie dawać mu szansy na spełnienie tego, co mu chodzi
po głowie w pokoju, w którym przecież nie są sami.
- Zamierzasz się pierdolić tu, na tej podłodze? - zapytał wprost.
- Masz coś przeciwko?
- Nie, jeśli to tobie pasuje - odparł i wpił się w jej usta, penetrując jej zęby
językiem. Zauważyła, że już jest podniecony; czuła, że już mu stwardniał. Ale na
nią czekała tutaj robota. Musi przelać krew i nasycić swego podopiecznego.
37
Przerwała pocałunek i próbowała wyśliznąć się z jego ramion. Nóż umieściła
zawczasu w kieszeni marynarki, na drzwiach. Kiedy nie mogła go dosięgnąć, nie
czuła się pewnie wobec mężczyzny.
- Jakiś problem? - zapytał.
- Nie... - odparła. - Ale nie musimy się też tak bardzo śpieszyć. Mamy
mnóstwo czasu!
Dotknęła rozporka spodni mężczyzny, by go upewnić o swoich zamiarach. Jak
głaskany pod szyją pies, mężczyzna przymknął oczy.
- Jesteś dziwna, wiesz?... - zauważył.
- Teraz nie patrz - zawołała nagle.
- Hmm?
- Zamknij oczy!
Nie wiedział, o co chodzi, ale posłuchał. Cofnęła się do drzwi i na wpół
obróciła, by wyciągnąć nóż z kieszeni, a jednocześnie nie tracić faceta z oczu.
Miał zamknięte oczy i rozpinał właśnie rozporek, kiedy Julia chwyciła
rękojeść noża.
Nagle cień poruszył się.
Usłyszał hałas i natychmiast otworzył oczy.
- Co to było? - zapytał wpatrując się w ciemności.
- Nic - stwierdziła wyciągnąwszy bez przeszkód nóż ze skrytki. Odwrócił się i
oddalał od niej, idąc w poprzek pokoju.
- Tam ktoś jest...
- Nie!
-... tutaj!
Ostatnie słowo zamarło mu na ustach, gdy spostrzegł poruszenie w rogu
pokoju.
- Co... Na Boga! Co to jest?
Wskazał palcem w głąb pokoju. Ona już jednak go miała. Zaczęła szatkować
mu kark z rzeznicką dokładnością. Krew trysnęła natychmiast gęstym
strumieniem, uderzając głucho o ścianę. Słyszała odgłosy ukontentowania,
wydawane przez Franka, a potem skargę mężczyzny: długi i niski jęk. Chwycił
się za szyję, żeby zatamować upływ krwi, ale zaatakowała znowu. Bez litości cięła
po palcach, po twarzy. Wreszcie, zachwiał się i padł na podłogę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]