do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w nowoczesnym stylu, mógł mieć ze cztery sypialnie,
może dwa salony.
Przypomniawszy sobie, że Stephen jest rozwiedziony,
Jess zaczęła siÄ™ zastanawiać, czy dzieci, które pewnie zo­
stały z matką, przyjeżdżają do niego na weekendy.
- Wiesz, uświadomiłam sobie, że nic nie wiem o twoim
życiu pozaszpitalnym - powiedziała, kiedy mijali bardziej
tradycyjny, zbudowany z cegÅ‚y dom Lindsay. - Tak Å›wiet­
nie się dogadujesz z Annie, że chyba musisz mieć własne
dzieci, co?
W ostatniej chwili ugryzÅ‚ siÄ™ w jÄ™zyk, żeby nie wark­
nąć  Nie!". Jess przecież nie jest niczemu winna. Ale
jej pytanie wzbudziło w nim wyrzuty sumienia. Brenda
ciągle mu wypominała, że za dużo energii poświęca pracy,
a za mało rodzinie. Gdyby tyle godzin nie spędzał
w szpitalu, miałby więcej czasu dla syna. Oczywiście nie
zapobiegłoby to chorobie chłopca, ale...
- Nie, nie mam - odparł. - Tego w życiu najbardziej
żałuję. Ale biorąc pod uwagę ilość czasu, jaką przebywam
w szpitalu, chyba byłbym kiepskim ojcem.
Miała ochotę zaprotestować, lecz intuicyjnie wyczuła,
że lepiej nie drążyć tematu.
Zanim dotarli do posiadÅ‚oÅ›ci Fortune'ów i kartÄ… mag­
netyczną, którą dostali od Lindsay, otworzyli bramę, było
już całkiem ciemno. Tu mieszkał mój dziadek, pomyślała
Jess na widok przysłoniętego drzewami dużego białego
domu, który znała tylko ze zdjęć. Ojciec mojej matki.
Człowiek, któremu babcia Celia zabroniła odwiedzać ich
wspólną córkę.
Jess marzyła o tym, by obejrzeć dom z bliska, przejść
DAR %7łYCIA 131
się po pokojach, po których chadzał Benjamin Fortune.
Niestety. Kilka sekund pózniej, stosujÄ…c siÄ™ do wskazó­
wek Lindsay, skręcili w lewo i drogą prowadzącą między
szpalerem wysokich sosen oraz starych, rozÅ‚ożystych dÄ™­
bów zaczÄ™li oddalać siÄ™ od rezydencji. Po chwili podje­
chali pod pomalowany na biało domek, który wyglądał
jak jej miniaturowa wersja.
Wysiedli z mercedesa i przeszli kilka kroków w stro­
nę ganku. W zalegającej wokół ciszy słychać było, jak
ich buty skrzypią na żwirowym podjezdzie.
Mimo że domek stał nie używany od dłuższego czasu,
nie odłączono w nim prÄ…du. Stephen zapaliÅ‚ lampÄ™ w sa­
lonie. Z mroku wyłoniły się wygodne miękkie fotele,
drewniana podÅ‚oga przykryta wyblakÅ‚ym perskim dywa­
nem, nieduży kominek z cegły, nad którym wisiała rycina
Audubona przedstawiająca ptaki. W pokoju były także
książki, wielkie poduchy oraz kosz z drewnem na pod­
pałkę.
- Jak tu przytulnie - szepnęła Jess. - Jak miło. Annie
oszaleje z zachwytu...
Przeszli dalej.
Kiedy Stephen zapalił światło w kuchni, oczom Jess
ukazała się czarno-biała terakota na podłodze, staromodna
lodówka i kuchenka, pomalowane na biaÅ‚o drewniane szaf­
ki, z których część miała drzwiczki z matowego szkła.
W niedużej wnęce służącej za kącik jadalny stał stolik
z czterema krzeseÅ‚kami; nad nim wisiaÅ‚a lampa o witrażo­
wym kloszu.
Sypialni Jess nie zdołała obejrzeć. Stephen wszedł po
omacku do ciemnego pomieszczenia, znalazł lampę na
SUZANNE CAREY
132
stoliku nocnym, wcisnÄ…Å‚ pstryczek i w tym momencie
żarówka się przepaliła.
Nad swoim lewym uchem usłyszał głos Jessiki:
- Może w szufladzie jest zapasowa?
Zamiast wyciÄ…gnąć szufladÄ™, odwróciÅ‚ siÄ™. Przez chwi­
lÄ™, w sÅ‚abym blasku dochodzÄ…cym z korytarza, wpatry­
waÅ‚ siÄ™ w oczy Jess. Potem zgarnÄ…Å‚ jÄ… w ramiona i przy­
warł ustami do jej warg.
ROZDZIAA SIÓDMY
Było to coś, czego pragnęła, odkąd pocałowali się
w pustym hotelowym saloniku, a właściwie coś, czego
pragnęła caÅ‚e życie. Ogarnęło jÄ… uczucie szczęścia, cu­
downej błogości. Zdawała sobie jednak sprawę, że czeka
ich długa droga najeżona wieloma trudnościami. Stephen
coÅ› przed niÄ… ukrywaÅ‚, coÅ› w sobie tÅ‚umiÅ‚. MusiaÅ‚ to z sie­
bie wyrzucić, zburzyć mur, którym się otaczał; wiedziała,
że jeżeli tego nie zrobi, nie mają szansy na udane wspólne
życie.
BaÅ‚a siÄ™ porażki i upokorzenia. Wciąż miaÅ‚a w pa­
mięci ból, jaki raz po raz sprawiał jej Ronald Holmes.
Modliła się, aby przykre doświadczenia z przeszłości nie
wpÅ‚ywaÅ‚y na decyzje, jakie bÄ™dzie podejmowaÅ‚a w przy­
szłości. Bo dla Stephena gotowa była wiele zaryzykować.
On zaś jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnął żadnej
kobiety. Pragnął ją kochać, pragnął chronić, pragnął...
- Och, Jess! - westchnÄ…Å‚. On, lekarz o zazwyczaj tak
sprawnych dÅ‚oniach, rozpinaÅ‚ jej bluzkÄ™ niezdarnie ni­
czym uczniak. - Wiesz, że szaleję za tobą? Jeśli chcesz,
żebym cię zostawił, to powiedz. Bo za moment będzie
za pózno. Nie powstrzymam się.
- To dobrze. Bo ja też cię pragnę.
Jej wyznanie jedynie wzmogło jego żądzę. Po chwili
134 SUZANNE CAREY
bluzka leżaÅ‚a na podÅ‚odze, obok niej stanik, Jess zaÅ› sie­
działa na łóżku ze spódnicą podciągniętą do bioder,
a Stephen klÄ™czaÅ‚ miÄ™dzy jej udami. Drżąc z podniece­
nia, przytknęła policzek do jego miękkich włosów, po
czym nerwowymi ruchami zaczęła wyciągać koszulę
z jego spodni.
- Zdejmij krawat, koszulę - szeptała. - Chcę cię
czuć, dotykać wszędzie...
PragnÄ…Å‚ jej z caÅ‚ego serca, lecz nie potrafiÅ‚ siÄ™ odprÄ™­
żyć. Wiedział, że musi wyjść ze swojej skorupy, zostawić
za sobą przeszłość, rozpocząć nowe życie. Ale mając stale
w pamiÄ™ci Å›mierć Davida, baÅ‚ siÄ™ zwiÄ…zać z kobietÄ…, któ­
rej dziecko znajdowało się na krawędzi życia i śmierci.
JesteÅ› lekarzem Annie, powtarzaÅ‚ w myÅ›lach; próbu­
jesz ją ratować, ale sam najlepiej wiesz, jak to czasem
bywa. Wszystko może się zdarzyć. Jeżeli nie uda ci się
jej ocalić, będziesz winił los, lecz częściowo również
i siebie. Nie zdołasz spojrzeć Jessice w oczy, nawet jeśli
ona nie uzna ciÄ™ winnym.
Wtedy ona wróci do Anglii, a ty...
Jessica wyczuła zmianę w jego nastroju. To było tak,
jakby dmuchnÄ…Å‚ powiew zimnego wiatru albo jakby zwa­
ły ciemnych chmur nagle przysłoniły słońce.
- Stephen, co się stało? - spytała, kładąc dłonie na
jego ramionach. - Czy zrobiłam coś nie tak? Nie chcesz
się ze mną kochać?
Nie odpowiedziaÅ‚. Ona zasÅ‚uguje na coÅ› wiÄ™cej, po­
myÅ›laÅ‚; na coÅ›, czego ja jej nie mogÄ™ jeszcze dać. Zre­
zygnowany, dzwignÄ…Å‚ siÄ™ z kolan i odwróciÅ‚ plecami, da­
jąc jej szansę się zasłonić.
DAR %7łYCIA 135
Upokorzona, zdziwiona i coraz bardziej zła, Jessica
poÅ›piesznie wÅ‚ożyÅ‚a stanik i bluzkÄ™. WstaÅ‚a z łóżka i ob­
ciągnęła spódnicę.
- Nic mi nie powiesz? - szepnęła drżącym głosem.
- Nie myÅ›l, że ciÄ™ nie pragnÄ™, Jess - odezwaÅ‚ siÄ™ wre­
szcie. - PragnÄ™. PragnÄ™ od pierwszego dnia, kiedy ciÄ™
ujrzaÅ‚em. Ale nie powinienem byÅ‚ dopuÅ›cić do takiej sy­
tuacji jak ta. Zwłaszcza nie teraz. Jestem lekarzem Annie,
obowiÄ…zuje mnie pewien kodeks etyczny. Mam nadziejÄ™,
że możemy pozostać przyjaciółmi i wkrótce ponownie
wybrać się razem na kolację.
Przeczesała ręką włosy, wygładziła bluzkę i podniosła
z łóżka torebkę.
- Oczywiście, masz rację - przyznała, nieświadomie
wbijajÄ…c mu szpilÄ™ w serce. - ZachowaliÅ›my siÄ™ nieod­
powiedzialnie. Całą uwagę powinnam teraz poświęcać
osobie, która tego najbardziej potrzebuje, czyli córce.
Ubrana w czerwony jedwabny kostium, który podkre­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl