[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyglądałam naprawdę niezle, biorąc pod uwagę, jak się czułam. Strój był wyzywający.
Aż zanadto.
Na ręce wciąż nosiłam bransoletkę od ukochanego. Miałam nadzieję, że przyniesie mi
szczęście.
Jedyne, czego mi brakowało, to Błyskawica Mroku. Na klatce piersiowej czułam pustkę
i zimno. Byłam taka bezbronna. Ale teraz najważniejszy był wygląd, inaczej Vincent mnie nie
przyjmie.
Byłam już gotowa.
Wyruszyłam.
*
Początkowo strażnicy nie pozwolili mi wejść. Byli dość zdziwieni, że się tak wystroiłam
i, o dziwo, chcę się dostać do miejsca, z którego udało mi się przed chwilą wydostać. Jednak urok
osobisty robi swoje.
Teraz musiałam odnalezć pokój Vincenta. Nigdy nikogo tam nie wpuszczał. Z tego, co
udało mi się przez te setki lat zauważyć, znajdował się na za salą tronową to tam zawsze znikał
nasz król i stamtąd się wyłaniał.
Nie spodziewałam się, że przed wejściem do tego pomieszczenia także będą straże.
A powinnam.
Przepraszam panów bardzo, czy mogłabym wejść do środka? zagadnęłam przyjaznie,
robiąc przy tym słodkie minki i zamiatając rzęsami.
To znowu pani? %7łycie pani niemiłe? Niech się pani oddali, dopiero co się pani uwolniła.
Po usłyszeniu tyle razy słowa pani poczułam się wyjątkowo staro.
Strażnicy mieli na głowach luzne kaptury, jak kaci, więc ich twarze nie były zbytnio
widoczne. Podejrzewałam jednak, że to ci sami, którzy byli w więzieniu podczas zabicia Daniela.
Ale dość, nie mogłam teraz o nim myśleć, przynajmniej na razie.
No właśnie, chciałam podziękować Vincentowi za jego wyrozumiałość.
Uśmiechnęłam się, robiąc stopą ósemki nad ziemią. Ziemskie blondynki, których zachowanie
próbowałam teraz naśladować, miały wielkie powodzenie.
Drugi strażnik, stojący obok filaru, cicho prychnął. Rzuciłam mu piorunujące spojrzenie,
najbardziej grozne, jakie byłam w stanie posłać.
Ja ci kiedyś pokażę, pomyślałam, niech no tylko zobaczę, jak wyglądasz, i cię
zapamiętam. Niestety, kaptur skutecznie maskował jakikolwiek zarys twarzy.
Ja... Mmm... Nie wiem, czy powinniśmy... jąkał się wyższy, o kapturze nieco
mniejszym, więc zobaczyłam, że jest starszy ode mnie o kilka lat. Nazywał się Goriat. Poznałam
go po nosie. Swoją drogą, co to za zasada, że wszyscy strażnicy Vincenta mają haczykowate
nosy? Ma jakiś kompleks czy co?
Wpuść ją powiedział nieoczekiwanie milczący dotąd sevil, który opierał się o białą
marmurową kolumnę.
Goriat posłusznie odsunął się na bok, robiąc mi miejsce. Próbowałam dostrzec twarz jego
niższego kompana, któremu goryl był tak posłuszny. Jednak kiedy przechodziłam, ten
gwałtownie schylił się, by zawiązać but. Dziecinna zagrywka. Szczególnie gdy ma się buty na
rzepy.
Po wejściu do holu usłyszałam za sobą trzask, jakby walnięcie o podłogę. Mogliby
naoliwić te wrota.
Rozdział XV. Podstęp
Jedyna broń niewolników podstępy.
Adam Mickiewicz
Pokój, w którym się znalazłam, był urządzony bardzo nowocześnie: mnóstwo elektroniki,
o której istnieniu nawet nie wiedziałam. Jednak wszystkie te sprzęty udekorowano tak, by
wyglądały na starodawne.
Dziwny styl.
Podeszłam do pierwszego z brzegu pudła z przyciskami. Oczywiście nacisnęłam ten
największy czerwony. Wokół rozbrzmiały głośne basy, ryk, którego moje uszy nie mogły
wytrzymać. Obiema rękami naciskałam wszystkie możliwe przyciski, byle tylko wyłączyć to
badziewie. W końcu udało mi się natrafić na pokrętło i muzyka przycichła. Słyszałam tylko cichą
melodyjkę, gdzieś w tle. Miło.
Vincenta jednak nigdzie nie było. Z jednej strony to nawet dobrze, ale z drugiej bez
niego mój plan wezmie w łeb.
Usiadłam na wielkim łożu, jak się okazało, wodnym. Całe moje ciało przyjemnie
zafalowało, coś przewróciło mi się w żołądku. Po co, do cholery, sevilowi łóżko? Przecież sevile
nie sypiają! Uuu... Chyba że... Z obrzydzeniem spojrzałam na pościel. Ciekawe, ile dziewczyn
było tu po mnie. I przede mną. I w tym samym czasie co ja.
Po chwili usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Bocznym wejściem do sypialni wszedł Vincent,
najprawdopodobniej brał prysznic. Kropelki wody ściekały z jego rąk, klatki piersiowej
i włosów, dolną część ciała zawinął ręcznikiem.
Selena? Co ty tu robisz? zapytał szczerze zdziwiony.
Przykleiłam sztuczny uśmiech i powoli zbliżyłam się do niego. Cofnął się o krok,
przestraszony. Potrząsnął głową i stanął całkiem pewny siebie, ze swoim naturalnym wyrazem
twarzy. Przynajmniej takiego udawał.
Kiedy tu ostatnio byłam, nie miałeś łazienki.
Tak, wiele się zmieniło. Uśmiechał się zadziornie, patrząc, jak kładę mu dłonie na
klatce. Boże, mam nadzieję, że Daniel mi wybaczy.
Rysowałam mu na skórze palcem kółka, co chwila nieśmiało zerkając na łóżko. Jeśli nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]