do ÂściÂągnięcia | pobieranie | ebook | download | pdf

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skrzywionymi gębami.
Opowiadania z  Tygrysów morza jak na dłoni pokazują wszystkie wady i zalety
howardowego pisania - nieskomplikowane acz  szybkie fabuły, malowane kilkoma tylko, za
to jaskrawymi farbami postacie, niespójną i głupawą, lecz imponującą rozmachem i mnogością
kultur historię świata.
Bezbłędnie wybrał natomiast Howard czas i miejsce stanowiące tło jego opowieści.
Piąty wiek naszej ery to fascynujący moment w historii Brytanii. Chyli się ku upadkowi
Cesarstwo Rzymskie, na początku stulecia zostają wycofane z Wyspy legiony. Pozostają
ziemie zamieszkałe przez zromanizowanych Brytów. Lud ten, chroniony przez rzymskie
legiony, sam odzwyczaił się od oręża. Zagrożeni najazdami piktyjskimi i irlandzkimi około
roku 428 sprowadzili Brytowie na pomoc najemników saskich. Wkrótce Sasi wystąpili
przeciwko ich władztwu, wzmógł się napór innych ludów germańskich - Anglów, Jutów.
Germanie zdobyli władzę na wyspie w pierwszych dziesięcioleciach szóstego wieku.
Właśnie ów okres walk o dziedzictwo Rzymu stanowi tło wydarzeń opowiadań
Howarda. Mieszanina narodów, armii i kultur to wspaniała pożywka dla literatury
przygodowej. A Howard dokłada jeszcze jeden element - Piktów. Piktowie, inaczej
Kaledończycy, to lud powstały z wymieszania dawnych, przedindoeuropejskich mieszkańców
Brytanii z pierwszymi osadnikami Celtyckimi. U Howarda są oni ostatnimi spadkobiercami
dawnej cywilizacji kamienia. I właśnie przy Piktach i ich udziale w opisywanych w książce
wydarzeniach zatrzymajmy się na chwilę.
Był taki polski film  Poszukiwany - poszukiwana . Czechowicz pędził tam bimber, a
nieszczęsnemu Pokorze kazał jezdzić po całej Warszawie i kupować cukier. Niby to, że bada
zawartość cukru w cukrze w różnych miejscach. Kiedy zamknie się  Tygrysy morza
przychodzi nieuchronnie pytanie - jaka jest w tej książce zawartość fantasy w fantasy? To
ciekawe, ale większość opowiadań ma tyle wspólnego z fantasy co garb z garbarzem. Tak
naprawdę, to w siedmiu tekstach raz tylko pojawia się potwór, raz używany jest porządny czar,
a jedyny amulet do żadnych magicznych sztuczek nie jest potrzebny. Dodajmy jeszcze do tego
dwie opowieści o ludzie Piktów i przeszłości świata. I to już cała fantastyka w tej książce.
Bynajmniej nie twierdzę, że to zle. Wręcz przeciwnie, przykład telewizyjnego Robin Hooda
pokazał, że łączenie fantasy z historią może dać efekty znakomite. W najlepszych
opowiadaniach  Tygrysów morza elementy fantastyczne zredukowane są do minimum. A dla
mnie teksty te są w ogóle jednymi z najciekawszych w całej znanej mi produkcji Howarda.
Pisarz ten czuł gatunek, który nazwałbym fikcją historyczną, tu mogły objawić się wszystkie
zalety jego stylu - dynamika, rozmach, typ postaci. Jeśli dołoży się do tego odrobinę
niesamowitości - teksty nabierają egzotycznego smaku, pobudzają wyobraznię. Natomiast
kiedy Howard rusza ku fantasy bardziej zdecydowanie, to wykłada się jak Baster Keaton na
skórce od banana. Dopóki fantasy jest tylko ozdobnikiem realistycznej rzeczywistości,
wszystko O.K. Kiedy staje się celem samym w sobie - dostajemy nadmuchiwane stwory z
japońskiego filmu albo historyczno-ewolucyjne durnoty.
Sądzę, że kilka słów poświęcić warto przekładowi książki, pamiętamy wszak
skandalicznie przełożone Conany z  Alfy . Wydaje się, że Jarosław Kolarski wybrał właściwy
sposób stylizowania tekstu - zrezygnował z nadmiernej archaizacji (czy raczej
pseudoarchaizacji) i rozbuchanych, egzaltowanych opisów, choć też przytrafiają mu się błędy
stylistyczne.
Zabrakło natomiast wydawcy pomysłu na posłowie. Czytelnik oczekuje w tym miejscu
albo życiorysu pisarza, albo lepiej jeszcze - mapek, historii howardowskiego świata, może
bibliografii. W to miejsce zaoferowano nam freudowskie prawie rozważania o złożoności
psychiki R.E.H., które nie są ani mądre, ani ciekawe.
 Tygrysy morza sprawią na pewno frajdę całym zastępom nastolatków i miłośników
Howarda. Trafiają w niewypełnioną jeszcze niszę ekologiczną, jaką na polskim rynku
wydawniczym jest fantasy. Lecz nisza ta będzie się wypełniać, to pewne. Dziesiątki autorów
pisało książki lepiej pomyślane i lepiej zrobione, niż Howarda. Te książki trafiać będą teraz do
rąk polskiego czytelnika. Czy Howard ma szansę ustać na tym swoim słupie, pod którym coraz
więcej łazić będzie manifestacji, pod który szturmowcy już podkładają bomby, a gołębie też
bać go się przestały? Nie wiem. Ostatnie czasy pokazały, że nie ma takiego mocnego, który by
po wiek wieków miał zapewniony cokół i harcerzy z kwiatami. Na razie jednak stoi jeszcze i
trzyma się dość krzepko.
P.S. Stanisław Jerzy Lec napisał swego czasu:  Kiedy burzycie pomniki, nie niszczcie
cokołów. Zawsze mogą się przydać.
Robert E. Howard  Tygrysy morza , seria  Zwiaty Fantasy Wydawnictwo  Pomorze ,
Bydgoszcz 1990, wyd. I, cena jak kto utarguje.
Piąte piwo
Józef K. na ladzie pierwszej
klasy
Każdy kraj i każda właściwie epoka mają swój charakterystyczny przedmiot, znak,
instytucję lub zwyczaj, po których łatwo je rozpoznać. W średniowieczu był to miecz, krzyż i
szatan, na Dzikim Zachodzie rewolwer, koń, indiański pióropusz, w XVI i XVII wieku
żaglowce, piraci itd. W dzisiejszej Ameryce jest to samochód, prawo jazdy, karta kredytowa, w
Czechosłowacji piwo, w Szwajcarii bank, ser oraz zegarek, w Hiszpanii corrida, we Francji
wino i panienki, w Rosji wódka, Lenin, sierp z młotem i czerwone płótno. W PRL-u od lat do
takich elementów - symboli należało mięso.
Było obiektem pożądania, przedmiotem przestępstwa (słynne afery mięsne w latach
60-tych kończyły się wyrokami śmierci), stanowiło temat nadużyć propagandy, daremnie
wmawiającej Polakom, że są nim przeżarci do nieprzyzwoitości. Gdy dogorywający komunizm
w podwyżkach cen mięsa widział swe zagrożenie, centrale handlu zagranicznego ekspediowały
polską szynkę na zachód i na wschód, dla krajowców pozostawiając jeno ogony, rogi i kopyta.
Pomysł reglamentacji nasuwał się niejako automatycznie.
O ile mnie jednak pamięć nie zawodzi, pierwsza kartka, wyemitowana u nas gdzieś koło
1978 roku, opiewała na cukier. Dopiero lata następne przyniosły burzliwy rozwój systemu
kartkowego, który objął szeroki asortyment towarów: masło, mąkę, kaszę, wódkę a w
porywach i lokalnie takie rzeczy jak buty, majtki czy mleko dla niemowląt. Przede wszystkim
jednak przedmiotem uporczywej reglamentacji, która utrzymywała się najdłużej, było mięso.
Kartki na mięso należały jeszcze nie tak dawno w Polsce do dóbr szczególnie
pożądanych: kradziono je, fałszowano, weszły w obieg handlowy na czarnym rynku:
Wydawałoby się, że nietrudno przejść stąd do wyimaginowanej już sytuacji, kiedy kartka taka -
życiowo niezbędny papierek uprawniający do deputatu w padlinie - przeradza się w symbol
zamożności, komfortu życiowego. %7łeby ją zdobyć, opłaca się wejść w konflikt z prawem, do
zbrodni włącznie; w pewnych instytucjach kartka będzie nawet traktowana jak glejt czy dowód
tożsamości. I prawdę mówiąc, dziwi mnie nieco, że ten pomysł-samograj został wykorzystany
nie przez Polaka, znającego reglamentację z autopsji, a przez Martina Harnicka z dobrze
zaopatrzonych w mięso (i piwo) Czech.
Ale z drugiej strony to nie przypadek, że powieść  Mięso napisał Czech właśnie,
Dekadę temu w Czechosłowacji poza żarciem i piwem mało było atrakcji; w szczególności
surowo było zabronione otwieranie gęby w celu innym niż konsumpcyjny. Także myśleć nie
należało za wiele, a już myśl krytyczną o sprawujących władzę tępiono z dużą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nutkasmaku.keep.pl