do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak - poparł go ojciec. - Kiedy twoja pani spędzi z nami trochę więcej
czasu, to może pokocha nas bardziej niż tamtego dentystę. Zresztą,
dentyści zazwyczaj są nudni.
- Dlaczego? - zainteresował się Kip.
- Przez cały dzień zaglądają ludziom w zęby, słuchając przy tym maszyny
do borowania. Wciąż te same bodzce.
Chłopiec pokiwał głową, nie do końca zadowolony z wyjaśnienia, a Jill
uśmiechnęła się nieznacznie. Była dokładnie tego samego zdania, lecz w
tej chwili nie przyznałaby się do tego za nic w świecie.
- Ale wszyscy się ich boją - podjął temat Kip.
- A co mają robić?
- Dajcie spokój - przerwała poważnie Jill. - To tak samo ważny zawód,
jak każdy inny.
- Oczywiście - mruknął Zane. - Nikt tego nie neguje. Chciałem tylko
powiedzieć, że osobiście wolę obcować z przyrodą, obserwować
topniejące lody na wiosnę i kolorowe liście na drzewach jesienią. A latem
podziwiać soczyście zielone lasy i wdychać cudowny zapach wiatru i
deszczu.
280
GWIAZDKA MIAOZCI
Kusił ją, kusił podstępnie i z wyrachowaniem. Zacisnęła mocno powieki,
lecz i tak stanął jej przed oczami wspaniały krajobraz Alaski - taki, jaki
zobaczyła, kiedy przyjechała tu po raz pierwszy.
- Nie martw się, synu, kobiety zmieniają zdanie częściej niż mężczyzni -
usłyszała głośny szept Zane'a.
- Więc przekonaj ją, tato - odparł Kip, pełen wiary w ojca.
- Właśnie to zamierzam zrobić.
- Może na razie pójdziecie po choinkę? - zaproponowała Jill, by wybrnąć
jakoś z tej niezręcznej sytuacji. Była coraz mniej pewna, że jest w stanie
oprzeć się urokowi Alaski, a przede wszystkim urokowi Zane'a Doyle'a.
- A ty? - spytał Kip.
- Ja w tym czasie posprzątam.
- Nie ruszymy się bez pani - zaprotestował z uśmiechem Zane. - A
porządek zrobimy razem.
- Gdzie jedziemy? - spytał Kip po dziesięciu minutach drogi.
- Jesteśmy prawie na miejscu - odparł Zane, skręcając w ukrytą między
drzewami dróżkę. - Nasze drzewko gdzieś tutaj się schowało.
- Naprawdę?
- Tak. Każde drzewo ma jakieś zadanie. To, o którym myślę, ma zostać
naszą choinką. Rośnie tutaj od wielu, wielu lat. Najpierw było małe i cie-
281
niutkie. Wyglądało pewnie tak samo jak ty, kiedy się urodziłeś. Czeka na
ciebie i nie może się doczekać, kiedy je odnajdziesz.
Chłopiec roześmiał się, a Jill poczuła gwałtowne ukłucie w sercu.
- Obserwowałem je, jak rośnie, staje się coraz bardziej potężne, coraz
bardziej srebrzyste...
- Srebrzyste? - Kip nie posiadał się ze zdumienia. - Przecież choinki są
zielone.
Zane i Jill jednocześnie wybuchnęli śmiechem.
- Ale nie wszystkie - zapewnił chłopca ojciec.
- Jilly? - szepnęło dziecko. - Czy widziałaś kiedyś srebrną choinkę?
Podniosła głowę, patrząc na Zane'a. Zelektryzowało ją ciepłe spojrzenie
błękitnych oczu. Zakochałam się, pomyślała. Jestem tego pewna. Jak to
możliwe, że stało się to tak szybko?
- Chyba widziałam - odparła z wahaniem. -Twój tata mówi o pewnej
odmianie zwykłego świerku. Srebrny świerk to najbardziej eleganckie
drzewko na święta. Pamiętam, jak moja rodzina marzyła co roku, żeby
takie mieć, lecz za każdym razem musiała zadowolić się zwykłym.
- Mama i ja nigdy nie mieliśmy choinki. Są strasznie drogie. Ale Jilly dała
nam kiedyś taką malutką, sztuczną, pamiętasz, Jilly?
Tym razem Zane poszukał jej wzroku. W jego oczach pojawił się ból.
282
- Pomyśl więc, jakie masz szczęście, że twój tato wie, gdzie ich szukać -
powiedziała Jill z udawaną wesołością. - Zobaczysz, jak dzięki niej
będzie w domu pięknie pachniało!
Twarz Zane'a rozjaśniła się po tych słowach.
- Poczekajcie, wyjmę tylko piłę z samochodu -powiedział. - Zresztą, jak
chcecie, to wysiadajcie już i idzcie szukać naszego drzewka.
Zostawiając ślady stóp na świeżym śniegu, Jill poczuła się tak, jakby
wkraczała do magicznego świata. Ogromne sosny stojące ciasno jedna
obok drugiej broniły ów świat przed wiatrem, panowała więc w nim
niezwykła, błoga cisza. Kroczyli ostrożnie, miękko zapadając się w śnieg.
Nawet Bestia poruszał się bezszelestnie.
Nagle ich oczom ukazał się skarb, którego szukali. Pomiędzy drzewami
cedrowymi stał wspaniały trzymetrowy świerk. Wyglądał dokładnie tak,
jakby wyjęto go z filmu Disneya. Jill wydawało się nawet, że za chwilę
wynurzy się zza niego Jelonek Bambi.
Nastrojową ciszę przerwał okrzyk Kipa:
- Ale on wcale nie jest srebrny!
- Ależ jest, w porównaniu z innymi drzewami -przekonywał go Zane. -
Przyjrzyj się pozostałym świerkom. Widzisz różnicę?
Chłopiec w skupieniu przypatrywał się gałęziom gęsto pokrytym igłami.
283
- Tak! - wykrzyknął po chwili. - Nasz naprawdę jest najpiękniejszy!
- Zobacz, jakie ma równe gałązki.
- A czy on umrze, jeśli go zetniemy?
- Niestety tak.
Kip spojrzał z wahaniem na Jill.
- Myślisz, że powinniśmy zabić to drzewko?
- To zależy od ciebie.
- Jeżeli je zetniemy, to nie będzie go z nami w następne Boże Narodzenie,
prawda?
Zane skinął głową.
- A za rok urosłoby jeszcze większe?
- Tak.
- To w takim razie może nie musimy go ścinać? Jill dojrzała, jak Zane
odwrócił wzruszoną twarz.
- Nie - szepnął.
- Uff, to dobrze. Chciałbym, żeby tu rosło do czasu, aż będę taki duży, jak
ty!
- Zwietny pomysł - rozpogodził się Zane. -Pewnego dnia pokażesz je
swoim dzieciom.
- Wtedy będzie ogrrromne!
- Wiesz co, Kip? Kilka kilometrów stąd widziałem powalone drzewo.
Odrąbiemy górną część i zabierzemy ją do domu, co ty na to?
Dziwnym trafem Jill w drodze do lasu pomyślała o tym samym. Już
wcześniej przeczuwała, że pozornie twardy i stanowczy Zane jest w
istocie człowiekiem wrażliwym i czułym, podobnie jak jego
284
syn. Teraz była tego całkowicie pewna. Czy rozumiałaby się z nim tak
dobrze, jak rozumiała się z jego synem? Czy kochałaby go równie mocno,
choć rzecz jasna inną miłością?
Och, na pewno! Całe życie szukała kogoś takiego jak on. Gdyby tylko
spotkała go w innych okolicznościach.
Wbrew wcześniejszym postanowieniom i wbrew zdrowemu rozsądkowi,
zaczęła się nagle zastanawiać, czy propozycja małżeństwa, jaką złożył jej
ten mężczyzna, wynika z czegoś więcej niż z wyrachowania. Być może
Zane także jest nią zafascynowany? Czy gdyby pięć lat temu to ona była
na miejscu Mariannę, również próbowałby ją odnalezć? Czy chciałby z
nią zostać?
Postanowiła nie myśleć o tym dłużej, a już pewnością nie poruszać w
rozmowie tego tematu. Teraz najważniejsze było to, aby nic nie zmąciło
radości Kipa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl