do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No, oczywiście że jestem - odpowiedziała Iris, myśląc: przyjechałam
taksówką, którą po mnie przysłałaś. Vicki miała pełny, barwny makijaż,
blond włosy zaczesane do tyłu w stylu safari. Faceta od kamery jakoś nie
było widać, pewnie zaciągał się papierosem za jakimś drzewem.
- Zrobiłam już dwa szybkie wywiadziki, zostają jeszcze dwa. Ale czekaj,
przedstawię cię. Nie chcę, żebyś tu stała sama. - Szybko zlustrowała ją od
stóp do głów. - Jesteś taka staroświecka. Ale urocza - dodała pośpiesznie.
Ciągnięta za łokieć, wepchnięta pod sam piękny nos Jeffa Hendersona i
jego świdrujące błękitne oczy, Iris zmusiła się do pogaduszek z uroczym
Chipem i dała z siebie wszystko, by być towarzyska, mówiąc  tak, ależ
cudownie jest mieć wystawę" i  nie, mimo że moje abażury są w kształcie
gniazd, nigdy nie zajmowałam się obserwowaniem ptaków, ale to
wspaniale być na dworze dzisiejszego poranka". Kiedy wreszcie uwolniła
się z uścisku Vicki, podeszła do notatek na surowym, drewnianym po-
dium. Była tam lista ostatnich odkryć:
100 łysek czubatych
1 północny błotniak stawowy
17 ślepowronów
1 siewka złota!!!
Tuż obok przystojny młody mężczyzna, który wyglądał na przewodnika,
ustawiał spotter, mocując nóżki statywu i rozmawiał z dwoma starszymi
panami wprost z L.L. Bean (bardziej w jej stylu). Iris nie miała nic
przeciwko hollywoodzkiemu wyglądowi Jeffa Hendersona i jego
ach-jak-że-świdrującym oczom (chyba nic na to nie mógł poradzić).
Niewątpliwie był dla kogoś niezłą partią, złoty chłopiec kilka lat pózniej,
skończony mężczyzna. Tyle tylko, że
wszystkie kobiety, z którymi się dotąd żenił, były bogate. A kobiety, z
którymi się spotykał, jeśli nie były bogate, miały bogatych facetów. Iris
wydało się to niesmaczne, to przywiązanie do pieniędzy. A Chip. Iris nie
przeszkadzała jego pucołowatość (choć Erich był chudy jak szczapa), ale
on wyglądał bardzo młodo (- Trzydzieści osiem - upierała się Vicki - to
nie znaczy, że jest za młody). A nawet jeśli założyć, że był wystarczająco
stary, był tylko tym, czym był -  Top-Siders" latem,  Belgian Shoes"
zimą, rodzice na Piątej Ulicy, jacht w Maine, spinki do mankietów od
Schlumbergera, jagnięcina u Lobelsa. Został wychowany do życia w
ciasno zdefiniowanym luksusie. Potrzebował kobiety, która byłaby tak
samo wychowana - żony, która mogłaby kupić Iris Originals, ale na
pewno nie gniazdo.
Iris wiedziała, że nie podpadała pod żadną kategorię. Jednocześnie obyta
towarzysko i samotna. Elegancja, która musi przemyśleć każdy czek
(choć pod tym względem było lepiej od czasu wystawy). A teraz - była
kobietą od abażurów czy artystką? Mężczyzni nie mogli się połapać.
Sprzedać kobietę po czterdziestce w ogóle nie jest łatwo, ale przynajmniej
można zadbać o dobry marketing. Była zbyt skryta, zbyt zamknięta w
sobie i oczekiwała zbyt dużo. Cóż, kurtuazja, której oczekiwała, to nie
było za dużo w latach osiemdziesiątych, gdy miała dwadzieścia parę lat,
ale dziś mężczyzni już się tak nie zachowywali. Co gorsza jej zaufanie i
dziewczęcość pojawiały się nieproszone, jak roślina, która odrobinę
światła bierze za słońce - mimo że to było tak niewłaściwe dla
dzisiejszych mężczyzn i dla jej wieku. Próbowała zdusić, uspokoić to
wewnętrzne poruszenie, ale tkwiło zbyt głęboko w niej. Po prostu taka
była.
Gdy Iris przyglądała się liście, dobiegły ją głosy trzech mężczyzn: Co jest
na East Pond? Szablodziób już zniknął. Ja też nie mogłem go znalezć. Ale
jest jeszcze zawsze
szlamnik i dwie sieweczki. A łyski, są tam jeszcze? Z pięćdziesiąt. I
młody sokół wędrowny. A potem co? Szukamy sokołów? To potem.
Północnowschodni wiatr. Będzie wspaniale. Wczoraj trafiły im się dwie
sieweczki. Szkoda, że mnie nie było.
Macie siewkę złotą tuż pod nosem, pomyślała Iris, ale nic nie
powiedziała. Zanurkowała w kieszeń po lornetkę, no, tak naprawdę to
lornetka teatralna. Ale bardzo dobra. Leica. Kupiła ją w zeszłym roku po
kolejnym bólu głowy od tej pradawnej lornetki z masy perłowej. W czasie
kiedy grupa w oczekiwaniu na Vicki, która już kończyła swoje wywiady,
rozłaziła się i plotkowała, zastanawiając się, co można by zaplanować po
spacerze, Iris skierowała swoją lornetkę na gałęzie nad jej głową - jawor -
mrużąc prawe oko. Zauważyła jakiś ruch na gałęzi i wycelowała tam
lornetkę, ale wszystko było zamazane. Lornetka dobra do opery, tu była
po prostu śmieszna, taka malutka. Ale z niej amatorka. Nie ma nic
gorszego w lesie, jak zły sprzęt. Poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia, i
odwróciła się.
- Myślę, że powinna pani spróbować tego - powiedział jeden z trzech
ptasich facetów, podając jej lornetkę Zeissa.
- Te śliczne małe leiki - kiwnął w stronę jej lornetki - nadają się raczej na
Wagnera.
- Ależ nie mogę panu zabrać lornetki - zaprotestowała Iris, jednocześnie
rejestrując, że ma na szyi drugiego zeissa i niebieskozielone oczy. Było w
nim coś, coś znajomego.
- To zapasowa - powiedział. - Po prostu proszę ją założyć na szyję.
Iris posłuchała rady.
- Zobaczy pani rzeczy, których nigdy pani nie widziała.
- A potem pociągnął ją za tweedowy rękaw kurtki i odwrócił się, mówiąc:
- Ale strzelanie jest surowo zabronione
- i odszedł.
Miał spokojny, płynny krok mężczyzny, który często bywa sam na
powietrzu.
Spojrzała na zeissa dyndającego na jej piersi. Wzięła lornetkę do ręki i
skierowała na krzaki. Ależ to nowy wspaniały świat, jak wszystko widać!
Widziała wyschnięte żyłki na martwym liściu, mogła policzyć igły na
szczycie sosny, a kiedy trafiła na wróbla drepczącego po ziemi, spojrzała
na niego natychmiast. Miał różowe nóżki.
Grupa zaczęła się zbierać. Przewodnik mówił swoje. Pierwotnie mieli
zrobić pętlę, czyli prawie milę pieszo, przejść wzdłuż zatoki, wokół
jeziorka. Ale jako że zaczynali z opóznieniem, a wielu z nich wybiera się
jeszcze potem na wycieczkę, przejdą tylko do Terrapin Trail i z
powrotem. Opowiedział im o okolicy i o tym, dlaczego ścieżki rowerowe
są zagrożeniem (gnieżdżą się tu turkawki, a cement nagrzewa się
znacznie mocniej niż piasek). Rozdał lornetki tym, którzy ich
potrzebowali, i doradził używanie spotterów. Gdy tylko wyruszyli (razem
grupa około dwudziestu osób), dwie dziewoje skierowały się w stronę
Hendersona. Rozmawiał z dziennikarzem z  Timesa", który niósł spotter
pod pachą - ich głowy pochylone pod tym samym kątem. Chip Parker
wyglądał niezwykle radośnie, czasami szeptał coś do rozlazłej brunetki z
małą torebką od Louisa Vuittona. Vicki miała aż trzech facetów - klienci
jej męża, wszyscy bardzo podnieceni. Zmiała się i pochylała w stronę jed-
nego z nich - bardzo przystojnego - a on jej na to pozwalał.
Poranek był cudowny, razem ze słońcem wyłaniała się uderzająca po
oczach jasność, powietrze było zimne, ale niezbyt. O tej porze na
polowaniu, około wpół do dziewiątej, byliby już na miejscu spotkania,
siodłaliby konie na łące, na trawie skrzypiącej od mrozu, zrzucaliby
narzutki i wślizgiwali w czarne myśliwskie kurtki; ostatnie przetarcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl