[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli nie uda się pani wejść do środka, to sama będzie sobie winna. Chodzmy.
Wkrótce dotarli pod uroczą kamieniczkę z jaskrawoczerwonymi drzwiami, w której
zatrzymał się Powell.
Czy naprawdę włamiemy się do środka? spytała szeptem Claire.
Tak. Trevelyan zmierzył ją wzrokiem. Jeszcze może pani z tego zrezygnować.
Claire przecząco pokręciła głową, zaczerpnęła tchu i poszła za Trevelyanem na tyły
domu.
I co dalej? spytała, gdy przystanęli.
Poczekamy na sygnał Omana.
Claire usiadła w milczeniu na stopniach ganeczku. Parę minut pózniej rozległ się hałas,
który tak ją przeraził, że omal nie zemdlała. Miała wrażenie, że przed domem ustawiono
baterię dział.
Teraz! krzyknął Trevelyan i cisnął kamieniem w najbliższe okno. Zanim Claire
zdążyła pomyśleć, co się dzieje, Trevelyan podniósł ją do góry i wepchnął w otwór okienny.
Turniura naturalnie zaczepiła się o listwę. Nie śmiąc spojrzeć na Trevelyana, Claire
odrobinę się cofnęła, chwyciła za tył szkieletu i podciągnęła go tak energicznie, że uderzyła
się nim w plecy. Trzymając go w tej pozycji, zdołała jednak przecisnąć się do środka.
Po chwili Trevelyan znalazł się obok niej. Byli w służbówce przy kuchni i wciąż słyszeli
hałasy dochodzące z ulicy. Dobiegały ich również głosy ludzi, prawdopodobnie służby, która
próbowała się zorientować w tym zamieszaniu.
Trevelyan wziął Claire za rękę i pewnie poprowadził przez mroczne wnętrze do wąskich
schodów na piętro. Bez wątpienia był już w tym domu wcześniej i świetnie znał jego rozkład.
Znalazłszy się na górze, dwa razy musieli chować się we wnękach, żeby ich nie zauważono.
Claire zobaczyła Powella w szlafroku narzuconym na koszulę nocną. Zbiegł po schodach na
dół. Poznała go, bo wcześniej widziała jego zdjęcia w gazetach.
Przy akompaniamencie nieustających hałasów Trevelyan doprowadził ją korytarzem na
piętrze do ostatnich drzwi. Okazały się zamknięte. Otworzył je jednym mocnym kopnięciem.
Za progiem Claire odniosła wrażenie, że dostali się do innego kraju. Duży pokój byt
obwieszony delikatnymi jedwabiami w najrozmaitszych pastelowych kolorach. W powietrzu
unosił się zapach jaśminu i drewna sandałowego. Trevelyan w ogóle nie zwrócił na to uwagi,
ale Claire stanęła przy drzwiach oczarowana. Na podłodze leżały jeden na drugim kosztowne,
ręcznie wykonane dywany, a przez draperie zwieszające się z sufitu zobaczyła stertę poduch
w jedwabnych poszewkach.
Trevelyan rozsunął jedwabne draperie i ruszył przez pokój. Claire podążała za nim.
Przystanął tak nagle, że wpadła mu na plecy. Po chwili wyjrzała zza niego, żeby sprawdzić,
co skłoniło go do zatrzymania.
Przed nimi, na wielkiej poduszce, klęczała przed ołtarzem piękna kobieta z lekko
pochyloną głową i rękami złożonymi w modlitewnym geście. Claire widziała ją tylko z
profilu, ale doskonałość rysów i tak wydała jej się zadziwiająca. Długie, czarne jak smoła
rzęsy kapłanki dotykały miodowego policzka. Obrazu dopełniały niewielki nos i wyraziste
usta.
Claire wystąpiła zza pleców Trevelyana i jak urzeczona wlepiła wzrok w kobietę. Była
bardzo drobna, a cienka jedwabna szata niewiele zakrywała z delikatnych krągłości jej ciała.
Bezruch kobiety był tak doskonały, że Claire nawet nie była pewna, czy ma przed sobą
żywego człowieka.
Na ulicy rozległ się głośny buk, a po nim krzyki. Hałas wyrwał Claire z zamyślenia.
Musimy uciekać szepnęła nagląco do Trevelyana, który stał i gapił się na kobietę.
Claire postąpiła krok w jej stronę, ale Trevelyan ja zatrzymał.
Ona się modli powiedział.
Claire odczekała parę sekund, potem sekundy stały się minutami. Zaczęła się
zastanawiać, czy trafią do więzienia, i jeśli zostaną złapani w domu Jacka Powella. A może
Powell po prostu ich zastrzeli?
Wreszcie kobieta uniosła głowę, obróciła się i zatrzymała wzrok na Trevelyanie, Claire
miała tylko moment, by jej się przyjrzeć en face, ale aż się żachnęła, takie wrażenie zrobiła na
niej kapłanka swą urodą. Miała doskonały owal twarzy, doskonałe oczy w kształcie
migdałów, doskonały nos i wargi. Claire natychmiast ją znienawidziła.
Jej nienawiść jeszcze się nasiliła chwilę pózniej, gdy kobieta głosem, który brzmiał tak,
jakby struny głosowe polano jej ciepłym miodem, powiedziała: Frank! , i rzuciła się
Trevelyanowi w ramiona.
Trevclyan bez trudu utrzymał ją w powietrzu, małe stopy w jedwabnych pantofelkach
zdobionych klejnotami zawisły nad podłogą. Kobieta całowała go po szyi i podbródku,
całowała wszędzie, gdzie mogła dosięgnąć, przez cały czas szepcząc coś do niego w
dziwnym, melodyjnym języku. Brzmiało to jak pieśń miłosna.
Musimy iść powiedziała Claire. Nie zwróciła uwagi ma to, że Trevelyan odwrócił
głowę tak, by w większej części znalazła się poza zasięgiem pocałunków kobiety. Nie
zauważyła, że Trevelyana dużo bardziej interesują jej reakcje niż entuzjazm młodej piękności.
W każdym razie, gdy ci dwoje wciąż sprawiali takie wrażenie, jakby jej nie słyszeli, Claire
postanowiła trącić Treyelyana, żeby oprzytomniał. Taki miała zamiar. W rzeczywistości
jednak nie dość, że dzgnęła go łokciem między żebra, to jeszcze kopnęła w łydkę.
Jęknął.
Dlaczego pani to zrobiła? spytał; w tym samym czasie kobieta całowała go po szyi.
Musimy iść wysyczała przez zaciśnięte zęby Claire.
Trevelyan skinął głową i powiedział coś w melodyjnym języku do tamtej kobiety, która
skinęła głową, lecz nie przestała całować go tuż powyżej kołnierzyka.
Trevelyan! warknęła Claire. Naprawdę musimy iść.
Trevelyan uśmiechnął się do Claire, jakby jej słowa sprawiły mu wielką przyjemność, a
potem postawił Nyssę na ziemi. Dopiero wtedy kobieta zauważyła obecność trzeciej osoby w
pokoju. Cofnęła się i spojrzała Claire prosto w twarz. Nie zdawkowo, lecz badawczo,
oceniająco. Potem przesunęła wzrokiem po jej ciele aż do stóp i powoli wróciła do twarzy.
Claire stała nieruchomo i gotowała się ze złości. Nyssa zaczęła ją obchodzić dookoła, a gdy
znalazła się za j jej plecami, przystanęła. Odezwała się do Trevelyana, a on odpowiedział.
Co ona powiedziała? zainteresowała się Claire.
To, co ma pani z tyłu, jest podobne do garbu wielbłąda. Wytłumaczyłem jej, że nosi
pani te druty dla uwydatnienia tyłu swojego ciała, ale najprawdopodobniej nie zamierzała
pani upodobnić się do wielbłąda.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]