[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i mitrężyła czas nad talerzem, dopisuje apetyt niemal tak znakomity, jak jej bratu.
Wylądowaliśmy wczesnym popołudniem. Teraz ciemności zaczynały gęstnieć,
zaproponowałam więc, żeby dzieci poszły do łóżek.
I znowu przyjemnie zaskoczyło mnie to, że żadne z nich nie zaprotestowało, a wręcz
przeciwnie - odniosłam wrażenie, iż chętnie na to przystały. Otulając Oomarka pościelą,
zdumiałam się jeszcze bardziej, kiedy chłopiec chwycił moją rękę i ścisnął ją mocno, a potem
spojrzał mi prosto w oczy, jakby prosząc o wsparcie.
- Nie pójdziesz sobie? Zostaniesz tutaj?
- W tym pokoju, Oomark? Chcesz, żebym została z tobą, dopóki nie zaśniesz?
Nigdy przedtem żadne z nich nie zdradzało podobnych pragnień. Napawała mnie
otuchą myśl, że Oomark tak bardzo zbliżył się do mnie, choć bolałam nad tym, że
spowodowała to śmierć jego ojca.
Przez chwilę wydawało mi się, że przyjmie moją propozycję. Lecz potem puścił moją
rękę i potrząsnął głową.
- Po prostu tutaj& w tym domu. - Uniósł się na łokciach. Bartare mówi& Ona cię nie
lubi.
- Bartare nie lubi mnie? - zdziwiłam się, choć podejrzewałam, że mówiąc ona nie
miał na myśli swojej siostry.
- Bartare nie polubi cię, jeśli Ona nie będzie cię lubiła - odparł. Bartare&
- Wołałeś mnie, braciszku?
W drzwiach stała Bartare otulona nocną koszulą, z rozpuszczonymi włosami
spływającymi na ramiona.
- Nie.
Odwrócił gwałtownie głowę, jakby jego siostra była ostatnią rzeczą, jaką chciał
widzieć.
- Jestem śpiący. Idz sobie! Chcę spać.
Miałam dość rozumu, żeby w tej sytuacji nie naciskać go dalej, wygładziłam więc
tylko kołdrę i życzyłam mu dobrej nocy. Bartare wycofała się, zanim podeszłam do drzwi,
lecz okazało się, że czeka na mnie przy wejściu.
- Oomark jest jeszcze małym chłopcem, sama wiesz - powiedziała takim tonem, jakby
między nimi była duża różnica wieku.
- Przestraszonym małym chłopcem.
- On nie musi się tu niczego bać.
Proste zdanie, lecz nacisk położony na słowo on , spojrzenie, jakie rzuciła mi spod
krechy brwi, nie pozostawiały wątpliwości: ostrzegała mnie. I była w tym tak niezmierna
bezczelność, że zatrwożyłam się, ponieważ w owej chwili, choć tylko na sekundę czy dwie,
nasze role się odwróciły. To nie ja byłam jej opiekunką, lecz ona kontrolowała mnie.
Myślę, że szybko wyczuła, iż popełniła błąd i posunęła się odrobinę za daleko,
bowiem to coś obcego, czym otulała się niby płaszczem, zniknęło, i znowu stała przede mną
mała dziewczynka.
- Dziwnie tu& - Oderwała ode mnie wzrok i rozejrzała się po dziedzińcu, jak gdyby
starając się wywołać wrażenie, że ona również boi się nieco tego obcego świata. Tylko że ta
zmiana nastroju nastąpiła zbyt pózno i była zbyt sztuczna. Panowałam jednak nad sobą i nie
dałam po sobie poznać, że spostrzegłam jej błąd.
- Ale to przyjemna planeta, sądząc z tego, co zdążyliśmy zobaczyć.
- Zabiła mojego ojca, pamiętasz?
- To był wypadek. - Nie potrafiłam jej zrozumieć, i, być może, nie byłam dla niej
równorzędnym partnerem.
- Tak, wypadek - przytaknęła. I znowu, choć może sprawiła to nadmierna
podejrzliwość, wyczułam grozbę w jej słowach.
- Chcesz iść do łóżka? Wydawało mi się, że jesteś zmęczona&
- Jestem - przytaknęła i w jej głosie zabrzmiała ulga, jak gdyby była mi wdzięczna za
tę sugestię.
Znowu była małą dziewczynką, kiedy układałam jaw łóżku, tak jak Oomarka.
- Ty też się teraz położysz? - zapytała, gdy zbierałam się do wyjścia.
- Jeszcze małą chwilę&
- Ale nie pójdziesz nigdzie daleko?
- Posiedzę na dziedzińcu.
Nie wierzyłam, że się o mnie niepokoi. Raczej chciała wiedzieć gdzie będę, by
zaspokoić własną ciekawość.
Usiadłam w miejscu, z którego mogłam widzieć drzwi do pokoi dzieci. Zanim jednak
to zrobiłam, włączyłam alarm w bramie dziedzińca. Nic nie mogło wejść ani wyjść bez
zaalarmowania robota-wartownika i włączenia sygnału dzwiękowego. Tak naprawdę nie
wiedziałam, dlaczego to zrobiłam, ale czułam się bezpieczniejsza, kiedy alarm działał.
W świetle wielkiego i intensywnie żółtego księżyca, który oświetlał Dylana nocą,
kryształowe płyty w posadzce podwórza migotały i lśniły, jakby pod każdą z nich płonęła
mała lampka. Widziałam światło nocnej lampy palącej się w pokoju Guski; wiedziałam, że
pielęgniarka postanowiła spędzić z nią część nocy.
Lecz choć starałam się myśleć spójnie i logicznie o wszystkim, co wydarzyło się od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]