[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wody.
- Zwiatła, celuj w światła! - rozkazał Hume.
Rynch pojął. To światła wypędzały z wody atakujące ich wyspę zwierzęta. Jeżeli uda
się je zniszczyć, to kłębiąca się sfora prawdopodobnie powróci do swych siedzib. Upuścił
pistolet, pozbierał kamienie i zaczął nimi rzucać w światła.
Hume strzelał do pełznącej masy, przerywając ostrzał tylko raz, by odpalić jeden z
płonących pocisków, i oświetlić scenerię. Oszołomione, nieporadne w obcym środowisku,
wodne stworzenia były zupełnie zdane na jego łaskę. Jednakże ich liczba, pomimo
piętrzących się stosów zwłok, wciąż stanowiła poważne zagrożenie.
Rynch siał spustoszenie w linii świateł. Widział jednak, przez mgłę, coraz to więcej
dryfujących iskier, zajmujących swoje pozycje, wypędzających z wody kolejne rzesze
zwierząt. Z wyjątkiem paru wyrw, wysepka była całkowicie otoczona.
- Ach! - krzyknął głośno Hume ze wściekłością. Wycelował promień w miejsce tuż
pod występem, na którym stali. Olbrzymia, podzielona na segmenty i obdarzona szponami
noga, wypchnięta z całej siły, wylądowała tuż pod ich stopami, odbiła się, skręciła w
powietrzu i zniknęła.
- Ruszaj! - rozkazał Hume. - Na górę!
Rynch nabrał kamieni w obydwie garście, przycisnął je do piersi lewą ręką, a drugą
zamachnął się po raz ostatni, wzniecając tym jednak tylko niewielki kłąb pyłu. Potem
obydwaj wspięli się na niewielki płaskowyż na szczycie wysepki. Dzięki strumieniom ognia,
którymi strzelał łowca, widzieli, że większa część skalnych zboczy pod nimi aż roi się od
natłoku fauny wodnej.
Tam, gdzie Hume trafił swoim promieniem, następowała gorączkowa szamotanina,
ponieważ, pozostałe przy życiu stworzenia dopadały ofiar i biły się o łupy. Tuż za nimi
pchały się następne.
- Została mi już tylko jedna flara - oświadczył Hume.
Już tylko jedna flara. A zatem zaraz otoczą ich zupełne ciemności, dokładnie
skrywające nacierającą armię.
- Ciekawe, czy te potwory obserwują nas teraz? - Rynch ponuro zapatrzył się w mrok.
- Albo one, albo to coś, co je tu przysłało. Wiedzą, co robią.
- Twoim zdaniem w przeszłości też tak postępowały?
- Chyba tak. Kapsuła ratunkowa była właściwie wyposażona na wypadek awaryjnego
lądowania, a w jej bagażnikach brakuje części zapasów.
- Przecież to wy je stamtąd wyciągnęliście& - odparował Rynch.
- Nie. Tu mogli wylądować prawdziwi rozbitkowie, choć nie znalezliśmy żadnych
śladów. Teraz już się domyślam, dlaczego&
- Ale przecież wy, ludzie Gildii, byliście tutaj i nie wykryliście tych stworów!
- Wiem. - Głos Hume a zdradzał zmieszanie. - Wtedy nie znalezliśmy ani śladu.
Rynch cisnął ostatnim kamieniem i usłyszał, że nieszkodliwie toczy się po skałach.
Hume ważył na dłoni jakiś przedmiot.
- Ostatnia flara!
- Co to jest? O tam!
Rynch dostrzegł, jak na pociemniałym brzegu rzeki coś błyska, tworząc migotliwy
wzór, zupełnie odmienny od piekielnych świateł otaczających wysepkę.
Hume wycelował promiennik w niebo i odpowiedział serią krótkich wybuchów.
- Kryj się!
Wołanie nadbiegło w dużej wysokości ponad wodą. tak zniekształcone, że wcale nie
przypominało głosu człowieka. Hume przyłożył dłoń do ust i odkrzyknął:
- Jesteśmy na górze, bez osłony!
- Kładzcie się, strzelamy!
Położyli się. przytuleni do siebie, skuleni na ciasnej przestrzeni. Nawet przez
zamknięte powieki Rynch widział, jak. brzegi wyspy smagają oślepiające, miotane ludzką
ręką błyskawice, które zmieniają pełzające monstra w cuchnący popiół. Podmuchy
wybuchów musiały ogarnąć także światła, bowiem gdy Rynch i Hume wyprostowali się
ostrożnie, zobaczyli jedynie garstkę rozproszonych, przygasających kul.
Dławili się, kasłali, ocierali załzawione oczy. Dyni buchający ze zwęglonych skat
zasnuł doszczętnie wysepkę.
- Nad wami kopter i lina ratunkowa!
Głos dobiegał z pustej przestrzeni ponad ich głowami. Zobaczyli koniec liny, na końcu
której przymocowany był pas. Druga lina dopiero się rozwijała.
Jak jeden mąż schwycili liny i spięli się pasami.
- Ciągnijcie! - zawołał Hume.
Liny naprężyły się i obydwaj zawiśli nad wysepką. Niewidzialny pojazd przeniósł ich
na wschodni brzeg.
8
Z szarych ścian padało przytłumione, jednostajne światło. Leżał na plecach w pustej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]