do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Sezamie, otwórz się! Stolik czeka - zażartował Luke, rozładowując w
ten sposób ·trochÄ™ zanadto napiÄ™tÄ… atmosferÄ™. - Chodzmy!
Ujął Rachel za łokieć i poprowadził ją w stronę ,,Norfolk Terrace", jed-
nej z dwu restauracji, jakie znajdowały się w hotelu, tej przytulniejszej i
bardziej nastrojowej.
- Luke, nie tak mocno! Zmiażdżysz mi łokieć - odezwała się Rachel po
paru krokach drżącym z lekka głosem. - Przepraszam - zreflektował się
Luke. - Czasami widocznie nie' doceniam swojej siły - dodał.
Zwolnił kroku, ujął Rachel delikatnie za rękę, uniósł jej dłoń do swoich
ust i ucałował.
- żeby już nic a nic nie bolało - powiedział.
Rachel ponownie oblała się rumieńcem.
- No, wejdzmy wreszcie do środka! Poczułem się nagle głodny jak wilk
- oznajmił jowialnie Luke.
Po czym dodał już tylko w myślach, przechodząc nagle w nastro-
ju od wesołości do jadowitej goryczy: I skonsumuję cię dzisiaj
nieodwołalnie, Rachel Manning, jak wilk Czerwonego Kapturka!
Bez względu na pózniejsze konsekwencje.
53
ROZDZIAA SIÓDMY
Luke podał Rachel ramię i uroczyście, z rozmyślną, w gruncie rzeczy
trochę nawet sztuczną atencją, wprowadził ją do lokalu. Zajęli zarezer-
wowany dla nich na ten
wieczór dwuosobowy stolik, usytuowany w głębi restauracyjnej sali,
bezpośrednio przy ogromnym, panoramicznym oknie z lekko przy-
ciemnionego szkła.
- Och, jaki piękny widok! - szepnęła z podziwem Rachel, kontemplując
panoramę nocnego Terrigal Beach, z wyraznie zaznaczoną, dzięki ory-
ginalnej, wielobarwnej iluminacji, liniÄ… nadmorskiej promenady, poza
którą rozciągała się całkiem ciemna o tej porze wstęga plaży i po-
łyskujący tajemniczo w świetle gwiazd i księżyca przestwór morza.
54
- Cudowny, najpiękniejszy! - potwierdził z głębokim przekonaniem
Luke, kontemplujÄ…c urodÄ™ Rachel.
- Aż tak?
- Oczywiście. Bez żadnych wątpliwości.
Rachel odwróciła głowę od okna. Dostrzegła chyba figlarne srebrzyste
ogniki w ciemnych oczach Luke'a i domyśliła się, jaki to widok tak
naprawdę wzbudził jego zachwyt, ponieważ, najwyrazniej skonsterno-
wana, po raz kolejny oblała się rumieńcem.
- Troszeczkę tu gorąco, prawda? - rzucił prowokacyjnym tonem Luke.
Rachel speszyła się jeszcze bardziej. Z zakłopotania szczęśliwie wy-
bawił ją kelner, który pojawił się, by przyjąć zamówienie na drinki.
Luke zaproponował dobrze schłodzone burgundzkie chablis, swoje
ulubione wytrawne białe wino. Rachel zgodziła się z jego wyborem.
- Tak, masz rację, wieczór jest dość ciepły, miło będzie napić się cze-
goś dobrze schłodzonego - powiedziała z lekkim przekąsem, odzysku-
jąc panowanie nad sobą i śmiało nawiązując do impertynenckiej aluzji,
na jaką Luke pozwolił sobie przed chwilą.
Punkt dla ciebie, Rachel! Nawet niezle umiesz sobie radzić w pod-
bramkowych sytuacjach! - pomyślał nie bez zdziwienia.
Nie powiedział jednak nic, bo kelner pojawił się ponownie. Z butelki
przyniesionego w srebrnym naczyniu z lodem chablis uronił kilka kro-
pel do kieliszka Luke' a i poprosił go o akceptację wina.
Luke ze znawstwem posmakował i skinął przyzwalająco głową. Kelner
napełnił obydwa kielichy, po czym zniknął.
- Spodziewam się, że mi teraz opowiesz historię swojego życia, Luke! -
niespodziewanie kategorycznym tonem odezwała się Rachel.
Ho, ho, panno Manning, widzę, że staramy się przejąć inicjatywę w tej
grze! ...:. przyznał w duchu.
Po czym mruknÄ…Å‚ bez entuzjazmu:
- Nie warto, Rachel, zanudziłbym cię na śmierć.
- Jestem pewna, że nie będę się nudziła, Luke. Przecież historia życia
takiego interesującego mężczyzny jak ty, też
55
musi być interesująca. .
Tym razem Luke poczuł się lekko zakłopotany. Przemknęło mu przez
myśl, że Rachel Manning albo bezczelnie, w żywe oczy z niego kpi,
albo znowu, jak wtedy w Sydney, zaczyna go bezceremonialnie uwo-
dzić. %7ładną z ewentualności, nawet tą drugą, nie był zachwycony. To
sobie przecież wyznaczył na ten wieczór rolę zwycięskiego uwodzicie-
la.
- Nawet nie wiem, od czego zacząć .... - bąknął trochę niepewnie, stara-
jąc się zyskać na czasie i poczekać na szansę odzyskania utraconej ini-
cjatywy.
Rachel Manning okazała się tyleż nieustępliwa, co pomysłowa:
- W takim razie zacznij od odpowiedzi na parę moich pytań - zapropo-
nowała z miejsca, popisując się szybkim refleksem. - Ile masz lat'?
- Trzydzieści dwa.
- Czy twoi rodzice jeszcze żyją?
- Tylko mama. Ojciec zmarł pięć lat temu na serce. Mama mieszka w
Monterey, w tym samym domu, w którym zdarzyło mi się przyjść na
świat.
- Czyżbyś był jedynakiem?
- Skądże znowu! Mam dwóch wspaniałych starszych braci, żonatych,
dzieciatych. Andy ma dwójkę latorośli, a Mark nawet trójkę.
- A ty ciÄ…gle jesteÅ› kawalerem?
- Tak się jakoś składa.
- Mieszkasz z kimś tam, w Ameryce? Mam na myśli kobietę, oczywi-
ście.
- Nie. Tak się jakoś składa.
- Masz dziewczynÄ™?
Do stu diabłów! - zaklął w duchu Luke i zaczął robić sobie wyrzuty:
%7łe też się dałeś tak łatwo wziąć na spytki tej obcesowej kobiecie, St
Clair! Ciągnie cię teraz za język, jak sama chce.
Zmarszczył brwi, spojrzał dość groznie prosto w piękne oczy Rachel.
Nie odwróciła wzroku. Uśmiechnęła się trochę kpiąco i powtórzyła
56
beznamiętnym tonem zadane przed chwilą pytanie:
- Masz dziewczynÄ™, Luke?
- Akurat nie mam - mruknął. - Tak się składa, że w tej chwili jestem do
wzięcia.
Rachel uniosła leciutko brwi w mimowolnym grymasie zdziwienia.
Sięgnęła po kieliszek, przełknęła odrobinę lodowatego chablis i ...
zmieniła temat rozmowy na bezpieczniejszy.
- Czym się najbardziej pasjonowałeś w szkole, Luke? - zapytała.
- Ja? W szkole? - Luke St Clair najwyrazniej dał się zaskoczyć. - No,
chyba ... sportem! - stwierdził po chwili zastanowienia. - Jeśli nie liczyć
fotografii, oczywiście, ale to już poza szkolnym programem. Uwierzysz
czy nie, Rachel, ale ci powiem, że już jako trzynastoletni smarkacz zde-
cydowałem się zostać profesjonalnym fotografem. No i dopiąłem swe-
go! Uparta sztuka ze mnie, prawdÄ…?
Rachel roześmiała się w trochę wymuszony sposób, tak . jakby chciała
zamaskować wesołością nagłe zakłopotanie.
- Podobno na upór nie ma lekarstwa - rzuciła sentencjonalnie. - Ale
skąd ci się to wzięło?
- Co? Upór?
- Nie, o upór nawet nie pytam, łatwo się mogę domyślić, że jest wro-
dzony. To zacięcie do robienia zdjęć. - Wszystko przez ojca, muszę ci
powiedzieć.
- Też fotografował?
- Co to, to nie, mój ojciec był poważnym, ciężko pracującym facetem -
odparł Luke żartobliwym tonem. - Ale kupił mi aparat fotograficzny na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl