[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ulath sięgając po swój topór.
Kim byli ci dwaj rycerze? zapytał nerwowo Kalten.
Nie powiedzieli.
Czy zrobili na tobie takie samo wrażenie jak na mnie?
Jakie wrażenie?
Mrożące krew w żyłach.
Tak, coś w tym rodzaju przyznał Sparhawk. Kuriku, ty i Berit za-
bierzcie Sephrenię z Flecikiem i Talena do jakiejś kryjówki.
Giermek skinął głową.
Czas na nas zwrócił się Sparhawk do pozostałych rycerzy jedzmy się
rozejrzeć.
Ruszyli raznym kłusem, pięciu rycerzy dosiadających bojowych rumaków
i uzbrojonych w rozmaity, nie sprawiający miłego wrażenia oręż. Na szczycie
wzgórza przyłączyli się do nich dwaj milczący jezdzcy w czarnych zbrojach. Po-
nownie Sparhawk poczuł niemiły zapach i krew stężała mu w żyłach.
Czy ktoś ma róg? zapytał Tynian. Powinniśmy dać znać, iż nadcią-
gamy.
Ulath odpiął jedną ze swoich sakw i wyciągnął pokaznych rozmiarów, kręty
róg zakończony ustnikiem z brązu.
Jakiż zwierz ma podobne rogi? zapytał Kalten.
Ogr odparł Ulath. Przyłożył ustnik do warg i zadął z całej siły.
Ku chwale Boga i ku czci Kościoła! zawołał Bevier unosząc się w siodle
i wywijając halabardą.
Sparhawk wyciągnął miecz i spiął Farana ostrogami. Rosły srokacz wyrwał
ostro do przodu, kładąc po sobie uszy i szczerząc zęby.
W zaroślach rozległy się okrzyki zawodu. Rycerze Kościoła pędzili galopem
w dół zbocza, a kopyta ich rumaków wyrywały kępy trawy. Wtem z ukrycia wy-
jechało kilkunastu jezdzców, by stawić czoło atakowi.
Chcą walczyć! zawołał radośnie Tynian.
Miejcie się na baczności, gdy się z nimi zewrzemy! ostrzegał Sparhawk.
W zaroślach może kryć się ich więcej!
Ulath dął w róg do ostatniej chwili. Potem szybko wsunął go do sakwy i zaczął
wymachiwać nad głową swoim wielkim toporem bojowym.
Trzech z napastników trzymało się z tyłu. Tuż przed starciem zawrócili i ucie-
kli, pędząc na złamanie karku i z przerażeniem poganiając konie.
Pierwsze zwarcie było słychać pewnie na ligę dokoła. Sparhawk na Faranie
wysunął się na czoło, pozostali uformowali za nim coś w rodzaju klina. Sparhawk
stał w strzemionach i rozdawał ciosy na prawo i lewo. Pierwszemu z przeciwni-
ków roztrzaskał hełm, spod którego wypłynęła krew pomieszana z mózgiem; cia-
202
ło spadło bezwładnie z siodła. Następnym ciosem rozbił uniesioną tarczę i usły-
szał przerazliwy krzyk, gdy ostrze miecza ugodziło w ramię zasłaniającego się
wojownika. Z tyłu dochodziły go odgłosy ciosów i wrzaski, jakie towarzyszyły
przedzieraniu się innych rycerzy przez napastników.
Powalili dziesięciu z nich, ale gdy zawracali, by zaatakować ponownie, z za-
rośli wypadło jeszcze sześciu mężczyzn i natarło na nich od tyłu.
Idzcie naprzód! krzyknął Bevier. Zatrzymam ich, dopóki nie skoń-
czycie z resztą! Uniósł swą halabardę i zaatakował.
Kalten, pomóż mu! zawołał Sparhawk do przyjaciela, po czym popro-
wadził Tyniana, Ulatha i dwóch nieznajomych na tych, którzy przeżyli pierwszy
atak. Miecz Tyniana miał o wiele szersze ostrze, niż miecze używane przez ryce-
rzy Zakonu Pandionu, a co za tym idzie więcej ważył. Ten ciężar sprawiał, że broń
była jeszcze bardziej skuteczna - Tynian z równą łatwością ciął zbroję jak cia-
ło. Topór Ulatha nie był oczywiście zbyt subtelną bronią. Rycerz rąbał nim ludzi
niczym drwal ścinający drzewa.
Sparhawk zauważył, jak jeden z dziwnych rycerzy uniósł się w strzemionach
i zadał z rozmachem cios. To, co pandionita trzymał w swej odzianej w rękawi-
cę dłoni, nie było mieczem, ale raczej tym samym rodzajem poświaty, jaką duch
Lakusa złożył na dłonie Sephrenii w nędznej izdebce w Chyrellos. Poświata zda-
wała się przenikać na wylot ciało najemnika, który z pobladłą twarzą wpatrywał
się w swoją pierś. Nie zobaczył jednak śladu krwi, pordzewiała zbroja była nie-
tknięta. Z okrzykiem przerażenia najemnik odrzucił swój miecz i uciekł. Potem
uwagę Sparhawka zaprzątnął następny nieprzyjaciel.
Gdy ostatni z napastników padł martwy, Sparhawk zawrócił Farana i ruszył
ku Bevierowi i Kaltenowi, ale jego pomoc była zbyteczna. Trzech spośród tych,
którzy zaatakowali ich od tyłu, było już powalonych. Inny siedział w siodle zgięty
wpół, ściskając obiema dłońmi brzuch. Dwóch jeszcze usiłowało desperacko od-
parowywać ciosy miecza Kaltena i halabardy Beviera. Kalten wywinął mieczem
i bez trudu wytrącił jednemu broń, a w tej samej chwili Bevier, jakby od niechce-
nia, pozbawił głowy drugiego.
Nie zabijaj go! krzyknął Sparhawk do Kaltena, który właśnie unosił
swój miecz.
Ale. . . zaprotestował Kalten.
Chcę go przepytać.
Kalten z rozczarowaniem patrzył na przyjaciela jadącego pobojowiskiem w je-
go stronę. Sparhawk zatrzymał Farana.
Zsiądz z konia polecił przestraszonemu jeńcowi. Miał on na sobie, po-
dobnie jak jego powaleni towarzysze, przypadkowo dobrane części zbroi, zardze-
wiałe i w wielu miejscach uszkodzone, ale miecz, który Kalten wytrącił mu z dło-
ni, był wypolerowany i ostry.
Jesteś pewnie najemnikiem zwrócił się do niego Sparhawk.
203
Tak, do-dostojny pa-panie wyjąkał tamten z pelozyjskim akcentem.
Nie poszło wam zbyt dobrze, co? zapytał Sparhawk niemal przyjaznie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]