[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadzieję,
że nie znajdę w panu przeciwnika, który zechce odebrać mi moją brankę. Bo trzeba
panu wiedzieć, że pani Elisabeth została wzięta w jasyr.
? Ten pan ? rzekła mu Elisabeth, skłaniając głowę w moim kierunku ? po prostu
podwiózł mnie tutaj z wioski. A teraz, Antonio, zaprowad? mnie do mojego domku i
daj
mi mój neseser. Chciałabym się przebrać i przyj?ć także na bal.
? Tak, tak, oczywi?cie ? zgodził się Antonio. Ujął pod rękę Elisabeth i
poprowadził
ją do długiego rzędu kolorowych budek, które nazwano domkami campingowymi.
W drzwiach sali tanecznej natknąłem się na Halinę. Przebrana była za Cygankę,
miała kolorową bluzkę i duże kółka-klipsy przyczepione do uszu. Na włosach
nosiła
barwną, pstrokatą chusteczkę. Patrzyła w ?lad za Antoniem i Elisabeth,
odchodzącymi
alejką między domkami.
? To pan przyprowadził tu tę lalę z Warszawy? ? burknęła niechętnie.
? Tak. Ale ona nie chce tu zostać. Powiem pani w tajemnicy, że wynajęła już
pokój w le?niczówce, a teraz
przyszła po neseser, którego Antonio nie chciał jej oddać. Ona nie stanie pani
na drodze do Antonia.
? To dobrze. Starczy mi Krwawej Mary ? rzekła ze zło?cią. ? A teraz chod?my się
bawić. Jeszcze chyba za wcze?nie, aby zakra?ć się do domku Purtaka.
Zatańczyłem z Haliną dwa tańce ? co sprawiło mi zresztą dużą przyjemno?ć,
ponieważ
lubię tańczyć, a Halina była dobrą tancerką ? gdy na sali zjawił się Piękny
Antonio.
Był sam, zapewne Elizabeth powiedziała mu. że zamierza się przebrać i kazała mu
wrócić na zabawę. Antonio podszedł zaraz do Purtaka, bawiącego się z Krwawą
Mary,
zatrzymał ich i co? im mówił z ożywieniem. Purtak ?miał się bardzo gło?no,
przypuszczać
mogłem, że Antonio opowiadał mu o powrocie Elisabeth.
Halina nie mogła znie?ć tej wesoło?ci, przerwała taniec i wyciągnęła mnie przed
barak.
? Nie cierpię Krwawej Mary ? powtarzała z uporem, tak jakbym o tym nie wiedział.
? Odkąd ona tu jest, Antonio znowu nie zwraca na mnie żadnej uwagi. Czy wie pan,
że on zamierza zabrać ją do Warszawy?
? Owszem, słyszałem o tym ? skinąłem głową.
Spacerując przed barakiem, odeszli?my główną alejką, obsadzoną do?ć wysokim
żywopłotem
ze ?liwy syberyjskiej.
Narastała we mnie niechęć do Haliny, bo nie lubię aż tak zazdrosnych dziewcząt.
Od strony bramy wyjazdowej o?rodka nadeszła Elisabeth. Zdążyła się jednak
przebrać,
bo kretonową sukienkę zmieniła na również błękitną, ale z wełny, robioną na
drutach. Sukienka była bardzo obcisła i teraz można było ocenić, jak bardzo jest
Elisabeth zgrabna.
? Proszę ? powiedziała, wręczając mi klucze do wehikułu. ? Mój neseser znajduje
się w pańskim wozie. Od tej chwili gwiżdżę sobie na Antonia i Purtaka.
? Lady?! ? zawołałem z akcentem potępienia w głosie. ? Czy godzi się, aby dama
gwizdała?
Zarumieniła się, co było widoczne nawet w okropnym ?wietle lamp jarzeniowych.
? Ma pan słuszno?ć. Ale jestem już u kresu wytrzymało?ci nerwowej. Czy pan wie,
jak strasznie Antonio wy?miewał się ze mnie, gdy prowadził mnie do domku
campingowego i oddawał
neseser? Mówił: ?Wróciła? jednak, koteczku. Wróciła?, owieczko, przyszła? do
nas,
zajączku. Ja wiem, jak trzeba postępować z dziewczętami. Ze mną żadna nie będzie
robić fochów?. Dlatego postanowiłam się zem?cić. Pozostanę tu jeszcze trochę,
będę tańczyć, ?miać się, bawić, a gdy pan zdecyduje się na powrót do
le?niczówki,
wymknę się z balu.
? Jak Kopciuszek ? rzekłem.
? Ale nie zostawię im nawet swego pantofelka.
? Zaiste, zemsta godna prawdziwej lady ? stwierdziłem z głębokim przekonaniem.
? Tak, pani jest wspaniała ? zgodziła się Halinka, albowiem wiedziała już na
pewno, że Elizabeth nie stanie jej na drodze do Antonia.
W tym momencie za plecami Elisabeth zaszemrało co? w żywopłocie. Piękna lady
obejrzała się przestraszona i zobaczyła dwóch czerwonoskórych wychylających się
zza krzaków. Na głowach mieli wspaniałe pióropusze, twarze ich pomalowane były
jaskrawo.
? O Boże! ? jęknęła.
Halina także wyglądała na zaskoczoną. Nie uprzedziłem jej przecież, że Winnetou
i Milczący
Wilk przypłyną tu na kanu i pod osłoną ciemno?ci zakradną się do o?rodka, aby
pomóc mi w odnalezieniu psa nadle?niczego.
? Proszę pamiętać, milady ? powiedziałem uspokajająco ? że odbywa się tutaj bal
gałganiarzy i obowiązują dowolne stroje.
? Rozumiem ? odetchnęła z ulgą Elisabeth ? ci panowie wyglądają jednak tak
autentycznie...
? To moi przyjaciele ? wyja?niłem ? Winnetou i Milczący Wilk.
Winnetou zapytał mnie półgłosem:
? Czy białe skwaw, z którymi rozmawia Szara Sowa, są tymi skwaw, które
zaprowadzą
nas do wigwamu Purtaka?
? Tak. Ta oto biała skwaw imieniem Halina wie, gdzie jest wigwam Purtaka.
Winnetou potrząsnął wspaniałym pióropuszem.
? Dzicy mężowie nie zapomną jej dobrego czynu ? rzekł z powagą.
? A ta druga biała skwaw ? wskazałem Elizabeth ? to biała lady, która znalazła
się w niewoli Purtaka. Szara Sowa postanowił ją uwolnić.
Winnetou znowu skinął pióropuszem.
? Mój brat, Szara Sowa, uczynił słusznie. A więc to jest lady?
? Tak. Prawdziwa lady.
? Lady ? powtórzył Winnetou i przyjrzał się jej bacznie. ? Prawdziwa lady to
dzi? rzadki okaz.
Wyciągnął przez żywopłot swoją dłoń i ujął malutką rękę Elisabeth. Potrząsnął ją
mocno, aż lady przykucnęła.
? O Boże ? jęknęła znowu trochę przestraszona.
A Winnetou o?wiadczył gro?nie:
? Winnetou nie ufa żadnej skwaw, albowiem wszystkie one mają język rozdwojony.
Ich słowa przeczą ich czynom, ich czyny przeczą słowom. Ale tym razem Winnetou
zaufa białym skwaw. Chod?my więc do wigwamu Purtaka.
Kto? pokazał się w drzwiach sali tanecznej, więc moi przyjaciele skryli się za
żywopłotem.
Ująłem pod ręce obie dziewczyny i udając, że chcemy odbyć krótki spacer,
poszli?my
wolno główną alejką. Winnetou i Milczący Wilk skradali się za nami wzdłuż
żywopłotu.
Elisabeth wciąż nie mogła ochłonąć ze zdumienia, wywołanego słowami Winnetou.
? Oni naprawdę są pańskimi przyjaciółmi? ? o?mieliła się zapytać. ? Trochę ich
się obawiam. Nie wyglądają na takich, którzy przyszli się bawić, ale raczej
dokonać
jakiego? strasznego czynu.
? Są na ?cieżce wojennej ? powiedziałem. ? Przecież słyszała pani głos bębna?
Wykopali?my topór wojenny. Ja jestem ich bratem i, jak dowiedziała się pani,
otrzymałem imię Szara Sowa.
? Tak, tak, rozumiem ? rzekła z roztargnieniem, bo w rzeczywisto?ci nic nie
rozumiała.
? Ale dlaczego zamiast bawić się, oni robią takie gro?ne miny?
? Purtak ukradł psa nadle?niczemu i być może więzi go w swoim wigwamie. Musimy
zbadać tę sprawę.
? Ukradł psa? ? Elisabeth zamrugała powiekami. ? Pan wybaczy, ale ja nic nie
rozumiem.
? Nareszcie ? stwierdziłem.
? Co nareszcie?
? Nareszcie pani nic nie rozumie. Bo do tej pory pani wszystko rozumiała i
dlatego
nie mogłem niczego wyja?nić. Teraz jednak nie mam już na to czasu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]