do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A skąd mogę wiedzieć, że tak będzie naprawdę - powiedziałem.
- Ja wam daję słowo honoru.
- Ja to słyszałem w Paryżu.
Wtedy Rojewski, który do tej chwili siedział milcząc, wpadł nagle w furię i zrobił się
biały.
- Nie wierz ani jednemu słowu - powiedział. - Ja byłem w Rosji i znam ich. Zgnoją
cię. Nie wierz w ich honor i w ich obietnice. Niech ci przedłużą paszport tutaj albo nie wracaj.
Wstałem od stolika.
- Nie mówię panu do widzenia - powiedziałem. - Nie spotkamy się już nigdy.
Ale omyliłem się; być może, iż spotkamy się kiedyś. Człowiek, który ze mną
rozmawiał, był jednym z naszych najlepszych w Europie specjalistów od porywania ludzi i
przerzucania ich na Wschód; on sam parę miesięcy temu prosił o azyl polityczny, motywując
swą decyzję argumentami natury moralnej. Udzielono mu azylu; i nikt nigdy nie będzie go
sądził za tych wszystkich ludzi, których posłał na śmierć; nikt nigdy nie upomni się o tych,
których zniszczył, i o tych, którzy spędzili lata w więzieniach. Nie zazna również głodu,
ponieważ jego informacje mogą stać się cenne; resztę dorobi wywiadami prasowymi, po
czym prawdopodobnie otrzyma z jakiejś fundacji jakieś stypendium, aby mógł pojechać do
Ameryki i przekonać się, że Ameryka nie jest piekłem i więzieniem, a pięknym i mocnym
krajem; taj jak się pomylił pułkownik Zwiatło i pułkownik Monat. I będzie żyć spokojnie i
dobrze, tak długo, jak długo nazwisko jego pojawiać się będzie w prasie; ale potem, kiedy
zostanie zapomniany, przypomną sobie o nim tamci; i tak skończy się kariera ministra
Tykocińskiego.
W Niemczech nie było mi łatwo, kiedy już poprosiłem o azyl i przeszedłem przez
wszystkie badania. Nie umiem nic powiedzieć o Niemczech; w swoim czasie proponowano
mi kilkakrotnie napisanie scenariusza: dwa razy do filmu; raz dla telewizji. Nie umiem nic
powiedzieć o Niemczech; nie bałem się ich podczas wojny i nie myślałem o tym już nigdy po
wojnie; ale przelękłem się ich naprawdę wtedy, kiedy żyłem tam przez jakiś czas i kiedy
zobaczyłem, jak oni żyją: spokojnie, przytulnie, cicho. Pamiętam, jak taksówkarz niemiecki
oświadczył mi kiedyś:  Amerykanie nas zdradzili. W roku tysiąc dziewięćset czterdziestym
piątym mieliśmy jeszcze dużą ilość dywizjonów zdolnych do boju; gdybyśmy razem poszli na
Rosję, nie byłoby dziś tego wszystkiego. Opuściłem Niemcy, gdyż zbyt mi to przypominało
Polskę; i tam również nikt nic nie wiedział; inni moi rozmówcy - zażywni panowie pod
pięćdziesiątkę jeżdżący mercedesami 300 SL - mieli podczas wojny po lat dziesięć i także nic
im nie było wiadomo na temat figlów, których dopuścili się chłopcy z SS. Kazano im zabijać,
zabijali; kazali im żyć spokojnie, żyją spokojnie. Pamiętam, jak kiedyś któryś z pisarzy
niemieckich powiedział do mnie:  Uciekaj pan stąd. Pan nigdy nic o Niemczech i Niemcach
nie napisze; tak jak i ja nie napiszę niczego. Niemcy są tematem dla ślusarza; ale nie dla
człowieka piszącego.
Mieszkałem przez pewien czas w Monachium; tam poznałem dyrektora Jana Nowaka
z Radia  Wolna Europa ; dyrektor Nowak pokazał mi okólnik wydany dla wewnętrznego
użytku organizacji partyjnych; Leon Kruczkowski powiedział o mnie tymi oto słowami:  Jak
widzimy, towarzysze, niedługa jest droga od pierwszego kroku w chmurach... do ostatniego
kroku w bagno imperialistycznego wywiadu. (Powyższy cytat został wyjęty z protokółu XII
Plenum KC (15-18 X 58). Egzemplarz nosi datę listopad 1958 i zaopatrzony jest w notatkę:
 Wyłącznie do użytku partyjnych. ) Wtedy pojechałem do Berlina, zgłosiwszy się do Polskiej
Misji Wojskowej, i poprosiłem o prawo powrotu do kraju. Człowiek rozmawiający ze mną
kazał mi napisać podanie, uprzedzając mnie jednocześnie, że grozi mnie odpowiedzialność
sądowa.
Napisałem i wyszedłem.
Powiedziałem sobie: Polska to nie jest Putrament i Kruczkowski, i ci wszyscy inni.
Polska to ci wszyscy ludzie, którzy mnie czytali i którzy we mnie wierzyli. Więc wrócę tam i
stanę przed sądem jako szpieg; trzeba mi tylko będzie udowodnić, że posiadałem materiały
szpiegowskie, gdyż nie można być szpiegiem przychodzącym z niczym. Powiedziałem sobie:
mieliście odwagę pluć na mnie, mieliście odwagę nazwać mnie szpiegiem; zniszczyliście mi
najlepszy kraj do pisania na świecie; moja rodzina wstydzi się za mnie; więc wezcie mnie
teraz i ukarzcie. Jestem wariatem i nie przyznam się do niczego, choćby badano mnie nawet
w najbardziej okrutny sposób; mieliście odwagę oskarżyć mnie, miejcie odwagę mnie skazać.
Wiedziałem oczywiście, że nikt nie wierzy w to, że pracuję dla wrogich Polsce wywiadów;
ale jeśli wśród moich czytelników znalazł się choć jeden, który w to wierzył - ta książka
napisana jest dla niego.
Ale nie dostałem wizy powrotnej; wyjechałem do Izraela i tam postanowiłem czekać
na odpowiedz, gdyż Warszawa znów musiała zdecydować. Chodziłem do Polskiego
Konsulatu przy ulicy Allenby, gdzie mi wciąż powtarzano, iż odpowiedz jeszcze nie nadeszła.
Widziałem wtedy wielu ludzi religii żydowskiej, którzy chcieli wrócić z powrotem do Polski,
ale nie wpuszczono ich. Komuniści przyznający sobie prawo do omyłek odmawiali tegoż
samego prawa ludziom, którzy przyjechali do Izraela tylko po to, aby przekonać się, że nie
mają nic wspólnego z żydostwem, z żydowskimi obyczajami i państwem Izrael. Ludzie ci
wyjechali z Polski w okresie, kiedy fala antysemityzmu przeszła przez kraj; Izrael był
jedynym miejscem, w którym mogli schronić się przed Polakami. Ludzie ci, przeważnie już
starsi, nie mogli znieść ani klimatu Izraela, ani ciężkiej pracy, ani niechęci ze strony
Izraelczyków urodzonych w Izraelu; tak więc postanowili powrócić, ale commies nie wpuścili
ich; w ten sposób poczęli nienawidzić Polski i wszystkiego co polskie; i w ten sposób
Polaków religii żydowskiej poniżono raz jeszcze i raz jeszcze zhańbiono Polskę; krąg
nienawiści zamknął się, tym razem za sprawą commies, na zawsze.
Ja sam pracowałem wtedy jako robotnik budowlany; pewnego dnia w Konsulacie
Polskim powiedziano mi, iż będzie ze mną rozmawiał minister Bida. Byłem ciekaw, wielu
ludzi twierdziło, iż Bida jest prototypem Szczęsnego - bohatera książki Igora Newerly
Pamiątka z Celoulozy. Szczęsny, którego pamiętam, był wojownikiem; zabił na własną rękę
człowieka z  Defy ; był postacią prawdziwą - ten starzec siedzący naprzeciw mnie i
oglądający uważnie mój paszport był biurokratą nie silącym się nawet zbytnio, aby udawać, iż
mówi prawdę. Zapytał mnie, dlaczego pracuję na budowie; powiedziałem mu, że jestem
pusty. On z kolei powiedział, że praca robotnika budowlanego nie jest wskazana dla pisarza
polskiego. Zapytałem go, dlaczego; ale nie otrzymałem odpowiedzi. Powiedział mi, że
istnieje dla mnie jedyna szansa powrotu: trzeba, abym powrócił z powrotem do Berlina i
zwoławszy konferencję prasową oświadczył, że nigdzie nie żyje się tak dobrze jak w Polsce.
- Panu chodzi o to, abym odszczekał wszystko, co powiedziałem, prawda? - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl